Konduktor, zadowolony, poszedł do domu. Iza znalazła jakiś przytulnie wyglądający nagrobek wmurowany w ścianę kamienicy. Zrobiliśmy jej wysoce niemoralne zdjęcie w pozie martwej damy i powolutku poszli w stronę Rynku.
Miasto było jak martwe. Nie licząc wesela ze straszliwą muzyką, odbywającego się w restauracji obok. Jeśli ktoś siedział akurat w knajpie czy ogródku piwnym, był wpatrzony w telewizor jak sroka w kość. Można było usiąść z boku na kamiennych stopniach i za darmo śledzić, jak nerwowe ludziki biegają po zielonej murawie. Ale dużo zabawniejsze było obserwowanie widzów tego zjawiska, znieruchomiałych w bólu i cierpieniu.
Drugi okruch nocy
Było jasno, w sam raz do bezsennych podróży. Po prawej stronie drogi na Bolków ciągnęły się pola. Za nimi potężny, ciemny masyw Karkonoszy, poprzecinany tu i ówdzie światełkami na przełęczach. Widziałam wyraźnie Śnieżne Kotły, Odrodzenie i Małą Kopę.. A nad tym wszystkim wisiał sobie nieruchomo miodowy księżyc zmieszany z błękitem. Myślałam, że zobaczę jeszcze nocny
gotyk w Strzegomiu, w półmroku dla mnie zawsze tajemniczy i niepokojący. Ale.. kiedy się obudziłam, zobaczyłam już stado białych świateł na Bielanach.
Trzeci okruch nocy
Do autobusu nocnego zostało nam pół godziny.- Chodźcie na Ślężną. Tam się podobno jara tramwaj - zaproponował Adam. O północy staliśmy więc sobie na skraju chodnika i obserwowali, jak dziesięć tramwajów z trzech różnych kierunków stoi w korku. Jeden miał opuszczony pantograf i zgaszone światła, ale się nie palił. Niestety. Za to jakże zabawne było obserwowanie, gdy przedpotopowy wóz techniczny z lat 70. holuje wagon z XXI wieku. Za nimi grzecznym sznureczkiem ruszyły inne niebieskie wozy.- Patrzcie, nie udało mu się! - krzyczeliśmy jak dzieci z przedszkola.- Eee, łamaga, jak on jutro da radę na
paradzie tramwajów.- Zakorkują się w zajezdni, hehehe!
Komisja z MPK złożona z trzech umundurowanych panów o imponujących brzuszkach robiła właśnie tajną naradę nad jakimś rozjazdem, gdy zachciało nam się głośno komentować akcję. I nagle sami usłyszeliśmy: - Patrz, a oni dalej się gapią.
Trzeba było już naprawdę wracać z wycieczki. Ruszyliśmy na przystanek. Głośno i bezkarnie śpiewając nieśmiertelną arię: "Bella rosa.. Ahahahahaaa!!!".
Kurtyna z hukiem opada.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura