Sosenka Sosenka
75
BLOG

Nauczycielka prawdy

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 7

Równo rok temu przeglądałam gazetę uniwersytecką. Znalazłam tam dobre, wiosenne wieści: koniec roku akademickiego, nowe nominacje. Tylko na ostatniej stronie "Pożegnania",

Moja nauczycielka łaciny. Niedowierzanie, jak zawsze. Jak to - już?

Alma mater

Na pierwszym roku uczelnia przywitała nas chłodem. Niedouczeni, znudzeni życiem wykładowcy, bariery na każdym kroku, bałagan. A Ona przyszła na zajęcia z uśmiechem. I już do końca traktowała nas, jak własne dzieci. Była ostra i bezlitośnie tępiła głupotę i lenistwo. Ale gdy dostrzegła w kimś iskierkę "kultury klasycznej", rozpływała się i przebaczała nawet tróję z gramatyki. To był hak na Nią i ja bezwstydnie go wykorzystywałam. Pasjonowałam się wtedy genealogią, więc zostawała ze mną po zajęciach i zdanie po zdaniu tłumaczyła średniowieczną kronikę. Napisałam dla żartu list po łacinie (genialna.. kalka językowa :))), a Ona pękała z dumy i chwaliła się mną młodszym studentom.

Magister to znaczy "mistrz"

Na łacinę mieliśmy marne dwie godziny tygodniowo. Mało, by poznać klasykę. Cała grupa krzyczała, że chce czytać Juliusza Cezara i przemądrzale recytowaliśmy: "Galia est omnia divisa in partes tres... ". A Ona podkpiwała, że to za łatwe i jak nas zna, to żadna erudycja, tylko cytat z piosenki Kaczmarskiego :) "Otworzę okno. Orłów tu nie ma, nie wylecą". Marudząc, wracaliśmy do wykładów Cycerona o cnocie i do wierszy Horacego. Prawdę mówiąc, mieliśmy ich powyżej uszu. Ale nasza Pani unikała tekstów łatwych. Mówiła o życiu uczciwym,honorze, szacunku do starszych. - Zwróćcie Państwo uwagę, że o tym się teraz nie mówi - kiwała głową. Dziwiła się, dlaczego łacina odchodzi ze szkół i kpiła z sejmowych mówców-erudytów: "Jakie < kłam - kłam >?! To jest < quamquam>, proszę Państwa. Jak ktoś z Was mi tak kiedyś po chińsku odpowie, to... " - wygrażała podręcznikiem, który sama napisała.

Doktorzy i profesorowie martwili się, że nie wyrabiamy statystyk w czytaniu na czas. Ona na pierwszych ćwiczeniach powiedziała coś, na co nikt z żółtodziobów nie wpadł: że to co studiujemy, to przecież filologia... to miłość [do] nauki.

Biły wtedy dzwony

Co wakacje pisałam do niej kartki z Tatr, które kochała. Chciałam jeszcze powiedzieć, że Jej życzenie filologii spełniło się, bo z naszej VI grupy aż cztery osoby obroniły doktoraty. Że jest obrona, że wręczenie dyplomów z łacińskim tekstem ślubowania. Napisałam zaproszenie. Na oba listy nie było już odpowiedzi. Dowiedziałam się, że jest na urlopie zdrowotnym, ale nie mogłam wiedzieć, że - już z niego nie wróci.

Mijało upalne popołudnie. Dzwon w kościele Urszulanek bił na 16. Tak, jak moi koledzy przysypiałam nad książką, a Ona czytała nam Catullusa: "Multas per gentes et multa per aequora vectus...". Ten dystych elegijny został we mnie, brzmiał potem w uszach przez całe lata. Jak tężejący w nieruchomym powietrzu dźwięk dzwonu. Czasem mechanicznie powtarzany, niepokoił, mówiąc o czymś, czego jeszcze nie umiałam nazwać. Bo przemijania miałam doświadczyć dopiero dużo, dużo później. 28 maja 2007 przypomniał mi się ten słoneczny dzień, Ona i ta elegia.

"Ave atque vale".

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura