Sosenka Sosenka
61
BLOG

Piechotą po torach kolejowych

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 27

Chodzenie po torach i wiaduktach to wykluty już 10 lat temu pomysł na "zaliczenie" niewielu zakątków Sudetów, gdzie dotąd nie postała moja stopa.

Wariacką wycieczkę po sowiogórskiej, nieczynnej linii Świdnica Przedmieście - Jedlina Zdrój, zrealizowaliśmy w starym składzie, gdyż niewielu było chętnych na przedzieranie się przez krzaki i omijanie dziur w moście.

Sierpniowego poranka autobus PKS wyrzucił nas na środku szosy, między Świdnicą a Bystrzycą Górną. Iza powiedziała, że kierowca tylko ucieszył się, pozbywszy się czwórki wariatów. Pomachał aż klapą od silnika i skręcił w lewo, do Ząbkowic, a myśmy zapuścili się w głęboki rów, w którym widoczne były zardzewiałe tory tej, zamkniętej 17 lat temu i odtąd aktywnie rozkradanej, linii.

Mokro, ciepło i robale

Pamiętając odbywane tędy podróże pociągiem, jęczeliśmy ze zgrozy, widząc, jak niszczeje atrakcja turystyczna. Piękne mostki z kamienia, przytulne stacyjki, otoczone zewsząd sadami i ogrodami są już zapomniane i zdane na powolne niszczenie. Nurzając się w krzakach, wyśledziliśmy stare rampy i wagi kolejowe.

Panowie przystawali przy każdym żelastwie, dziwiąc się, dyskutując nad jego zastosowaniem i robiąc szczegółowe zdjęcia. Niejedno oko inżynierskie (G.) stwierdziło, że po tych torach musiało coś jechać i to niedawno, pewnie drezyna. Jest to prawdą, bo drezyniarze z Wrocławia urządzają tutaj swoje wyścigi. Wraz z kilkoma maniakami kolei chcieliśmy nawet udrożnić całą linię (chłopaki mieli karczować krzaki, a my miałyśmy gotować im obiadki), ale PKP nie zmieniły swojej postawy psa ogrodnika, no i za sam nocleg na nieczynnej stacji w Zagórzu Śląskim zażądano od nas słonej opłaty.

Śmialiśmy się jednak, że spotkamy pociąg widmo. Odtąd ulubionym hasłem było straszenie się nawzajem, że "coś jedzie" i trzeba uciekać.

Hyc, hyc, jak mawiał mój dziadek

Odwaga opuściła nas przed pierwszym wiaduktem. Podkłady były w komplecie, to fakt. Ale dziury między nimi ukazywały piękną, 10 metrową przepaść, na dnie której wiła się droga asfaltowa. Na ten widok nogi stały się miękkie, ręce zadrżały, a rozum odmówił dalszej współpracy. W niezłej sytuacji był Adam (powyżej 190 cm wzrostu), który z racji swych niepospolicie długich nóg spokojnie przemaszerował na drugi brzeg, holując Izę. Małomówny G. skupił się w sobie jak jogin i bez zmrużenia oka postępował z podkładu na podkład. Ja nie chciałam być gorsza i postanowiłam przejść odcinek choćby na kolanach (tak lepiej rozkłada się ciężar). Szorując kolanami o osmolone drewno, mówiłam do Anioła Stróża, że oto już ostatni raz wystawiam go na próbę.

Polskie Radio

Rychło jednak zostałam wystawiona na pokuszenie. Dalsza wędrówka przyniosła jeszcze piękniejsze widoki i jeszcze wyższe wiadukty, co prawda, z jeszcze bardziej rozkradzioną infrastrukturą kolejową (pocięte były nawet poręcze). Starannie rozmontowane torowiska, ze znawstwem odcięte gwoździe nosiły ślady długiej i mozolnej pracy wielu pokoleń. Zastanawiała jeno ufność PKP, która zostawiała wszędzie swoje logo, jakby przeczuwając, że nie każdy musi wiedzieć, do kogo należą tory. Niektóre odcinki były nienaruszone, ale tylko dlatego, że je zarosła dżungla, zawierająca w swym wnętrzu krzaki po pachy, mokre tąpadła, ciepłe bajorka. Smutno było patrzeć na szyny zalane asfaltem..

W pobliżu wiosek już tak nie było. G. i ja podziwialiśmy na przykład praktyczny mostek w ogrodzie, wykonany z podkładów, wspartych na dobrze przyciętych szynach. "Ciekawe, z czego zrobiony jest ten mostek" - stwierdził nagle, gdy jego inżynierskie oko dojrzało ślady śrub i skojarzyło całą konstrukcję z brakami na pobliskim wiadukcie.

Polskie Radio; Tak było przed wojną..

Stacja w Jugowicach wydawała nam się gotowa do odjazdu pociągu, a semafor jakby czekał na ruch dźwigni. To jest właśnie centrum drezyniarzy, którzy, dysponując skromnymi środkami finansowymi, nie dają rady utrzymać linii w dobrym stanie aż do Jedliny. Żal mi było patrzeć, bo z tej stacji, w latach 80, wracałam kilka razy z wakacji.

Na ostatnim mostku w Jedlinie stwierdziliśmy: "Wysiadamy". Coś już za dużo było tych dziur. Tąpadła różnego typu, chaszcze o charakterze kleszczowym i środowisko wodne ostatecznie wykurzyły nas ze szlaku. Znowu zdaliśmy się po pomoc do konkurencji PKP i z godnością zajęliśmy miejsca w PKSIE. A duma rozpiera nas do dzisiaj.

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Kultura