Sosenka Sosenka
43
BLOG

Dzielnica portowa

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 33
 - Pachnie pani wiatrem - usłyszał Włóczykij. - Ja pani zazdroszczę tego roweru.. i tlenu. - Nomen omen, Włóczykij śmigał z rana po dzielnicy, która przypominała mu przedsionek portu. A przecież to okolice Dworca Głównego.
 
Miasto rozryło jezdnie, teraz też ścieżki rowerowe, i nawet cykliści muszą jeździć objazdem. Włóczykij jechał na Srebrnym, nucąc miłą pieśń, o której Tubylec mówi, że jest wykonywana przez Andrea Bocellego. Droga była pusta, nawierzchnia gładka. Włóczykij z fantazją robił zakręty, slalomy i podjazdy. Miał wrażenie, że rower po prostu tańczy pod nim. I że kierowcy patrzą na taniec z zazdrością. 
 
Zaplanował sobie akurat wizytę w Urzędzie Miejskim. Kiedy wyrósł przed nim wiadukt kolejowy na Bogusławskiego, skręcił w lewo, by przebić się na drugą stronę, do ścisłego Centrum. Wyjechał zza zakrętu jak wariat. I tam go lekko zamurowało.
 
Wiadukt kolejowy przecina Centrum na pół. Zbudowany z czerwonej cegły , osadzony na licznych filarach, łukach. Przejścia między filarami są zamurowywane celem zrobienia pomieszczeń usługowych. Powstają przez to całkiem pojemne "magazyny". W takim miejscu znalazł się właśnie Włóczykij. Po lewej stronie mijał kolorowe kafejki, bary i warsztaty. Były tam szyldy, tabliczki, nad drzwiach metalowych, drewnianych i plastykowych. Każda "komora", powstała z zabudowania tunelu pod wiaduktem, była innego zastosowania, innego koloru. Jedne pomieszczenia były zamknięte, czekając na właściwych klientów i właściwą dla nich porę, np. Sexshop, inne tętniły życiem - jak automyjnia. Knajpy wyglądały jak wymarłe, ale drzwiczki w murze zachęcały do odkrywania ciepłych wnętrz. - Dobre miejsce do prowadzenia interesów zacnych i niecnych - uśmiechnął się przekornie Włóczykij. Tu się przyjeżdża mimochodem, i nawet nie trzeba płacić za parking. Się nie spieszy, rozmawia, targuje i kombinuje, jak zbić konkurencję z pantałyku. Pan Staś zna pana Józefa, zgrzyta nań zębami, ale wie, że innemu samochodu nie zostawi..  
 
Po drugiej stronie stały jakieś rudery, garaże i składziki. 
 
Między dwoma ciągami handlowymi szła sobie prawdziwa, brukowana droga. Raz po raz przechodzili nią rzemieślnicy w kombinezonach i ich klienci z kluczykami do samochodów. Ruch..  Kolory i kształty u dołu wydawały się dobrane malowniczo, ale chaotycznie. Włóczykij stanął na chwilę i popatrzył w górę. Linia kolejowa ciągnąca się powyżej spinała je w całość. Tory i słupy trakcyjne zakręcały z wdziękiem w prawo, tuż przed rozjazdami stacji Wrocław Główny. 
 
I jeszcze ten wiatr.
 
Siedząc grzecznie w poczekalni Urzędu, widział Włóczykij szare niebo za oknem. - Tam-tam, tam-tam! - słychać było rytmiczny stukot pociągów. - Aha, to Intercity do Warszawy - skojarzył godzinę 10.30. - Mama Tubylców jechała nim ostatnio na Warszawską Złotą Jesień. - A kiedy się nie patrzyło akurat w okno, to się słyszało smutne gwizdki lokomotyw. Włóczykij poczuł się jak w porcie. Zaopatrzonym w duży węzeł kolejowy, porcie. 
 
Znowu coś nowego, nie całkiem stąd. 
 
Kiedy wracał do domu, cieszył się jeszcze bardziej wilgotnym powietrzem i kropelkami deszczu, który w końcu nie spadł. 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Kultura