Sosenka Sosenka
79
BLOG

Droga do Cisnej. Dla Księżnej, dla Noblogi, dla Znienacka, dla P

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 33
Dziwna była nasza droga do Cisnej. Już chyba zawsze będę widziała ją w tonacji szarości, stali, bo grafitowe było wtedy niebo, i ciężkiej zieleni końca sierpnia. Pamiętam ją, jak jakiś film.

Szliśmy z Komańczy i mieliśmy za sobą asfalt donikąd, Ostatni Sklep na Szlaku, tory kolejki, przerzucone nad przepaścią, nie wiadomo dla kogo, bo dawno zardzewiałe. Było zdziwienie:- Jak - tory, a nic nie jeździ?? Musi! (dla mnie zardzewiałe tory, może to śmieszne, ale to niemal symbol śmierci) i były smutne, sine Jeziorka Duszatyńskie, marszczące się raz po raz od gwałtownego deszczu. Deszcz, który wiernie chodził za nami, szumiał w liściach, zresztą cisza i w lasach wokół ani żywej duszy. Świat jakby porzucony przez żyjątka, też dwunożne, choć od razu przypomniały mi sie opowieści o kłusownikach, dezerterach i przemytnikach. Znałam już Beskid Niski, ale to - to była dziwna ziemia. Tam b y l i ludzie, a mimo to my nigdzie ich nie widzieliśmy, nie spotkaliśmy nawet drwali, którzy zostawili świeże drewno na błotnistej drodze. Jakby jakiś czar się uparł, działać, dla nas. Czułam się właściwie jak intruz i momentami drżałam, przedzierając się za P. przez gąszcze. Noc na Przełęczy Żebrak to już osobna historia.

Drugiego dnia, pokonawszy zwalone pnie i chaszcze, w półmroku zeszliśmy do bacówki. Moja Cisna zmieściła się właściwie w jadalni tego schroniska. Ssiedziałam na wprost dużej czarnobiałej akwareli (?), na której jest cerkiew w śniegu i wilki, podchodzące do niej z otwartymi do wycia paszczami. Ten obraz chyba sfotografowałam oczami, bo ten jeden szczegół pamiętam - na zawsze stał się dla mnie wizytówką Bieszczad, a wierszy Harasymowicza jeszcze wtedy nie znałam na pamięć. Był niepokojący, patrzyłam na niego, za oknem czarna noc, i przypomniały się opowieści o niszczeniu bojkowskich wiosek, potem o dzikich zwierzętach, nawet bajki dla dzieci, pisane chyba nie dla dzieci ("O Żelaznym Wilku" itp.). Nazwałam to lękiem bieszczadzkim, on pozostał we mnie i odzywa się delikatnie przy każdej wizycie tam. Rano rozglądałam się po zielonych wzgórzach, próbując połączyć letni spokój z ponurą przeszłością miejsca, którą analizowałam wieczorem, i doszłam, że nie mogę się tutaj zagnieździć. Miejsce chyba mnie nie chce, czasem tak mam, a może to ja odkryłam wtedy w sobie jakieś odczucia przodków ze Wschodu, którzy uciekali z płonących wiosek, przed karabinami i siekierami. Cisną zapamiętałam właśnie przez ten malowany obraz, bez ludzi w tle, a za to z paszczami wilków: nie wiem tylko, czy ta namalowana cerkiew była "żywa", czy już pusta, ale w południe kiedy zeszliśmy w dół, do przystanku PKS, ktoś pokazał nam miejsce po niej i po cmentarzu. Chyba sucha trawa, resztki krzyży - czy ja to widziałam, czy już nakłada mi się na to film z Beskidu, sama nie wiem..

A ten wieczór jakoś do mnie wraca, jak bumerang, jak dawno czytana baśń. Chciałabym teraz siedzieć na werandzie bacówki, albo w oświetlonej jadalni, słyszeć tętent kropel walących po dachu, wdychać zapach drewna z belek i czuć lekki, bieszczadzki lęk przez tę spaloną cerkiew i głodne wilki zimową nocą. Lubię tak siedzieć wieczorem, dotykać ustami starego, emaliowanego kubka z wymalowanym obrazkiem ziół, herbata z którego jest zawsze okropną zawiesiną, za gorącą i za gorzką. Po drugiej stronie stołu zawsze siedzi ktoś z Przyjaciół i uśmiecha się swoimi dobrymi oczami ze śmiesznymi zmarszczkami wokół. Ma silne ręce, które za dnia potrafią mnie wyciągnąć, razem z plecakiem, z rowu albo innej zapadni, a teraz tylko się patrzy i leniwie dzwoni łyżeczką w swój kubek. I gada o jutrzejszej trasie. Dzięki takim rozmowom, ze słowami albo i bez nich, już mniej się boję, gdy nadciąga bieszczadzka noc i góry zaciągają się smugami mgły.

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Kultura