Sosenka Sosenka
73
BLOG

Wielkopolska

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 29
Po tej stronie Poznania byłam pierwszy raz. Wysiadłam na małej stacyjce z czerwonej cegły. Wędrując wąską ścieżką wzdłuż torów, myślałam, że to tu zaczynają się wakacje. Pociąg zniknął w trawie po horyzont. I spokój. Wielkopolska tak ma..
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Otworzono przede mną furtkę do ogródka, w którym stał jeden z tych kwadratowych domów z cegły, jakich nie znam ze Śląska (tu są głównie podłużne chaty z muru pruskiego).- My tu siedzimy od pokoleń - usłyszałam i coś ciepłego pogłaskało mnie w środku. Można pytać o to dalekie "dawno" i w odpowiedzi nie będzie przykrego: "No, musiałabym zapytać babci.. To jest teraz Ukraina".
 
Bo oni tu są u siebie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
O takich osobach jak M., czytałam w książkach. Mówiło się, że wierna służka mieszkała z państwem od małego, chowała ich dzieci,i tam dożywała swoich dni. Z wyboru. Taka jest właśnie M. Drobna, pochylona, pracowita. Rozmawiałam z nią wcześniej przez telefon - Pociąg mi uciekł - zawyłam głucho, przekrzykując łomot. - Niech się pani nie martwi. Wyglądamy panią.- Czy to nie jest dobre, kiedy ktoś mnie wygląda? Nawet chciałam sprawdzić, czy to określenie to regionalizm.. Ale właśnie M. postawiła przede mną domowe jedzenie. Wpakowałam się im na obiad, no, tak, Łyżeczka mówiła, że bez obiadu zaproszenia do poznaniaków nie będzie.- Tylko ryż nie jest z ogródka - uśmiechnęła się M.
 
 
 
Gospodarz rozpoczął posiłek - W Imię Ojca i Syna. Cicho i bez żadnych tam wstępów.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Lubię takie stoły rodzinne, a na nich nie kubki żaroodporne, ale szklanki w ażurowych uchwytach. To też poznałam w Wielkopolsce. I - Porządna poznańska pani domu robi placek drożdżowy - pisała Musierowicz. No, jakoś tak.. Ten był z rabarbarem i kruszonką. A do niego kompot z rabarbaru. Też z ogródka. Rozmawialiśmy w chłodnym, zacienionym pokoju, z widokiem na sad. Właściwie cały czas było o ziemi. O tym konkretnym kawałku, który kupili w latach 20.- Jak wybuchła wojna - mówiła M. - przyszła do nas nasza sąsiadka Agnes i wszystko zabrała. A Niemcy byli wcześniej tacy dobrzy sąsiedzi. Polacy uczyli się od nich kultury uprawiania ziemi. Nagle się to zmieniło. Zabrali nam wszystko. Nawet gołębie.- Słuchałam tego, ja, wychowana na cierpieniach kresowych - jedynie słusznych, wypierających wszelkie inne obrazy. Odkryłam, że słowo "ojcowizna" t u mogę odnieść do konkretów!
 
 
 
 
 
 
 
Oni to wiedzą i mają w sobie taki spokój ludzi "stąd".
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
A to był dopiero początek. Wyszłam od nich po czterech godzinach. Kiedy weszłam na zapiaszczony asfalt, zauważyłam, że tu wolno (sic!) jeżdżą samochody, nikt się nie przejmuje spuszczonym szlabanem i wolno przechodzi na drugą stronę. Szłam tą samą ścieżką wzdłuż torów. Tylko na stacji chciałam skręcić nie na peron, ale w stronę drzew.. Wpaść w jakiś gąszcz pokrzyw, tam, gdzie widać zatarty szlak, i musi być jakieś ukryte jezioro. Łatwo dałam sobie wmówić, że na stacji jestem tylko po to, żeby popatrzeć, jak tory zbiegają się w jeszcze gęstszych trawach. Kiedy mi się znudzi, wolno wrócę do namiotu. Albo pójdę na spacer o zmierzchu czereśniową aleją. Wielkopolska..
 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Kultura