Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska
407
BLOG

Przy piwie o samowystarczalności energetycznej

Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska Gospodarka Obserwuj notkę 55

 

Dla mieszkańców Lubelszczyzny, czy Śląska, którzy dzisiaj cierpią z powodu awarii sieci przesyłu energii, własne źródła energii byłyby wybawieniem. Czy wsi pod Częstochową, od dwóch tygodni czekającej na usunięcie awarii, nie poratowałaby – choćby częściowo – własna farma wiatrowa?
 
A są takie, samowystarczalne energetycznie miejsca. Bimba się tam na to, że „zima zaskoczyła elektroenergetyków”…
 
Samso to wietrzna wyspa zamieszkana przez 4 tys. mieszkańców. Jeszcze 25 lat temu była niemalże całkowicie zależna od prądu sprowadzanego z elektrowni opartych na węglu. Pojawił się jednak człowiek, który postanowił dać Samso niezależność energetyczną, czystą energię opartą na wietrze, słońcu i biomasie. Rezultat? Dzisiaj Samso jest samowystarczalne energetycznie. Ba! Eksportuje energię do innych rejonów Danii, zasilając portfele mieszkańców.
 
Jak do tego doszło?
 
W 1985 duński rząd podjął decyzję o rezygnacji z rozwoju energetyki jądrowej, stawiając na odnawialne źródła energii. Otworzyły się możliwości wsparcia finansowego dla czystych energii. Duński fiskus obłożył węgiel i ropę podatkiem węglowym, co wygenerowało fundusze dla technologii OZE.
 
Na Samso znalazł się człowiek, który chciał pochwycić nowe szanse. Soren Hermansen organizował spotkania, tłumaczył, wyłuszczał. Łatwo nie było. Mieszkańcy Samso z niedowierzaniem podchodzili do zmiany. Na pierwsze spotkanie przyszło zaledwie 50 osób. No, ale wyobraźmy sobie, że lokalny społecznik Kwiatkowski przychodzi z taką inicjatywą do mieszkańców Bań Mazurskich. Będzie łatwo?
 
Co przekonało mieszkańców Samso? Argumenty finansowe i …darmowe piwo. Nowe inwestycje omawiano bowiem wśród swoich, w przyjaznej atmosferze, przy pienistym trunku.
 
Co więcej, miało się opłacać. Mieszkańcom zaoferowano udziały w wiatrakach. Jakże prosty sposób na pokonanie oporu społeczności lokalnych! Własne jakoś mniej warczy i mniej psuje krajobraz… Jak twierdzi Hermansen: "Jeżeli masz udziały w turbinie wiatrowej, jest ładniejsza i lepiej brzmi. Brzmi jak kasa na koncie w banku”.
 
Państwo ze swej strony dołożyło 90 mln USD. I ruszyła lawina inwestycji, które w perspektywie 20 lat dały wyspie realne profity. I wsparły duński przemysł, bo jednym z warunków uzyskania państwowych funduszy było skorzystanie z duńskich technologii.
 
Samso w faktach i liczbach
 
  • Mieszkańcy są udziałowcami 20 z 21 turbin wiatrowych, umieszczonych na lądzie i morzu. 
  • Od 2005 produkcja energii z OZE przewyższa potrzeby zarówno mieszkańców, jak i przyjezdnych. Na miejscu zużywa się ok. 26 mln kWh energii rocznie, do innych rejonów Danii eksportuje się 80 mln kWh.
  • Całkowite zyski wynoszą 8 mln USD rocznie (generowane przede wszystkim przez państwowe dopłaty do energii z OZE).
  • Miejscowy rolnik, który jest samodzielnym właścicielem jednej z turbin, zarabia na niej 4 tys. USD dziennie.
  • Turbiny są drogie (koszt turbiny lądowej to ok. 1 mln USD, a morskiej – 3 mln). Mimo to 10% mieszkańców wyspy posiada udziały w turbinach, nawet jeżeli są to pojedyncze jednostki udziału.
  • Na przestrzeni 10 lat OZE dało zatrudnienie ok. 300 osobom.
  • Kwitnie „turystyka energetyczna”. Pół miliona turystów z Danii i całej Europy przyjeżdża, by obejrzeć sukces Samso. Za wycieczki łodzią do jednej z turbin na morzu tubylcy inkasują 30 dolarów od osoby. Zyski liczą właściciele kwater i jadłodajni.
  • Zainwestowano w termomodernizację budynków, pompy ciepła i panele słoneczne do podgrzewania wody, stare piece olejowe zastąpiono efektywnymi piecami na biomasę.
 
Druga strona medalu
 
Jako że trudno magazynować energię z OZE, a wiatr nie zawsze wieje, wyspa od czasu do czasu korzysta z elektryczności przesyłanej podmorskim kablem z elektrowni węglowej.
Nie rozwiązano jeszcze problemu paliw dla transportu. Jak dotychczas nie powiodła się próba wprowadzenia na drogi Samso samochodów elektrycznych. Mimo to część rolników produkuje biodiesel na użytek swoich maszyn rolniczych.
 
Czy Samso to dobry przykład dla Polski?
 
Częściowo tak. I u nas są rzadko zaludnione, wietrzne rejony. Co więcej, dla mieszkańców Lubelszczyzny, czy Śląska, którzy dzisiaj cierpią z powodu awarii sieci przesyłu energii, własne źródła energii byłyby wybawieniem.
 
Trudno liczyć natomiast, że Warszawa czy Gdańsk staną się szybko samowystarczalne energetycznie. Potrzeb energetycznych mieszkańców wieżowca nie zaspokoją przecież panele słoneczne na jego wąskim dachu. Nie oznacza to jednak, że węgiel jest jedyną opcją. Dlaczego Gdańsk nie miałby skorzystać z energii wiatrowej z Żuław Wiślanych?
 
Energetyka odnawialna budzi w Polsce opór. I do mnie zwracają się ludzie w sprawie inwestycji wiatrowych, pytając: „Dlaczego tutaj? Dlaczego u nas? Mieszkam tu tyle lat, było tak spokojnie, a teraz nocą będą straszyć czerwone światła wiatraków?” Dla nich to inwazja. Nadchodzi obce, cudze, a korzyści nie widać. Bo co? Że podatki dla wójta? Że gazy cieplarniane? Dobre sobie…
 
Wiatraki przyniosą profit nie mieszkańcom, ale wielkim (głównie zagranicznym) inwestorom. Wiatraki stawia niemieckie RWE, portugalski CJR, duński DONG Energy, hiszpańska Iberdrola i austriacko-hiszpański RP Global.
Tymczasem lokalna współwłasność, współudział w zyskach, osłodziłby ową mityczną „utratę walorów krajobrazu”.
 
Jak Kargul z Pawlakiem
 
Niestety, byśmy i my mogli tworzyć własne wyspy Samso, powinniśmy przejąć od Skandynawów wielowiekową tradycję demokracji lokalnej. Tam ludzie naprawdę czują się częścią swojej małej wspólnoty, widzą wymierne korzyści z bycia w tej wspólnocie.
 
A wyobrażamy sobie, by Kargul z Pawlakiem wspólnie zainwestowali w wiatrak?
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka