- Syn powiedział, że po mojej śmierci wrzuci wszystko do pieca - powiedziała Stara Baba. - On mówi, że to są wszystko śmieci. Włóczykij ostrożnie trzymał w palcach pierścień księdza zamordowanego w Dachau. W kredensie leżała jeszcze duża kaseta zdjęć. Obietnica na przyszłe spotkania. Albo.. spalone, zatopione.
- Siedemnastego września - to rozumiem - myślał Włóczykij. - Można było palić. Tego dnia Gimnazjalistka spaliła czapkę oficerską swego Studenta. Ojciec Gimnazjalistki wrzucił do pieca drzewo genealogiczne. Było podobno tak duże, jak powierzchnia jednej komory zlewu. Kwadratowe. Gimnazjalistka pokazywała mi kiedyś w swojej kuchni. Został tylko sygnet. Mały, jak na dziewczęcy palec. Tak go przynajmniej pamiętam. Monogram K. i nad nim korona.
Drzewa już nikt nie odtworzył.
Ale pewnego zimowego dnia przyszła do Włóczykija Z. Była jeszcze w czerni, choć już nie głębokiej. W dłoni dzierżyła dużą reklamówkę. - Masz, zrób coś z tym - stwierdziła na poły smutno, na poły obojętnie. - Bo jak nie, wyrzucę. Co ja z tym zrobię? - Włóczykij odczekał. Tak robi od w dzieciństwa. Musi być zupełna cisza w pokoju, a na dywanie ciepłe plamy światła. Wtedy można usiąść po turecku i wysypać przed sobą całą zawartość torby. - Wierszyki K. - juniora, wycinki z prasy, felietony. - Wierszyki.. No, no.. K. miewał robaczywe myśli. W niebie pewnie uczy anioły asertywności.. - A co to za podłużna paczka?
A to były rękopisy K. - Ojca.
Już nikt nie wierzył, że odtworzy życiorys K. Daty urodzin nie ma. Gimnazjum nie istnieje. A Słownik biograficzny zakończył notkę tak: "Umarł i zostawił żonę z siedmiorgiem dzieci". - O, Gimnazjalistko! - Włóczykijowi poleciały łzy ze śmiechu. - Brzmi, jakby drobne dziatki poszły na bruk. A to już były trzydziestolatki. Słownik biograficzny nie wie też, że w teczce Włóczykija jest podłużna książeczka, złożona z kartek w linie. A na niej napis: "Mój życiorys". Wszystkie tłumaczenia. Audycje. Nagrody. Włóczykij czytał z zaparty tchem. Życiorys pradziadka K. kończy się na trzydziestym dziewiątym.. Włóczykij przeglądał napisane - niewydane i miał wrażenie, jakby ktoś podawał je na swojej niewidocznej dłoni. - Czy chcesz..? - Nie bujda.. Ktoś niedaleko czuwa i bardzo nie chce, żeby one też były zatopione. Znowu, tym razem przez Czas..
Najgrubszy jest komplet kartek złożonych jak książeczki. W dotyku zimne, lekko wilgotne. Mocno sprasowane. Nie wiedziałam, że K. pisał też powieści..
Choć kartki nie ruszane od lat, wygląda, jakby wyjęto pierwszą część życiorysu. - Specjalnie dla mnie? - Bo brakuje, tak jak to bywa w powieściach przygodowych, odpowiedzi akurat na tę jedną zagadkę, wokół której ma się kręcić fabuła. Czyli jak dla mnie to dopiero Początek.. A Gimnazjalistka kilka razy mówiła, że pierwszego września w trzydziestym dziewiątym Teatr miał grać "Zbójców" Schillera w przekładzie K. Ja czasem sobie myślę, gdzie podział się ten rękopis..
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura