Sosenka Sosenka
1037
BLOG

Barysiówka za przełęczą

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 10

Takie miejsca bardziej istnieją w pejzażu wewnętrznym niż rzeczywistym. Bo z piaszczystej drogi widać tylko mały, brązowy domek letniskowy na wprost Wielkiej Sowy.

A przecież, jeżeli istnieje dom, to nie na mapie, tylko w ludziach. Dotąd myślałam, że to takie tam gadanie, ale od kiedy znam Baśkę i Ryśka, widzę, jak można nosić go ze sobą wszędzie, gdzie się jest.

Ale najpierw o czterech ścianach.

Dopiero to, co nazwane, staje się nasze. Dom został nazwany Barysiówką, od właścicieli, Rysia i Basi. Wolnostojący budynek toalety i łaźni zwie się Działem Katalogów i Wystaw, gdyż tam się człowiek "wystawia" i ma pod ręką zestaw ciekawych czasopism. Leżenie w hamaku nazywa się hamaczeniem. A szary kot nazywa się Maniek. Mówią i nazywają rzeczywistość także obrazy i sprzęty. W domu wisi galeria zdjęć przyjaciół, trofea z wypraw górskich, krzyż i Święta Rodzina z Nazaretu, a zaraz obok, nomen omen, komplet narzędzi ciesielskich. Nad schodami maska afrykańska z wykrzywioną gębą, obrazki, rysunki, dywaniki, emblematy. Nikt ich nie bierze do ręki, one po prostu są. Właśnie takie rzeczy wiadomego pochodzenia, a niewiadomego zastosowania są najmilsze.

Mało się te ściany nie zawalą pod natłokiem pamięci, życzeń i marzeń. Ale ściany w domu, gdzie na każdego czeka herbata, świeży chleb i gorące serca, są mocne. Gości zaś ściąga się do chaty po staropolsku, wprost z gościńca. Każdy ruch w dole drogi oznacza mobilizację. Samochód albo pieszy, peugeot albo półnagi wyrostek są natychmiast identyfikowani ze strażnicy (od stołu) i hałaśliwie witani przy bramie wjazdowej. Uroczysty pochód prowadzi gościa do altany, a za chwilę Rysiek stawia przed nim zimne piwo, wyciągnięte ze strumienia. Nawet kard. Gulbinowicz, spoglądający z fotografii, to prosto i slangu wrocławskim, „Gulbi”. Tam po prostu nie ma obcych, chyba że ktoś przelicza człowieka i ziemię na pieniądze, wtedy pojawia się tylko raz i nie dostaje propozycji hamaczenia się ani koszenia trawnika. Takie sytuacje są rzadkie. Ostatnią twierdzą, jaka się poddała był leśniczy, który po godzinach służby, ale jednak został lekko nakłoniony do bruderszaftu przy pieczonym świniaku. – Panie Jurku... – No, chyba mogę tak do pana mówić? – wzruszyła ramionami Basia i tak udomowiła urzędnika państwowego.

Barysiówka rozdaje ciepło i miłość na lewo i prawo. Z historii miłosnej samych gospodarzy zapamiętałam jeden szczegół. Zanim Rysiek oświadczył się Basi, Basia oświadczyła coś ważnego przyszłej teściowej. – Odda mi Pani syna za męża? – zagadnęła miłą damę podczas zmywania naczyń po obiedzie. Teściowa, jak sobie wyobraziłam, musiała to być osoba, którą mało co mogło zdziwić. I faktycznie, teraz, siedząc przy filiżance cappucino, ozdobionej pomarańczową margerytką dowiedziałam się, że obok siedzi nie tylko teściowa Basi, ale żona zesłańca syberyjskiego, zdobywcy Monte Cassino w jednej osobie. Przyjrzałam się jej i dopiero wtedy zauważyłam, że te wciąż piękne, duże, brązowe oczy mają autentycznie południową urodę. Włoszka, która 5 lat po zakończeniu wojny przyjechała z mężem do kraju, gdzie w zimie padał śnieg, i gdzie rządzili ludzie, którzy zabrali pracę jej i mężowi, i bili na przesłuchaniach pałkami. Starsza pani ma teraz 80 lat i ciągle mówi z cudzoziemskim akcentem. Ale nie kończy swojej opowieści, bo ma do wyboru wspominać Włochy Mussoliniego albo Polskę Bieruta. – Smutne, smutne czasy – wzdycha i woli śledzić błyskawice, które pojawiają się na niebie. – Święci robią przemeblowanie – pomyślałam, bo odgłosy burzy od najmłodszych lat nazywam przesuwaniem sprzętów.

Góry na horyzoncie przestały mieć kolor sennego błękitu, a stały się sinofioletowe. Spiętrzenie Chełmca i równy wał Gór Sowich znowu uruchomiły we mnie tęsknotę za wędrówką, odkrywaniem, poszukiwaniem nie wiadomo czego (nieznośne, ale jednocześnie przyjemne uczucie). Dzisiaj już za późno na góry, lepiej zostać w chacie, która rok temu była dla mnie schronieniem przed inną burzą. I to jest piękne, że właśnie ta natura dzikiego ptaka (choć nie gęsi...) przyciągnęła mnie do takich samych ludzi, jak ja. Widocznie gniazdo jest wszędzie, gdzie są Przyjaciele, gniazdo jest wszędzie, skąd widać góry

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura