Myszulek czyta Szekspira, Sówka55
Myszulek czyta Szekspira, Sówka55
Sówka55 Sówka55
607
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 15

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 30

 

Rozdział XIV

a Ludwik XIV, czyli czy warto mieć życiową dewizę?

Lojalność a historia zmanipulowana

Esperance nie przynosi szczęścia

Pamiętnik to ja: czy jestem Emmą Bovary?

 

Bawię się tą tytułową czternastką, bo dziś jest akurat 14 maja. Państwo to ja, mawiał Ludwik Czternasty Wielki, koronowany w dzień śmierci swego Ojca, Ludwika XIII, 14 maja 1643 roku (i jednocześnie w rocznicę śmierci swego Dziadka, Henryka IV, pierwszego na tronie francuskim Burbona, potomka najmłodszego syna Ludwika Świętego Roberta z Clermont i Beatrycze Burgundzkiej, dziedziczki Bourbon, zasztyletowanego w Paryżu długim nożem przez Franciszka Ravaillaca w 1610 roku, 14 maja, w dniu urodzin swej Żony, Małgorzaty de Valois).

Państwo to ja, jestem ludem i władcą, powtarzał poddanym. Król-Słońce... Bił monety ze słońcem w rewersie, a w długim ciągu Ludwików - od syna Karola Wielkiego, Ludwika I Pobożnego, le Pieux  – zajmował pozycję czternastą, dużo tych ważnych czternastek było w życiu Ludwika XIV  le Grand.

Nie ulegając wszakże magii liczb i nie szukając w datach znaków wróżebnych ("Myszulku, 14 maja dokonano I rozbioru Polski, powołana została konfederacja targowicka, w 20 roku ruszyła kontrofensywa bolszewików, w 55 podpisano Układ Warszawski, a w 83 roku, a więc za mojej silnej i bolesnej pamięci historycznej, umarł bestialsko pobity Grzegorz Przemyk, o tych wydarzeniach trzeba pamiętać", dodała Mama, która ma pamięć do dat), myślę o historii w zupełnie innej jej odsłonie, a dokładnie o słowach kluczach, które w historii są zanurzone i przywołują wspomnienia o różnych postaciach z jej dawnych kart. To nawet ładnie brzmi, słowa-klucze, które otwierają zamki historii, a dokładnie zamki w zamkach, nad fosami, zwodzonymi mostami, delikatnie i harmonijnie, a nie wyważają murów jak groźne beluardy, miotane w ogniu i smole, wśród strzał i pocisków z kusz. Myślę tu o Ryszardzie Lwie Serce,Cœur de Lion,  The Lionheart,  zginął tak głupio pod zamkiem Châlus, Château Châlus-Chabrol....

"Ale Ty masz wyobraźnię, Myszulku", mruknęła Myszunia, nasza Pompadurcia, układając się na Juliet Baker "Agincourt. The King – The Campaign – The Battle", którą przed chwilą zrzuciłem zgrabnie na podłogę. Myszuni na ogół wszystko jedno na czym leży, byle to ładnie pachniało farbą drukarską, tym razem wybrała sobie portret Jeana II le Meingre, marszałka Francji i syna marszałka Francji, znanego lepiej pod mianem Marszałka Boucicaut, jednego ze średniowiecznych rycerzy-herosów bez skazy i zmazy. Biedak pod Azincourt (wolę tę nazwę) dostał się do niewoli i w tej niewoli umarł sześć lat później w samym sercu wrogiej Anglii, w Tower of London, w mokrej celi pod poziomem Tamizy (a przecież bohaterowie nie umierają?! A przynajmniej nie powinni). Pogromca Turków pod Konstantynopolem, gubernator Genui, dowódca francuskiej konnicy w bitwie przeciw Henrykowi V, a potem więzień w zimnej wieży, nad którą w żarłocznym tańcu krążyły i krążą dalej Kruki, jej ponury symbol. Wieża, a w niej wiecznie wilgotna cela ze Szczurami, głodnymi i napastliwymi, piszczącymi pii, pii, wychodzącymi i wracającymi do brudnej Tamizy, brrr... Koszmar! Koszmar, dla wojownika z czerwonym Orłem w herbie. Myszuniu, nie mość się tak, nie pognieć Marszałka, Mamie przykro, jak książki są zniszczone!

Nie raz pewnie nieszczęsny marszałek zazdrościł losu konetablowi Karolowi d'Albret, wodzowi naczelnemu wojsk francuskich, który pod Azincourt zginął...

Tak o Nich, marszałku i konetablu między innymi, pisał Szekspir wiosną lub latem 1599 roku w "Życiu Henryka V", te słowa wkładając w usta Karola VI, króla Francji, wzywającego pod Azincourt dowódców swej armii do pokonania Anglików:

"...Na koń, książęta! W honor się uzbrójcie

Od mieczy waszych ostrzejszy, i naprzód!

