socjalpatriotyzm socjalpatriotyzm
886
BLOG

Dwa czerwone sztandary

socjalpatriotyzm socjalpatriotyzm Polityka Obserwuj notkę 21

 

Pamięci „socjalistów z Solidarności”, którzy nie doczekali Wolnej Polski

 

 

 

           Profesor Ludwik Hass, którego poglądy w wielu sprawach są rozbieżne z naszymi, powiedział w latach 90., że istniały dwie partie komunistyczne: „partia tych, którzy rozstrzeliwują i tych rozstrzelanych”. Poczym dodał, iż on sam należał „do partii komunistów rozstrzelanych”. Wzruszające, choć na naszej redakcji ortodoksyjny trockizm nie robi większego wrażenia. Znacznie bardziej wolimy starą, dobrą socjaldemokrację, z jej okresu młodzieńczego i średniego, sprzed 50-100 lat. Z okresu największych walk z wszelakimi nurtami komunistów. Kiedy obie strony jako swego symbolu używały czerwonego sztandaru.

 

           Wiek XX jasno pokazał, że sztandary socjalistów i komunistów były dwiema zupełnie różniącymi się flagami. Ich punktem wspólnym był sam symbol krwi robotniczej. Jednak krew na obydwu chorągwiach znalazła się zupełnie inaczej. Socjaldemokraci Europy Środkowowschodniej zostali ciężko doświadczeni. Nie tylko przez prawicowe reżimy, ale też przez dyktaturę bolszewików – najpierw Lenina i Trockiego, następnie Stalina i jego następców, aż do Gorbaczowa. Czerwony sztandar Pużaka, Abramowicza, Kethly czy Titela Petrescu symbolizuje niezłomność i opór robotników wobec kapitalizmu, nazizmu i stalinizmu. Kolor sztandaru przypomina o krwi ludzi pracy wylanej w obronie demokracji i sprawiedliwości społecznej przeciw morderczym totalitaryzmom i wolnorynkowemu uciskowi. Był też ten drugi. Sztandar Stalina, Mao, Bieruta czy Kim Ir Sena. Czerwony sztandar generała Jaruzelskiego. Czerwony, bo unurzany we krwi niewinnych współobywateli „ukochanych przywódców”.

 

Ustrój demoludów miał mało wspólnego ze sprawiedliwością społeczną i równością, a więc filarami socjalizmu. Istnieje jednak garstka wariatów z okolic SLD i Racji PL, którzy co roku bronią swojego generała rzekomo w imię lewicowych ideałów. Polski Pinochet, dyktator rozkazujący strzelać do przedstawicieli klasy robotniczej, ma być bohaterem kraju i „nowoczesnej, europejskiej lewicy”. Drenaż mózgów trwa. W czarno-białym świecie mass-mediów w nocy z 12 na 13 grudnia zetrą się podobno lewicowi zwolennicy „generała-spawacza” i jego prawicowi przeciwnicy. Żeby było śmieszniej prawicowi „wolnościowcy” są w większości zwolennikami prawdziwego Pinocheta. Tego, który w Chile kazał obcinać palce u dłoni opozycyjnym gitarzystom. Jak zwykle nikt nie wspomni o alternatywnym wiecu Lewicowej Alternatywy, która świetnie przypomina o grzeszkach obu pikietujących stron. Tak samo nikt nie wspomina o lewicowym, prospołecznym programie Pierwszej „Solidarności”. Okazuje się, iż na pozór zwalczający się przedstawiciele antykomunistycznej prawicy, liberałowie i postkomuniści dbają o zachowanie ogólnonarodowego tabu. Nie zależy im na prawdzie historycznej, a lewica ma kojarzyć się Janowi Kowalskiemu z PZPR i SLD. My przeciwko temu występujemy.

 

 

 Redakcja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka