O godzinie 20:00 czasu lokalnego zamknięte zostały lokale wyborcze na terenie całej Rumunii, a komisje przystąpiły do zliczania głosów. Po przeliczeniu 99,49% głosów niekwestionowanym zwycięzcą jest George Simion, który uzyskał ok. 40% wskazań wyborców. W zaciętej walce o kolejność miejsc na podium i prawo do udziału w drugiej turze wyborów ostatecznie zwyciężył burmistrz Bukaresztu - Nicușor Dan uzyskując 20,95% głosów, wyprzedzając o zaledwie 0,71 punktu procentowego kandydata koalicji rządzącej - Crina Antonescu.
Jest to już druga „pierwsza tura” wyborów prezydenckich w Rumunii na przestrzeni ostatnich 6 miesięcy. Poprzednia odbyła się 24 listopada 2024 roku, a jej zwycięzcą, wbrew wszelkim oczekiwaniom i sondażom został radykalnie prawicowy kandydat Călin Georgescu. Decyzją sądu konstytucyjnego wybory zostały unieważnione, ze względu na nieprzejrzyste i naruszające ordynację wyborczą wykorzystanie technologii cyfrowych. Ponadto, pojawiły się zarzuty dotyczące nietransparentnego finansowania kampanii Georgescu, który twierdził, że nie przeznaczył na nią żadnych środków, co wzbudziło dodatkowe wątpliwości co do uczciwości procesu wyborczego. Mimo faktu, że zwycięzca pierwszej tury wyraził gotowość do kandydowania w powtórzonych wyborach, a sondaże z marca bieżącego roku wskazywały na to, że znacząco poprawi swój wynik, na podstawie decyzji Centralnego Biura Wyborczego (BEC) odmówiono mu rejestracji argumentując to ciążącymi na nim zarzutami związanymi z listopadowymi wyborami.
Największym beneficjentem tego stanu rzeczy stał się przewodniczący prawicowej partii AUR - George Simion, który jednak niemal do samego końca deklarował, że nie planuje brać udziału w tych wyborach twierdząc, że decyzja o unieważnieniu listopadowej pierwszej tury stanowiła odebranie Rumunom prawa do swobodnego wyboru swoich przedstawicieli i naruszenie podstawowych zasad demokracji. Dopiero, gdy Georgescu namaścił go, ten zdecydował się przystąpić do wyścigu wyborczego, podkreślając jednak do samego końca skandaliczny charakter decyzji o powtórzeniu wyborów. Dał tego wyraz w debacie kandydatów, z której wyszedł po wygłoszeniu oświadczenia na temat bezprawności decyzji sądu konstytucyjnego, uprzednio wręczając kwiaty Elenie Lasconi (kandydatce, która miała zmierzyć się w drugiej turze z Georgescu) zauważając, że tylko ona ma prawo tam być na podstawie wyników listopadowych wyborów.
George Simion przez swoich przeciwników często jest określany mianem kandydata prorosyjskiego. Jest to teza bez wątpienia na wyrost, jednak nietrudno doszukać się kwestii, w których narracja przewodniczącego partii AUR pokrywa się do pewnego stopnia z linią Kremla. Mowa tu przede wszystkim o niechęci do militarnego wspierania Ukrainy i często powracający w jego wypowiedziach motyw, który Kamil Całus, ekspert OSW, nazwał hasłem „to nie nasza wojna”. Dodatkowo, Simion często uderza w resentymenty związane z „bezsensownością” istnienia mołdawskiej państwowości i sytuacją mniejszości rumuńskiej na Ukrainie, a także tony eurosceptyczne. Pozostaje, jednak przy tym zagorzałym zwolennikiem działania NATO i współpracy rumuńsko-amerykańskiej. Otwarcie wyraża podziw dla Donalda Trumpa i jego ruchu „Make America Great Again” (MAGA). W wywiadzie dla Politico stwierdził: „Jesteśmy naturalnymi sojusznikami Partii Republikańskiej i niemal doskonale zgrani ideologicznie z ruchem MAGA” .
Jego przeciwnikiem w drugiej turze będzie burmistrz Bukaresztu - Nicușor Dan, który choć formalnie niezależny, startował ze wsparciem struktur Związku Ocalenia Rumunii (USR) i to pomimo faktu, że wspomniana już Elenie Lasconi, formalnie liderka tego ugrupowania, także uczestniczyła w walce o fotel prezydenta kraju. On sam wywodzi się z ruchów miejskich, prezentuje się jako kandydat centroprawicowy, niezależny i proeuropejski. Jego główne założenia programowe obejmują: walkę z korupcją, usprawnienie administracji publicznej i wzmocnienie pozycji Rumunii w UE i NATO.
Tym co najbardziej rzuca się w oczy po tym półrocznym maratonie wyborczym (bo przecież w grudniu mieliśmy także wybory parlamentarne) oprócz drastycznego wzrostu pozycji i znaczenia prawicy, jest porażka partii starego establishmentu - PSD i PNL. Trzecie miejsce w listopadowych wyborach premiera Marcela Ciolacu, a teraz wspólnego kandydata koalicji rządzącej Crina Antonescu, dowodzi zmęczenia i niechęci rumuńskiego społeczeństwa do utrzymywania status quo, pełnego kompromisów, klientelizmu i pozbawionego wyraźnej wizji, co coraz silniej kontrastuje z radykalnymi, jednoznacznymi narracjami nowych graczy politycznych.
Dalsze miejsca w I turze wyborów prezydenckich zajęli kolejno: Viorel Ponta (13,09%), Elena-Valerica Lasconi (2,68%), Marcela-Lavinia Șandru (0,65%), Petru-Daniel Funeriu (0,53%), Cristian-Vasile Terheș (0,39%), Sebastian-Constantin Popescu (0,28%), John-Ion Banu-Muscel (0,23%) oraz Silviu Predoiu.
Wyniki drugiej tury poznamy dopiero po zakończeniu głosowania 18 maja, jednak faworytem wydaje się być Simion. Nie oznacza to bynajmniej by jego konkurent w staraniach o urząd prezydenta zamierzał składać broń. W obliczu rosnącej popularności skrajnej prawicy, Dan apeluje o jedność sił proeuropejskich i demokratycznych w Rumunii. Stawką tego starcia nie jest jedynie prezydentura, lecz kierunek, w jakim podąży Rumunia – ku dalszej integracji europejskiej albo w stronę „suwerenistycznej” izolacji.
Jesteśmy studenckim kołem naukowym, które działa na SGH. Zajmujemy się tematami związanymi z geopolityką w otaczającym nas świecie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka