Około 23. trzeba wysiąść, albo raczej wypaść w ślad za plecakiem. Włóczykij staje w wąskich drzwiach wagonu, bierze zamach i strąca 65 litrów w przepaść. Potem, sam, dziwnie lekki, schodzi po stopniach na peron.
Zimno. Włóczykij, który śpi jak ptak na gałęzi, zasnął był akurat przed samym Krakowem. Organizm nie lubi takich zmian. Po ramionach i plecach przechodzi powiew chłodnego wiatru. To nieprzyjemna odmiana zimna, którą jest w stanie wyleczyć tylko ciepła woda i kołdra. Bo to już bardziej marznięcie ze zmęczenia niż od letniej nocy.
Plecak daje się zarzucić na ramiona tylko z pozycji klęczącej, a ciężar zarzuca Włóczykija na bok.- Hi, hi, hi - parska śmiechem na myśl, jak wygląda idący zakosem.- Już? Gotowa? - Cichy i dający bezpieczeństwo głos Przyjaciela prowadzi w stronę jakiejś sprawdzonej dworcowej knajpy. Włóczykij pochyla głowę, poprawia pas biodrowy i próbuje maksymalnie wtulić się w plecak. Dopiero tworzenie jednej bryły z nim redukuje świadomość obciążenia. Wie, że teraz miarowym krokiem, ale stale do przodu, może nawet iść przez duże miasto. Byle nie myśleć, że "To już", nie domagać się spania, siedzenia i jedzenia, tylko iść.
Oczy, które dotąd piekły od niespania, czy może od ciepła w pociągu, zaczynają widzieć. Włóczykij lubi zdecydowanie te czerwone wyświetlacze z nazwami stacji docelowych: Krynica, Tarnów.. Wakacje. Patrzy dalej, na koniec znajomych peronów i budynki za stacją. Ma dziwne wrażenie, że to jest bardzo daleko od niego. Może dlatego, że w dzień ta przestrzeń jest wypełniona tłumem i głosami, i nie widać rzeczywistej odległości. Skręca z peronu w prawo. W dzień nawet nie zajrzałby do WARSA. W dzień usiadłby po turecku na betonie i jadł kanapkę, popijając słodką herbatę z metalowego termosu. Teraz jest środek nocy, więc oboje zajmują jakiś knajpiany kąt, gdzie akurat można mieć bagaż na oku i nie trzeba na nim siedzieć. W knajpie są blade kelnerki, dwa dziady i familijna wyprawa z wielkimi walizami. Tu jest nawet za ciepło i wspomagany życzliwym spojrzeniem Towarzysza, Włóczykij zaczyna odpływać.
Nie wie, ile minęło czasu, ale czuje lekkie i ciepłe dotknięcie.- Ty, trzeba na peron - szepce ktoś z tłumionym śmiechem. Dobre i życzliwe ręce wprawnie pomagają pozbierać plecak, polar i worki, i wypychają Włóczykija za drzwi. O drugiej w nocy jest już tak zaspany, że idzie jak automat, wchodzi do wskazanego wagonu. To, co jeszcze rejestruje, to zasłonięcie burych firanek z napisem "PKP", dzikie szarpnięcie od strony lokomotywy. I stęknięcie ruszającego wagonu. Ale to ruszanie może odbywa się bardziej we śnie niż na jawie. Czasem ptak na gałęzi otwiera jeszcze oczy. Włóczykij w półmroku patrzy, jak Przyjaciel siedzi zamyślony, patrząc w okno. Czuwa..- Chce czy uważa, że musi? Na jego spokojnej twarzy odbijają się niebieskie i różowe światła latarń, nawet cienie mijanych drzew. Włóczykij nie chce przerywać mu tej chwili. Widać, że jest potrzebna.
Przenoszą wzrok zza okna do przedziału. Łapie jeszcze jeden uśmiech.- Co? Nie śpisz? - Tak.. - oddaje uśmiech. Po czym dziwi się własnym słowom. I za chwilę zasypia.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura