Wczoraj nad Miastem przeszła burza.
Zjawisko niezwykłe, też dlatego, że na zDolnym Śląsku mamy wybitnie suchy klimat i od 15 lat jest tak, że słońce pali ziemię przez pół roku, a deszcz jest na Boże Ciało, Zesłanie Ducha Świętego i od innego święta ;)
Ta burza przyszła do mnie trochę nie w porę. Miałam plany włączenia kompa i skończenia projektu. Klapa. Stałam i patrzyłam, jak bura woda zalewa ulicę oraz robotnicze wykopy.
Jeszcze stukały gdzieś pioruny, jak otworzyłam okno od ogrodu, bo duszno było. Przewiesiłam się przez framugę.
Świat był bardziej czysty, barwy - ostrzejsze, a w przyrodzie panował błogi spokój. Nie złamało żadnego drzewa. Nie zerwało dachu. Ptaki bezpiecznie ćwierkały w gąszczu. Pomyślałam sobie wtedy, że wiem, po co jest burza. Pod burzy wzrok i słuch są bardziej wrażliwe na to, co ważne.
Burza jest po to, żeby zostawić kasę, interesy, słowa, które mogą poczekać, żeby przeczekać, przemyśleć, a potem otworzyć szeroko okno. I zobaczyć bażanta, który nie wiadomo skąd przyleciał i przysiadł na drzewie u sąsiadów.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura