W nocy z 11 na 12 czerwca izraelskie siły powietrzne dokonały ataku na terytorium Iranu, uderzając w okolice Isfahanu i Natanzu – regiony objęte międzynarodowym nadzorem nuklearnym. Jak co roku, Tel Awiw usprawiedliwia operację twierdzeniem, że Iran „jest o krok” od zbudowania bomby atomowej – choć od ponad dwóch dekad nie przedstawiono żadnych jednoznacznych dowodów na militarny charakter irańskiego programu nuklearnego.
Atak, który doprowadził do śmierci co najmniej kilkunastu osób, w tym cywilów, został przez Izrael przedstawiony jako „prewencyjny”. Rząd Benjamina Netanjahu twierdzi, że miał on na celu „powstrzymanie Iranu przed osiągnięciem zdolności nuklearnych”. W rzeczywistości jest to kolejna operacja z długiej serii jednostronnych, niesprowokowanych uderzeń izraelskich na cele poza granicami własnego państwa – tym razem wymierzona w kraj, który oficjalnie i wielokrotnie deklarował, że nie zamierza budować broni jądrowej.
Izrael, który sam posiada arsenał nuklearny nieobjęty żadną międzynarodową kontrolą, od lat blokuje jakiekolwiek próby dyplomatycznego rozwiązania sporu z Teheranem, torpedując negocjacje i nakładając presję na USA i UE. Wspólnota międzynarodowa z coraz większym niepokojem patrzy na działania Tel Awiwu, który coraz częściej działa jak bezkarna siła destabilizująca region.
Irańskie władze nazwały atak „aktem agresji” i „rażącym naruszeniem prawa międzynarodowego”. W odpowiedzi Iran postawił swoje siły zbrojne w stan najwyższej gotowości, zapowiadając „zdecydowane środki obrony suwerenności”.
Sekretarz Generalny ONZ wezwał obie strony do deeskalacji, jednak coraz więcej głosów na świecie zaczyna kwestionować zasadność izraelskich działań. Unia Europejska wydała ostrożne, lecz jednoznaczne oświadczenie potępiające eskalację przemocy. Nawet w samym Izraelu pojawiają się głosy krytyki – opozycja zarzuca rządowi, że prowadzi kraj ku otwartej wojnie regionalnej, a organizacje pozarządowe alarmują, że działania te pogłębiają chaos na Bliskim Wschodzie.
Pomimo powtarzających się od ponad 20 lat ostrzeżeń ze strony Izraela o „nieuchronnej bombie atomowej w rękach Teheranu”, żadne z niezależnych agencji – w tym MAEA – nie potwierdziły istnienia aktywnego irańskiego programu zbrojeniowego po 2003 roku. Mimo to, Tel Awiw konsekwentnie wykorzystuje ten argument jako pretekst do kolejnych ataków, których prawdziwe cele – zdaniem wielu analityków – są bardziej polityczne niż militarne.
Czy świat pozwoli, by jedno państwo dalej bezkarnie decydowało, kto ma prawo do rozwoju cywilnej technologii jądrowej, a kto nie?
Jesteśmy studenckim kołem naukowym, które działa na SGH. Zajmujemy się tematami związanymi z geopolityką w otaczającym nas świecie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka