Sosenka Sosenka
47
BLOG

Gorszyciel Ziemi Żmigrodzkiej

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 23
Była letnia niedziela, w upalnym powietrzu wesoło biły dzwony..ach, podręczę Wenhrina, coby szybciej uruchomił swój rower (tak jak sobie obiecuje pod moim poprzednim tekstem). Ta wycieczka zaczęła się od wysiadki w Żmigrodzie.
 
Siedzieliśmy w rynku i jedliśmy późne śniadanie, bułki słodkie, po których niemal zawsze boli mnie żołądek, ale które jednak znakomicie podnoszą poziom cukru, i piliśmy wodę mineralną. Było jasno, aż biało od słońca, a ludzie w pastelowych ubraniach maszerowali na Mszę w kościele, w rogu rynku. Tuż obok nas stała natomiast kolumna maryjna - nie mogliśmy wyjść ze zdumienia, że oryginalne, niemieckie napisy zamalowano farbą. I teraz szwabacha wychodzi spod niej i tak, ale za to jak wygląda.. Wspominałam o tym ostatnio. A im dłużej patrzę na te budowle i pomniki, tym bardziej wydaje mi się, że różowa i łososiowa farba są wyrazem dolnośląskiej sztuki regionalnej.
 
Jadą, jadą Leśni
 
 W Żmigrodzie zmarudziliśmy mnóstwo czasu, bo Adam musiał obfotografować kościół z zewnątrz, wewnątrz, baszty, mury (jeśli ich nie ma w tym mieście, znaczy, że mnie się już coś miesza po tylu wycieczkach). Potem trafił się na wpół zrujnowany pałac w starym, mrocznym, mocno rozćwierkanym parku. I dopiero okrążywszy pałac, wyruszyliśmy na spalone słońcem pola i wilgotne rowy, pachnące jakimś ostrym ziołem. Jadąc leśnymi ścieżkami, rwaliśmy maliny i śpiewali pieśni partyzanckie:
 
 Idą, idą Leśni, lampę mają z gwiazd
 
Nikt nie słyszy pieśni, tylko jeden las..
 
 Śpiewały też ptaki w gąszczu. Koncert odbył się dlatego, że w pobliżu były stare okopy, a nawet jakieś Szwedzkie Szańce, resztki fortyfikacji z XVII wieku. Z samych szańców oczywiście nic nie zostało, ale znowu była okazja, żeby zużyć dużo czasu, tak jak na terenie przykościelnym, gdzie pozowałam w pustym pniu drzewa.. Jadąc z wioski do wioski, mijaliśmy maleńkie leśniczówki z murów szachulcowych, dawne szkółki wiejskie o spiczastych wieżyczkach i przydrożne krzyże, jakby przypięte do ziemi kolorowymi wstęgami. Podwórka domów były jak wymarłe, nawet psy siedziały w swoich budach. Ciemne cienie sosen tworzyły plamy na rozświetlonej trawie. Było cicho i jak u Kochanowskiego, błogo:
 
 Już mdłe bydło szuka cienia
I ciekącego strumienia,
A pasterze chodząc za niem,
Budzą echa swoim graniem.
 
 Aaadam..??
 
Późnym popołudniem dotarliśmy do wioski o dość nieciekawej nazwie, gdzie Adam-świntuch sfotografował się pod tablicą z nazwą miejscowości. Upewniwszy się, że nikogo obcego w pobliżu nie ma ("Jedzie, jedzie!"), odwrócił się tyłem do obiektywu, wypiął pupę i tak został uwieczniony, z napisem "Biały Kał" nad sobą. Kto wymyśla takie nazwy, nie wiem. Wrocławscy przewodnicy sudeccy też nie wiedzą i nabijają się od dawna z podgórskiej wioski Stolec.. Mnie osobiście jest miło, że zameldowana jestem gdzie indziej.
 
Po tym występie Adama, oglądając się trwożnie za sobą, opuściliśmy gościnne progi. Niegodne to było zachowanie i trzeba było co prędzej zwijać się do pociągu. I znowu: było przecież tyle czasu, a na stację w Żmigrodzie (bo zrobiliśmy pętelkę) wpadliśmy 50 sekund przed lokomotywą.. A przecież mieliśmy tyle czasu w zapasie??
 
 Update 23.02.2008. Jacor, dobrze, że przypomniałeś o pałacach ;)
 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Kultura