Karolu d`Albret, Francji konetablu,

Książęta Berri, Burbon, Orleanu,

Alençon, Brabant, Baru i Burgundii

I wy, Chatillon, Rambures i Vaudemont,

Beaumont, Fauconberg, Grandpré, Foix, Roussi,

Lestrale, Bouciqualt i Charolais, książęta

I baronowie, panowie, rycerze,

Wielkości waszej pomni, z tarcz herbowych

krwią zmyjcie wrogów hańby czarną plamę:

Henryka Anglii w biegu zatrzymajcie..."

Henryka nie zatrzymali, w boju polegli lub zmarli w ciężkiej angielskiej niewoli, jak Boucicaut, jak Jan książę Bourbon, jak tylu innych. Historia każdego pokolenia przynosi smutek i ból, jeśli na nią spojrzeć dokładnie... Ale słowa "w honor się uzbrójcie" warto pamiętać.

Myszunia zasnęła na bitwie pod Azincourt, niepomna na jej tragiczne dla panów Francji konsekwencje, i odwróciła moje myśli od zasadniczego wątku, od dewiz i ich wpływu na życie. Nad tym tematem rozmyślam już od dłuższego czasu, bo uważam, że ("że" tak właśnie pisane), że Kot tak zanurzony w historii i jednocześnie otwarty na współczesność jak ja, powinien mieć swoją dewizę własną. To może być cytat - Mama właśnie cytat przyjęła za swoje życiowe motto, stosuje je zwłaszcza w kuchni, to dewiza Królestwa Holandii, Tata pyta na przykład; "Czy zdążysz z obiadem, Kochanie?", na co Mama odpowiada zazwyczaj: "Je maintiendrai",  czyli w tym wypadku nie poddam się, dam radę, wytrzymam (zwłaszcza to ostatnie znaczenie, bo Mama woli czytać książki z Kotami na kolanach niż robić obiady, ale obiady też są ważne i potrzebne, i Mama to wie).

"Je maintiendrai", Myszulku, mówi Mama, jest dewizą Domu Orańskiego, ale to słowa Karola Zuchwałego, księcia Burgundii, do godła Królestwa Holandii przeszły dzięki Marii Burgundzkiej, która z całego dziedzictwa Burgundii ocaliła tylko Niderlandy.

No właśnie.

Cytaty są ciekawe, to prawda, ja sam brałem między innymi pod uwagę słowa "aut inveniam viam, aut faciam", ale – nie ukrywam - wolałbym stworzyć coś własnego, co potem jako mój wkład w dziedzinę dewizologii powtarzałyby pokolenia.

Król Słońce za swą dewizę przyjął słowa "Państwo to ja", Ryszard Lwie Serce – "Dieu et mon droit",  Ryszard III, ten, który Konie kochał bardziej od królestwa Anglii (z czego zdał sobie sprawę na polach Bosworth, swoją drogą, czy ktoś kiedyś wykrzyknie "Królestwo za Kota"... wiem! moja Mama mogłaby tak powiedzieć) – "Loyalte me lie"  (albo"Loyalté...", bo i z taką pisownią się zetknąłem). Wdawnej francuszczyźnie, w XV wieku na dworze angielskim używanej dalej, choć już od połowy XIV wieku w obu powołanych przez Edwarda III Izbach Parlamentu pojawia się na stałe angielski jako język narodowy (znów ta czternastka, która tak mnie dziś inspiruje i uwodzi myśl giętką), znaczyło "Kieruje mną lojalność", czy może raczej: "Lojalność mnie wiąże".

Notabene czy ktoś, kto z nieskończoności myśli i z oceanu słów wybrał akurat te, mógł je przekreślić w sposób tak haniebny, spotwarzając pamięć Brata, który Mu bezgranicznie ufał? Czy Lord Protektor z Bratem związany na śmierć i życie od czasu, gdy Ich Ojciec zginął pod Wakefield, a sztandary ze znakiem białej róży Yorków legły w bitewnym pyle, na wieki zda się pokryte krwią, mógł skrytobójczo zamordować dwóch Jego Synków, małych dumnych Yorków? Nie chce mi się w to wierzyć. Jan bez Ziemi podobno osobiście zabił swego Bratanka, Artura z Bretanii, ale Ryszard, Ryszard, którego "wiązała lojalność"? Ryszard, któremu Brat, Edward IV, powierzył honor Rodziny i pomyślność królestwa? Ja, Myszulek Kot, nie wierzę.

Historię kształtują zwycięzcy, w wypadku pokonanych pod Bosworth Yorków stała się ona wykładnią walijskich Tudorów, legitymizowała Ich prawo do tronu, poważne (Henryk VII był wszakże synem praprawnuczki Edwarda III, a ożenił się z najstarszą córką Edwarda IV), ale nie bezsporne. Szekspir, stronnik i beneficjent Tudorów, ich punkt widzenia uważał za własny, Ryszard III, przeciwnik Tudorów, w kronice Mu poświęconej musiał więc być mordercą, okrutnikiem, krzywdzicielem, mącicielem i kłamcą. Malfaiteur spod ciemnej gwiazdy, do tego garbus, człowiek ułomny i złośliwy. A jak było naprawdę? Ja wierzę, że inaczej, przecież to "lojalność" kierowała Jego krokami, nie nienawiść i okrucieństwo.

Zresztą – nie wiem. Ale czytam gazety i przekonałem się, że to, co oczywiste, można przedstawić odwrotnie, poszukiwanie prawdy zamienić w chorobę, wierność ideałom w szaleństwo, miłość braterską w nienawiść wobec inaczej myślących, upamiętnienie tragicznej śmierci nazwać wykorzystywaniem okazji, ból – nekrofilią, smutek – szantażem. Przeszłość zawsze jest orężem skierowanym przeciw politycznym przeciwnikom, ba, orężem zatrutym, ma ich nie tylko zniszczyć, ale upokorzyć, zadać cierpienie. Myślą inaczej, więc niech Ich boli.

I to o Kotach mówi się, że dręczą ofiary przed śmiercią, Człowiek poluje okrutniej, dręczy boleśniej, dłużej i chętniej zadaje cierpienie. Miau!

Ale znów odbiegłem od mojego tematu. Zauważyłem, że łatwiej mi się skupić, jeśli spokojnie i radośnie myślę sobie o moim jedzonku. Jak myślę o historii i jej narracjach (tak się teraz nazywa manipulację i propagandę, phi, nowe czasy potrzebują nowych słów, a przecież wykorzystują stare schematy kształtowania rzeczywistości i zniekształcania prawdy) zawsze myśl gdzieś mi odfruwa i błądzi, jako myśliciel powinienem być bardziej zdyscyplinowany.

Dewizy mogą być osobiste, mogą dotyczyć rodów, księstw, królestw, państw czy pojedynczych miast (jak Lwów "semper fidelis",  lubię Lwów, choć sam bardziej czuję się Tygrysem, jak Paryż, który nie zatonie, co w dobie powracających powodzi nabiera optymistycznej aktualności, szkoda, że to nie godło Wenecji albo Sandomierza). Mnie interesują te osobiste, choć mogę poszerzyć moją dewizę na całą naszą Rodzinę, naturalnie jeśli Rodzina będzie tego chciała.

Taka dewiza powinna być prawdziwa i powinna przynosić szczęście. "Esperance",  dewiza i zawołanie Henry`ego Percy, syna hrabiego Northumberland o tym samym imieniu, ze względu na zapalczywość charakteru nazywanego Hotspur (Gorąca Ostroga) szczęścia Mu nie przyniosła, stanąl na czele buntu przeciw Henrykowi IV i zginął w bitwie pod Shrewsbury . Takiej dewizy nie chcę.

Enguerrand de Coucy III (Rodzinie Coucy "Odległe zwierciadło" poświęciła Barbara Tuchman), "Roi ne suis", jeden z czterech baronetów Królestwa Francji i największych panów feudalnych XIII stulecia, był autorem dewizy dłuższej, ale też nie całkiem szczęśliwej – ten król życia nadział się na własny miecz, spadając z Konia w 1242 roku, co stało się przyczyną Jego śmierci, wkrótce w wyprawie krzyżowej Świętego Ludwika zginął Jego Syn, Raoul. Takiej dewizy więc też nie chcę, choć jej treść mi się (w tłumaczeniu Bohdana Rudnickiego: "Nie królem ja, ni księciem, nie hrabiowską mością, jam panem na Coucy, panem na mych włościach") podoba.

Podoba mi się też zawołanie Rodziny Coucy, dotyczące raczej Ich rodowej siedziby niż Ich samych, bronionego przez cztery zwodzoną kratą strzeżone bramy zamku: "Coucy á la merveille!", Coucy jak cud.

Myszulek jak cud... Hm, może tak, ale nie jestem zdecydowany. Bo też ci de Coucy nie całkiem mi się podobają, ja znam swoje zalety, ale Kotem jestem skromnym, choć przecież dumnym z mojej Kociowatości. Nie, nie takiej dewizy potrzebuję.

Może warto wyjść z tego mrocznego średniowiecza na powierzchnię, pomyszkować w literaturze, wykorzystać moje literackie talenty?Emma Bovary to ja, powiedział Flaubert, Pamiętnik Myszulka to ja, mówię też, Myszulek Kot. Może jakoś tak, może pójść tą drogą?

Ale przecież jestem czymś o wiele większym niż mój pamiętnik.

Jakieś miłe zapachy docierają do mnie z kuchni.

Czy ja muszę dzisiaj rozstrzygnąć, jakiej dewizy potrzebuję?! Przecież nie muszę. A na pewno nie muszę przed obiadem.

Z tego szczególnie jestem dumny – zawsze podejmuję trafne decyzje.

Więc i teraz podejmę trafną. Biegnę do kuchni. Miau!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Rozmaitości