Zielone, pofalowane pola ciągną się do samej Trzebnicy, a w załomach fal mieszczą się czerwone i białe wioseczki. Każda, ze swoim krzyżem pokutnym, dawnym domkiem nauczyciela czy kaplicą, ma swoją własną opowieść o ludziach i Ziemi.
Wczoraj byłam w takim wiejskim kościółku z czerwonej cegły, stojącym przy drodze. Oglądałam surowe, białe ściany i ołtarz z odrobiną złoceń, wdychając charakterystyczny zapach wilgoci, kurzu czy czegoś tam. Ale co mnie zainteresowało najbardziej, to szara tablica, wmurowana z boku:
"Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość. Te trzy. Z nich największa jest miłość (1 Kor 13).
Tych, dla których to miejsce było kiedyś ojczyzną oraz tych, którzy też stracili swoją ojczyznę, a tutaj znaleźli nową, powierzamy dobremu Bogu.
Głuchów Górny, 2005".
Tablica dwujęzyczna, wiadomo, ale nie to jest ważne. Było w tym coś wzruszającego, a zarazem - naturalnego. W taki prosty, a ogólnie zrozumiały sposób, katolicy z wioski podają rękę katolikom z przedwojennego dorfu. I vice versa. Nie jest napisane o Polakach i Niemcach, tylko o tych, którzy tu byli i tych, którzy przyszli. Nie wiem, dokąd odeszli ci pierwsi, a wiadomo, że odchodzili całymi osadami w jedno miejsce. Może zaglądają czasem jeszcze do swojej dawnej świątyni, przed którą figurze Marii towarzyszą dwa bliźniacze posągi z aniołkami, z inskrypcją wyrytą gotykiem. Widziałam, że czasem przy takim murze kościelnym zatrzymują się samochody na rejestracjach zza zachodniej granicy i choć wychodzą z nich osoby po pięćdziesiątce (więc raczej nie urodzone tutaj) z aparatem w ręku, to zawsze myślę, że Ktoś ich tutaj przyprowadził.
Po południu, gdy przeszły chmury gradowe, powietrze było tak przejrzyste, że Wrocław z jego spiczastymi wieżami był jak podany na tacy. Nad nim stała granatowa Ślęża, a za nią wyraźne, zabłękitnione Sudety. Wydawało się, że wszędzie jest blisko, a skoro blisko do Wrocławia, to do Lwowa też. Byłam ciekawa, czy tam też pojawi się szara tablica: tam, gdzie z kapliczki, w której modliła się J., sowieci zrobili magazyn nawozów. Albo tam, gdzie 4 lipca nad ranem w 1941 D. patrzył na oddział Nachtigall i grupkę cywilów, i zmienionym głosem mówił do A.: "Śpij, śpij, to tylko żołnierze przestrzeliwują broń".
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura