Sosenka Sosenka
39
BLOG

Opole, i finisz

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 32
Światła czerwone dla rowerów zmieniały się w zielone. Zanim jeszcze dotarłam do krawędzi jezdni. Winda na Dworcu Głównym działała.. To już znaczące. A jeszcze kilku dżentelmenów po drodze. Włóczykij stoi bezradny przed schodami, z klocowatym Srebrnym i sakwą (dzisiaj piętnaście kilo). - Pomóc pani? - Tak! Proszę.. - Włóczykij otrząsał się z zamyślenia.
 
Cień przy boku prawym.. Ktoś musiał iść za mną i kierować delikatnie.  Pod koniec trasy wypowiedziałam jedno - No, i gdzie teraz?! - Rzekłam to wściekłym głosem.  Bo oznaczenia fatalne. A ja krążyłam w deszczu ze śniegiem. I proszę, i odwróciwszy się o dziewięćdziesiąt stopni, stanęłam twarzą w twarz z napisem: "Opolskie Centrum Onkologii". 
 
W dyżurce było ciepło i przytulnie.
 
Wtrąbiłam gorącą i słodką herbatę. - Pani przyjechała z Wrocławia na rowerze?? - pielęgniarka popatrzyła na dżinsy zdobne w zacieki. - Pociągiem i rowerem. Pogoda nie ta. Choć za rok, kto wie... - rozmarzyłam się trochę. Oddziałowa popatrzyła na moje ręce. I zaproponowała, że pomoże nieść sakwy.  Ale honor Świętego Mikołaja nie pozwolił. Jak już dotarłam.. O, nie. Niech tylko wskazuje drogę.
 
I dobrze. I trafiłam.
 
Około trzydziestu kobiet. Były w większości słabe, jak zasuszone kwiaty. Wydawało się, że siostra zakonna, leżąca w białym weloniku, zaszeleści jaka anioł skrzydłami i uniesie się nad łóżkiem. Niektórym było już wszystko jedno, w sensie fizycznym. Ale psychicznie wszystkie dzielne. Ostatecznie, jak podsumowała jedyna mieszkanka jednego z pokoi:
 
- Trzymom sie, bo musze.
 
Mimo zabiegów i badań, które dla każdej kobiety, niezależnie od konieczności, są przykre, są wchodzeniem w granice sfery osobistej. Mimo że.. przerzuty.. Jedna nie miała już oka. A jeszcze się uśmiechała, że tym jednym widzi pielęgniarkę. Szłam z Oddziałową z piętra na piętro. Odwiedzający patrzyli na przebierańca z tą srebrną gwiazdą. A ja już  wczoraj wczułam się w sytuację, że przecież mnie nie widać. Albo ma być widzialny Kto inny. O, tak. 
 
- Witam, Mordki moje. Ta pani przyjechała do was z Wrocławia i..
- Kiedy ostatnio był u mnie święty Mikołaj??
 
Na te słowa odwróciłam się od progu. - Chyba niemożliwe. Chór trzech głosów na raz. Siedziały każda, patrząc na prezent. I każda zdziwiona.  Wyszłam. Ale też miałam dość dziwne uczucie. Jakby po moim wyjściu z kolejnej sali zostawała tam złocista mgiełka. Coś unosiło się w powietrzu. - Odcień bieli był już inny? - tak próbowałam to wytłumaczyć w Krakowie. Ale w Krakowie sądziłam, że mi się to wydaje. Bo przecież, zdrowa, mam w sobie radość, to i na świat patrzę inaczej. Własna radość człowieka daje taki efekt, wrażenie. Ale nie. Tam tak było, jakby słońce zahaczyło o zaczepy sakwy i ciągnęło swoje nitki przez czyste pokoje.  
 
Gdy szłam z pełną sakwą na górę, czułam się widzialna. Idąc na dół, jakbym wymykała się oczom ludzkim. Tak miało być.  Dopiero na zewnątrz założyłam kamizelkę odblaskową.  Przebiłam się przez zalane deszczem ulice.  Mokro. I wściekle zimno. Ludzie na stacji patrzyli ciekawie na przybysza  z plecakiem i rowerem. A Włóczykij wysłał raport do szefowej. Zdjął azbestowe rękawice. Wyciągnął lusterko. I nie zdejmując kasku, zaczął poprawiać makijaż.
  
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Kultura