Spotykam je, mając już za sobą dobry kawałek drogi. Trzeba zejść do wsi po wodę mineralną, przejść kawałek asfaltem, byle szybciej, a tu otwarta brama w kamiennym murze. Wchodzę. Przecież nie ominę tego, co ma w sobie Tajemnicę.
Kiedy przychodzę z piaszczystego szlaku, mam w głowie jeszcze szum drzew i bzyczenie piły w lesie. Tu staję na wydeptanej, aż wklęśniętej miejscami posadzce kamiennej, biorę oddech zimnego powietrza i od razu zderzam się z napisem: "Zachowaj ciszę. Pan jest blisko". O, to ktoś jeszcze o tym przypomina.. Wydawałoby się, że to normalne, ale ja już jestem przyzwyczajona do kościołów miejskich, otwartych na oścież i dobrze strzeżonych, gdzie od ścian odbija się echo tramwajów albo niski głos przewodnika. A tutaj absolutna cisza, jakby zarezerwowana dla Miejsca. Rzeczywiście. Jak to kiedyś ujął u mnie Amstern, "się czuje tego "Onego". On tu musi być. Właśnie tak.
W tych kościółkach latem pachnie liliami, różą herbacianą, starym drewnem i wodą. I ślubem. Do tego wniosku doszłam, gdy będąc ostatnio
w Ciechanowicach, wściubiłam nos przez kratę i popatrzyłam na krótki rząd starych ławek, przyozdobionych na I Komunię czy niedawne Boże Ciało. W duszne popołudnia majowe czy czerwcowe całą bandą jeździmy na śluby znajomych, to dlatego znam te małe kościółki o małych zakratowanych okienkach, na co dzień zamknięte z obawy przed złodziejami, otwierane z okazji uroczystości. - I pomyśleć, że koleżanka całe życie chodziła do takich cudeniek, a teraz chce jej się wyjeżdżać z mężem do blokowisk? Oglądam figury o ciekawych, drobnych, jakby dziecinnych twarzach Madonn, świętych Franciszków, Antonich czy, jak to u nas, na Dolnym Śląsku, najczęściej bywa, Janów Nepomucenów. Kto by pomyślał, że w surowych białych murach mieszczą się takie okazy sztuki barokowej, złote ołtarze o kręconych słupach, otoczone zawijasami tabernakula i organy na nisko podwieszonych chórach. Gdyby nie przypadek, wcale by mnie kiedyś nie zaniosło do tych maleńkich świątyń, stojących w głębi wsi.
Czasem są otwarte. Możemy wejść i ostrożnie przejść po czerwonym chodniku, aż do ołtarza, jak ciekawskie dzieci. Pamiętam, jak z lekkim lękiem przyglądałam się pierwszy raz czarnym chorągwiom żałobnym, schowanym gdzieś w kącie, albo katafalkowi, no, tak, TAM jeszcze pożegnanie odbywa się w kościele, nie w kaplicy cmentarza komunalnego. Tego też nie znałam. W ogóle, tutaj mimo że panuje większy szacunek do Miejsca, nie ma takiej anonimowości: na ławkach leżą poduszki konkretnych pań babć, zdarza się czyjaś książka do nabożeństwa, której nikt nie świśnie i która czeka sobie spokojnie do niedzieli, a zapowiedzi przedślubne oraz intencje mszalne zawierają dane nieomal genealogiczne.
Dobrym znakiem są tablice od nowych mieszkańców wsi dla tych przedwojennych. Równie często spotykam tablice dziękczynne za wybawienie z sowieckiego piekła czy poświęcone zamordowanym na Kresach. Bardzo dobrze widać przechodzenie czasów i pokoleń. W sieni, w białej ścianie wmurowane są renesansowe płyty nagrobne jakichś dam w wysokich kołnierzach i czepcach, naburmuszonych rycerzy z wąsami i uwięzionych w podobnych mundurach dzieciątek. Gdybym była historykiem sztuki, to bym szybciej uchwyciła bieg epok. Tu zresztą wszyscy jesteśmy wędrowcami, nawet madonny, chorągwie albo całe ołtarze, przywiezione w skrzyniach, towarowym pociągiem z jakiejś -ówki spod Tarnopola, jakichś -aniec na Podolu.
Za progiem oślepia mnie światło i w trzy sekundy dopada upał, szum, ćwierkanie i wesołe głosy współtowarzyszy. W wilgotnym półmroku łatwo jest zapomnieć o istnieniu tej rzeczywistości, i to do szczętu. Z kolei wróciwszy już do niej, łatwo stracić ciszę, która jednak udziela się człowiekowi po wizycie w przydrożnym kościółku. Ja jestem z tego hałaśliwego, słonecznego świata, ale i tak trudno mi od razu dobrać słowa, podjąć przerwane rozmowy, znowu uruchomić stopy i gnać przed siebie. Nawet łapię się na tym, że jeszcze nie chcę. Więc czasem jest tak, że muszę najpierw obejść budynek dookoła, niby to z powodu kolejnych epitafiów, i dopiero wracam na drogę. Wracam powoli. Do następnego razu.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura