Sosenka Sosenka
49
BLOG

III Dzikus

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 10
 - Przepraszam, czy to wesele się kończy, czy dopiero zaczyna? - chciał wiedzieć Rysiek. Stanęliśmy przy knajpie na drodze z Kłodzka, bo chciało nam się pić w ukropie. Ludzie w galowych strojach uśmiechnęli się - Już po poprawinach. - Chata wolna, można wchodzić.
 
W niedzielę w południe wróciliśmy między ludzi. Niżej od Śnieżnika dopiero były kolory. Wymieszane jak w dziecięcym kubełku z farbami. Smugi czerwieni wokół lasu bukowego. Co chwilę przelatywały  z ciepłym podmuchem wiatru żółte chmurki.  Zieleń poddała się ostatecznie. Nawet skały tonęły w złocie, nakrapiane cieniami fruwających liści. Szłam parę kroków za Przyjaciółmi i myślałam, że wychodzi z Włóczykija.. dzikus. Poprzedniego wieczoru  Rysiek namówił mnie na kameralną kolację w górskim towarzystwie. Był bunt, zgrzytanie zębami. - Notes, kąt, spać. Włóczykij nie chce mówić! Włóczykij chce patrzeć w ciemność i myśleć! - Ale uległam, i dobrze. W wieczornej jadalni schodzili się jeden po drugim. Widziałam, jak Szwendacz, były pensjonariusz zakładu karnego, przychodzi do Baśki z miną baranka. A ona jak matka:
 
- Nie garb się! Głowa do góry.
- Jakbym mógł, to bym panią wyściskał.
- A ściskaj! - odpowiedział Rysiek.
 
Patrzyłam na biedną ogoloną głowę Szwendacza, wybrakowane zęby i zamglone spojrzenie. I myślałam - W życiu bym nie zaczęła rozmowy. - Bo można znienacka oberwać. - A to znowu osoba z gatunku tych, które potrafią wypalić znienacka - Co, ucieka ode mnie pani, bo jestem brudny, gorszy? - Usłyszałam już takie słowa od jakiegoś pijaka we Wrocławiu. I chociaż dalej nie mam ochoty na spotkania w cztery oczy  około północy, na przystanku,  nie dają mi spokoju.
Szwendacz, który nie ostał się w pracy, bo pił.  Stracił narzeczoną.  - Pochylił lekko nieprzytomną głowę.  Człowiek.. - Basia pogłaskała go po ręce jak duże dziecko. Odszedł w ciemność, do jakiejś  chaty na zboczu. Wtedy przyszedł krokiem niedźwiedzim Stary Dziad. Kiedy siedzieli z Ryśkiem naprzeciwko siebie, po dwóch stronach stołu, widziałam pustą ulicę w Oklahoma City i dwóch rewolwerowców. - Dać im broń.. - A jednak Rysiek cierpliwie tłumaczył S.D., dlaczego nie zaszczyci go podaniem dłoni.
 
- No, jak to będzie po włosku? - zapytał Stary Dziad, czytając w oczach Ryśka  ogólnie znane "Won!". 
- Va(...) - uśmiechnął się słodko pół-Włoch. Słuchał  ich cierpliwy Górołaz (z którym być może tłukliśmy się kiedyś w jednej piaskownicy). On dawno już wywędrował w góry. Teraz walczy o utrzymanie schroniska, w którym ciągle można jeść własne śniadanie, przykrywać się starym kocem i czuć podmuchy wiatru między okiennicami. Po jego prawicy Przewodnik, który pytał uprzejmie, czy ja kojarzę taki szczyt w Alpach.. - No, bo skoro jestem między nimi, to pewnie blacha taka lub inna, i Dolomity w nogach. - A ja raz, i to w Szwajcarii. - Był jeszcze GOPRowiec, który obojętnie opowiadał o kolejnej akcji szukania człowieka w ciemności - A on siedział pod tą tam skałką.. - Słuchałam ich wszystkich.. Mogłam pytać, ale nikt mi nie kazał mówić. Mogłam też dużo patrzeć. Więc ukontentowana swoje "Schluss" powiedziałam dopiero koło północy. Włóczykij wrócił do pokoju. na piętrze. Tam mógł dziczeć dalej, układać list do serdecznej koleżanki i relację dla kumpla. 
 
Śmiesznie wraca się z gór do  porządku. Po pierwsze, trzeba normalnie jeść. W Bystrzycy każdy zatankował półmisek pierogów  (po szesnaście sztuk).  Zwiedziliśmy bramy i zaułki miasta, zamurowane przejścia i zapuszczone podwórka. - Tu się wjeżdżało karetą. Tu była studnia.. - Po drugie, trzeba czasem uważać, w czym się chodzi. Do weselnej restauracji za Kłodzkiem weszliśmy, targując się jeszcze, kto bardziej brudny i obdarty. Moja bluzka była akurat zbryzgana sokiem jagodowym, a portki w błocie. Ale z podniesionym czołem maszerowałam za samą panną młodą, dzierżącą pokrowiec z suknią. Za mną Basia. Za Basią Rysiek. Lubię  konkurs na największego obdartusa, głód po wysiłku, podpieranie twarzy dłonią.. W samochodzie z plecaka pachniała mi reszta pierogów, zapakowana w barze "Kaktus". Było sennie, góry malały. Już wzgórza. "Wrocław 55 km". Szkoda. Z głośnika nawet śpiewali - I nie mogę znaleźć Bukowiny. I nie mogę znaleźć, chociaż.. Ciągle szukam.   
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura