Od zawsze stał u dziadka na szafie. Myślałam, że jest pokryty patyną czasu, bo nawet postać Chrystusa trudno już było na nim rozpoznać. Okazało się, że jeszcze ojciec dziadka wyniósł go kiedyś z pogorzeliska.
A teraz już wiem, że to był 1886 rok. W Stryju wybuchł wielki pożar, od jednego węgla z pieca, który zniszczył całe miasto. Tego dnia pradziadek, podówczas młody narzeczony, prowadził ze Lwowa pociąg ratowniczy do pożaru. Tam właśnie pomagał gasić palące się domy i znalazł krzyż, z którym wrócił do Lwowa. A krzyż przeszedł z rodziną tułaczkę w czasie I i II wojny, i po niej. Stał potem, zawsze w cieniu, nigdy nie dostawaliśmy go do rąk.
Tymczasem pradziadek przez tę akcję gaśniczą spóźnił się na własny ślub.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura