Sosenka Sosenka
44
BLOG

Ulica Sosenkowa

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 6
Tubylcy zaspali. Było już po jedenastej, gdy Włóczykij siedział w drzwiach ich samochodu i patrzył na mocno niebieskie niebo, czekając na sygnał do wyjazdu. Takie słońce i trochę ostre już powietrze już nie było sierpniowe. Wrzesień wkroczył do miasta, zanim jeszcze Włóczykij przewrócił kartkę kalendarza "Tatry Polskie 2008".

 

 
 
 
 
 
 
 
 
Dawno nie byłam na porządnej, niedzielnej wycieczce. Niedzielnej, czyli takiej, na którą wyrusza się bez pośpiechu, pakując do samochodu prowiant, jeszcze wracając do domu, "bo czegoś zapomniałam". Nawet samochód się nie spieszył. Jechaliśmy wolno na południe, a przed nami rosło pasmo gór, jedna za drugą, za Ślężą Góry Sowie, za Sowimi - Złote, jakby ktoś nakładał na siebie szybki o różnych odcieniach gołębiego niebieskiego i szarości.
 
 
 
 
 
 
 
 
I nic się za bardzo nie wydarzyło! Ze śmiechem odwiedziliśmy słynną cukiernię w Rogowie Sobóckim. Krążąc po maleńkich wioskach wśród domów z pruskiego muru, zjeżdżaliśmy z głównej drogi na boczną, z bocznej na żwirową. - O, tędy zawsze chodzimy po chleb. A tutaj A. wyrąbał się na rolce i złamał obojczyk. A tędy chodziliśmy do kościoła. - Tubylcy już byli u siebie. W wiosce, ukrytej między łąką sulistrowicką a Radunią znaleźliśmy wzgórze sosnowe z ukrytym pod nim domkiem jak na działce. Tubylcy spędzali tu wszystkie wakacje, te najszczęśliwsze, o jagodach i malinach, wodzie źródlanej i pomidorach "wielkich jak serca". Kąpali się w dzikim kamieniołomie i pokazywali sobie grób żołnierza. Szłam piaszczystą drogą pod górę i już byłam między swoimi, o długich seledynowych igłach. Tu było bezpiecznie. Dość blisko do Wrocławia, który widać za najbliższym wzgórzem, ale dość daleko, bo z drugiej strony dolinę otulała ciemna Ślęża.
 
 
 
 
 
 
 
Wieczerza z Tubylcami składała się z kurczaków pieczonych, ciasta i wybuchów szaleńczego śmiechu (wspominaliśmy wyczyny z czasów podstawówki). Kiedy wstaliśmy od drewnianego stołu, było już po piętnastej. Wzięliśmy plecaki i weszliśmy do chłodnego lasu. Tubylec poszedł do przodu, mając niepospolicie długie nogi. A ja szłam z mamą Tubylca, delikatną i mądrą, z którą tak świetnie rozmawia się o książkach, ciężkim losie naukowca, o rodzinie i o sprawach kobiecych. A potem nawet ja nie chciałam mówić: to było wtedy, kiedy szum drzew zrobił się głośny i wyraźny jak muzyka. To znaczy, że byliśmy blisko pod niebem.. wtedy się milczy.
 
 
 
 
 
 
 
 
Pomyśleć, że w tym czasie po drugiej stronie Ślęży czekały na mnie inne, mocno bijące serca. Zgrzana, zbiegłam z Raduni po to, by pożegnać Tubylców i wpakować się do samochodu Basi i Ryśka, którzy akurat wracali z Barysiówki do Wrocka. Spóźniłam się haniebnie, mimo słanych wcześniej smsów. Teraz zdążyłam tylko zbiec.. i wręczyć im torebkę ciastek. Potem siedziałam cicho na tylnym siedzeniu i znowu słuchałam "Minął dzień wiatrem z hal rozdzwoniony...". To była krótka droga, ale mogę powiedzieć, że byłam wczoraj w obu Domach. I miło mi było potem  wieczorem, krążyć we Wrocławiu po asfalcie, patrząc, jak daleko i na czerwono świeci się maszt na Ślęży. To jest chyba to miejsce.. A zresztą, ulubione zdanie Włóczykija, zapamiętane z bajek dziecinnych, brzmi tak: "I dobrze im się żyło w małym domku pod lasem".
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura