- Ja nie jestem przesądny - powiedział Pan Łyżeczka. - Ale lepiej, żebyś nie spóźniła się na ten pociąg. - Pani Łyżeczka przytaknęła z łagodnym uśmiechem. A ona ma niezawodną intuicję. Włóczykij popatrzył jeszcze raz na Przyjaciół, stojących przed domem, po kostki w pomarańczowych liściach. Schował do sakwy czerwone jabłko, podane przez płot. Uśmiech. Ruszył, znowu innym szlakiem.. Pan Łyżeczka napompował był dętki Srebrnego. Tak, że ten nie jechał, ale śmigał jak łódka z żaglem. Można było najpierw przyspieszyć, a potem mając zapas czasu, przystawać na każdym wzniesieniu, podjeździe i skrzyżowaniu dróg. Było tak spokojnie, ciepło i porannie, że wcale nie na powrót. - A może Włóczykij nie miał wracać? - Im dalej na zachód, tym dłużej patrzył na wschód i tęsknił. W końcu - Te złote wzgórza są przed Krakowem - napisał smsa, no bo musiał przecież pisać, a na notes było za mało czasu. - Krzeszowice, ale nie tylko. Chociaż ja widzę dalej.. - Wcale nie widział dalej. Chciał tylko powiedzieć, że czuje zew natury, krwi, że ciągnie wilka do lasu tak mocno, jak tylko może ciągnąć w pustce, wypełnionej błękitem. Ten kolor, w połączeniu ze słońcem, tak działa na Włóczykija. Chciał przepuścić "Światowida", kupić bilet na osobówkę i wrócić pod Kraków. Wbrew krótkim dniom, zapuścić się w wąwozy tak złote od liści, że aż mruży się oczy; znaleźć pielgrzymi kąt byle gdzie, wrócić.. - Skoro Kraków, krok dalej w Beskidy. - ..kto tam wie kiedy! To w Czernej wędrowali w szóstkę taką przyklasztorną aleją, zasypaną bukowymi liśćmi. Po alei chodziły gromady wiernych i niewiernych. Wiatr szumiał, liście szeleściły, ludzie gadali. I nagle przesunęła się brązowa postać, zamotana w brązowy habit tak dokładnie, że nawet nie dojrzałam jej twarzy. Przeszła środkiem, niezatrzymywana, prosta, cicha. - Ona była z innego świata - stwierdzili z Łyżeczką. A kiedy wyszli na parking, zakręciło mu się w głowie od złota i ścieżek pod górę - tych zagrodzonych: "Przejścia nie ma". Włóczykij znalazł to miejsce rok temu, via Internet, i Łyżeczki sprawiły mu wielką radość wycieczką do prawdziwej Czernej. Pomyślał, że tu wróci za rok i nawdycha się ciszy. Coś napisze. Potem będzie włóczył się po wioseczkach, pił Tymbarka pod sklepem, wisiał na szlabanie, patrząc na przejeżdżające pociągi. Jak się zmęczy, usiądzie po turecku pod dębem i będzie konsumował kanapki. Zero rozsądku, liczenia czasu do pociągu i dotrzymywania terminów. Zew krwi. Sakwy ciężko opadły na podłogę wagonu, wrzucone z rozmachu. Srebrny o mało nie stracił zęb..atki, wepchnięty w wąskie przejście. Włóczykij zastanowił się jeszcze, czy skorzystać z przysługującego miejsca w przedziale, czy jak w tamtą stronę, usiąść w rowerowym na podłodze.Tam się dobrze słucha myśli. Tam się też drugi raz spotyka Podróżnika, którego nie widać dobrze w tłumie. Włóczykij usiadł w przedziale, za to koło drzwi. Oparł twarz na zwiniętej pięści i patrzył przez szybę na spalone od słońca pola, wyblakłe liście brzóz na ostatnich wzgórzach. W sakwie miał "Czarną Hańczę" Miłaszewskiej. Kiedy zaczął czytać, mignęło mu, że napisze lądową wersję powieści. - A może naprawdę Włóczykij nie miał dzisiaj wracać? - W domu też pomieszkać trzeba, by tęsknotę móc karmić - napisała w odpowiedzi Agnieszka.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura