Najpierw zobaczyłam Lodowy. Wszyscy wychodzili na pagórek za campingiem i patrzyli się na północ, coś sobie pokazując na horyzoncie. Po tygodniu stanęłam i ja i wreszcie zobaczyłam, i aż drgnęłam.
Miałam wtedy niecałe 18 lat i byłam na licealnym obozie na Słowacji, aż pod granicą z Węgrami. Dojechaliśmy tam przez Muszynę-Plavec, więc po drodze pierwszy raz zobaczyłam Beskid, zielone góry, jakąś cerkiew, która może mi się nawet śniła, bo to było nad ranem. Po tygodniu byliśmy w Hrabusicach w Słowackim Raju i tam miałam zderzenie z Tatrami. Przestraszyłam się lekko, bo przed sobą miałam tamtejszy płaskowyż, do którego widoku byłam przyzwyczajona, i tak wędrując po nim wzrokiem, nagle dojrzałam nieruchomy kawał granitu, do połowy ukryty w mgle - tak jakby zawieszony nad ziemią.. Tu przypomina mi się wiersz Obertyńskiej
o Uralu, olbrzymie "w żelazisty pomruk zastygniętym". On też..
Do Polski wracaliśmy przez Łysą Polanę. Z okien autobusu mogłam oglądać Łomnicę, Hawrań i Murań. Przyzwyczajona do zielonych Sudetów nie miałam pojęcia, że mogą istnieć takie skalne ściany, groźne i czasem słabo widoczne. Miałam wrażenie, że to jakaś nieznana mi potęga, że tych gór się nie zdobywa z marszu taka jak Sudetów, tylko na nie patrzy, trzeba, i tu nie przesadzam, najpierw zapytać "Czy mogę?", a potem wejść. Dolina Kościeliska, którą jako jedyny zakątek w Tatrach zdążyliśmy zwiedzić, zanim zapakowaliśmy się do Strzały Północy, była zupełnie inna. Przypomniała mi natychmiast film o Janosiku. Bajka.
Tatry Polskie przeszłam chyba całe, z wyjątkiem Przełęczy Pod Chłopkiem i odcinka między Zawratem a Granatami (same Granaty - tak). Co ciekawe, dotąd nie mogę zaakceptować tej ich skalistości, grani i martwych, pustych dolinek. Męczę się zbyt szybko na ostrych podejściach, dopiero schodząc, skaczę jak kozica - jak to podsumowali jacyś turyści. Po wejściu na szczyt od razu szukam na horyzoncie Gorców, a potem Babiej Góry. A jednak, ile razy patrzę z drugiej strony - z Beskidu na Tatry - odzywa się we mnie to, co tyle razy opisywał Tetmajer, dla którego one były "skalnym konfesjonałem". Ten łańcuch Tatr na horyzoncie, widziany na przykład z szosy Nowy Targ - Krościenko na Dunajcem, jest zawsze taki sam, podczas gdy Beskidy są zielone albo rude, a tutaj to są zawsze jednakowe szare skały, szczególnie dobrze widoczne o zachodzie słońca: z tymi pomarańczowymi odbłyskami. Patrząc na nie, mogę sobie odtworzyć trasy z obozów, policzyć kolejne szczyty i przełęcze. Chociaż marudzę na nie, porównuję je nieustannie z Sudetami, wybrzydzam, że nie mają pienińskich łąk i łagodnych gorczańskich przełęczy, Tatry stoją nieruchome na tle tego wieczornego nieba i wyglądają, jakby czekały..
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura