Na wykład o Łemkach miałam po prostu wpaść, a wypaść z niego w porze obiadowej. Ale zamiast o 15, wróciłam do domu o 20.
Gdy zaczęliśmy malować (jeszcze nie pisać..) swoje ikony, zmierzchało już. Na parapetach dopalały się świece, ustawione przy ikonach, tych prawdziwych. W słabym świetle trudno było rozpoznać kolor farby w miseczce, ale nikt nie wołał o żarówkę. Kartki z ikonami powędrowały na wystawę, a piętnaścioro dorosłych ludzi siedziało wokół stołu i z zapałem malowało, rysowało, kleiło i wycinało. Przed nimi leżały sterty papieru, drewna, materiałów, cekinów, sznurków i kredek. Jarek chodził i żebrał u wszystkich o źdźbła słomy (dosłownie!), Ania straszyła gorącym klejem, który parzy dłonie, Marcin, fotograf, biegał wokół stołu i strzelał w dzieła fleszami, i stąd te nierówne kreski..
O 17 Karolina, prowadząca, włączyła film na DVD. Kto chciał, malował dalej. Kto nie chciał, mógł złapać pajdę chleba ze smalcem lub jabłko i oglądać.
Postanowiłam skończyć swój collage z Połoniną Caryńską, koleżanka - skomplikowany deseń, jak z arrasu, a kolega - model domu łemkowskiego. Cisza, herbata, praca twórcza, której potrzebuję jak powietrza. Było jak w domu. Nic dziwnego. W tym pokoju, 100 lat temu, mieszkała święta Edyta Stein. Wodziłam wzrokiem po gładkich ścianach, białych i błękitnych. Wyremontowana czynszówka, zjawisko nietypowe w dzielnicy sypiących się kamienic.
Myślałam, jak zwykle, o byłych właścicielach domu. Co by pomyślała młoda Edith, niemiecka Żydówka, gdyby jej powiedziano, że w następnym stuleciu, w tym domu będzie słychać polską mowę i łemkowskie piosenki? A co dzisiaj powiedziała do św. Michała Archanioła, patrona lokalnej parafii (i Rusi Kijowskiej), widząc, jak kleimy pocztówki i domki, jemy ciastka i oglądamy w jej pokoju "Mojego Nikifora"?
www.dompokoju.org
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura