Zainspirowała mnie Łyżeczka niezastąpiona, żeby napisać swoje trzy grosze, a raczej - trzy kilometry o niedzieli. Dzień później i dla samego faktu, żeby cieszyć się słowem malowanym.
Skończyły się właśnie zimowe ferie na Dolnym Śląsku i skończyły się, jak to bywa, początkiem wiosny. Już w piątek wieczorem, w centrum miasta, wypatrzyłam pąki na jakimś drzewie. Drzewo stało w granatowym cieniu, ale to chyba mi się nie wydawało.. Stałam tak na przystanku, mrużąc oczy, i dziwiąc się, jakbym zobaczyła je pierwszy raz.
A wczoraj około piętnastej poszłam sobie na rower. Dawno nie miałam takiej spokojnej wycieczki, jedynie w towarzystwie aparatu fotograficznego i słońca - resztę zostawiłam za sobą. Nawet polar (już drugi raz w tym sezonie). Długo stałam w błotnistej, topolowej alei i patrzyłam w tę stronę, skąd zawsze widać Sudety. Ich błękitny zarys kontrastuje z zielonymi polami, ciągnącymi się aż poza granice Miasta. A nawet jeśli, tak jak wczoraj i dziś, powietrze jest lekko przymglone, to o dobrym kierunku poszukiwań przypomina linia kolejowa na Jelenią Górę.
Teraz też pohukiwała lokomotywa elektryczna i wymalowany sprayem pociąg wlókł się z wysiłkiem w kierunku Jaworzyny - aż coś mnie w środku załaskotało (jeszcze tylko parę tygodni!). Na tle błękitu widziałam lecące kaczki, a za nimi, w ciepłym wietrze drżały kolorowe wstążki latawca. Nawet jak wyjechałam dalej na południe i stanęłam, oparta o głupi drogowskaz z przekreślonym napisem Wrocław, nie przeszkadzało mi wycie samochodów i motocykli.
Za sobą miałam domy i składy artykułów metalowych, przed sobą masyw Ślęży i czułam się szczęśliwa. Bo też wreszcie, nie wiem od jak dawna, naprawdę było mi ciepło!
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura