Rozdział XVI
W imię róży
czyli: ku pięknu
Zastanawiałem się długo, jaka dewiza powinna przyświecać memu życiu i nagle spłynęło na mnie natchnienie. Mogę rzec nawet: iluminacja, również w tym zapomnianym znaczeniu, gdy pięknymi rysikami z rysich wibrysów i pędzelkami z pełnych lekkiego puchu kwiatostanów ostu (jest w godle Szkocji – oset, nawet w samym słowie ostrym jak tnące-lancety-żądeł-stu-rojów-os zanurzonych w ptasim puchu, jest jakiś czar, jest jakiś rytm) malowano inicjały w inkunabułach, splecione linie utkane ze złota i zieleni, z purpury (czyli szkarłatu szkarłupni), z karminu i indygo.
Pomyślałem, co jest dla mnie ważne, ważne jest piękno i dobro, piękno, którego poszukuję, i dobro, które jest najwyższą wartością. I ważna jest prawda, która zawiera się w tym pięknie, a jest dobrem samym w sobie. I wszysto to znalazłem w róży, róży, która jest Siostrą Kota.
Róża Siostrą Kota, powiedzą malkontenci, toż to absurd! Contradictio in terminis, oksymoron, błąd logiczny, jednym słowem: bzdura. Brednie, niedorzeczności, czy jak mówiła Prababcia Mamy, Teklunia – ambaje.
Ale ja, Myszulek Kot, widzę głęboki sens tych słów, dla mnie to nie są brednie.
Wprost przeciwnie: ja w to wierzę. Wierzę, quia absurdum? Ale tak naprawdę gdzież tu absurd, toż to oczywiste oczywistości. Mogę je wyliczyć, zachowując właściwą mi precyzję myślenia:
-
Róża ma płatki, aksamitne i miękkie, Kot ma dokładnie takie same futerko: jedwabiste, pluszowe, aż się chce Go pogłaskać i przytulić.
-
Główki róż są wielobarwne, tak jak kocie futerka, a najcenniejsze są róże niebieskie, czyli takie jak my z Myszunią, Koty błękitne. W nocy zresztą każda róża jest szara (albo czarna), zupełnie jak Kot.
-
Róże otwierają się na świat, gdy słońce jasnymi promieniami wpada im w oczki, i stulają płatki, gdy jest im zimno, każdy zdrowy Kot robi tak samo – przeciąga się i rozciąga ciałko w cieple, a gdy wokół hula wiatr i chłód mrozi uszki, zwija się w kłębek ciasno jak pączek kwiatu.
-
Wreszcie każda róża ma kolce tak jak Kot pazurki, i to jest słuszne i tak być powinno, bo piękna trzeba bronić przed łupieżcami i nienawistnikami: fortecą róży jest najeżona kreneleżami kolców łodyżka, Kot zamiast kolczugi ma dzielne ząbki i ostre pazurki, stojące na straży Jego bezpieczeństwa.
-
Róże były atrybutem Afrodyty, bogini miłości, i trzech Charyt, będących uosobieniem wdzięku, a któż kocha bardziej wiernie niż Kot i kto ma więcej gracji w ruchach od Niego?
-
Nie bez znaczenia są też podstawowe cechy charakteru; Koty uwielbiają spoczywać na różach, co należy rozumieć w dwóch porządkach logicznych: symbolicznie, bo pragną żyć leniwie i wygodnie, oraz praktycznie, bo do leżenia wybierają poduszki i kobierce przyjazne w dotyku jak różane płatki, a jeśli akurat tych kobierców nie ma pod łapką (i brzuszkiem), układają się jak róże w miękkiej i wonnej trawie.
-
Koty i róże są ciekawe świata: róże wyciągają główki tak wysoko, jak tylko im na to pozwoli gibka łodyżka, po to tylko, by więcej widzieć i lepiej wiedzieć, to samo robią Koty, układają się zwykle w miejscach strategicznych, najwyżej jak się da, i obserwują otoczenie spod przymrużonych źrenic.
-
Róże, jak Koty, zachowują tajemnice, sub rosa kochano i zdradzano, pertraktowano i knuto, a któż jest bardziej tajemniczy od Kota, który to przychodzi jak chce, to znika własnymi drogami, zostawiając po sobie czasem jeszcze uśmiech bez Kota, a czasem pojedynczy włos jak pojedynczy płatek, ślad istnienia.
-
Nie bez znaczenia są analogie między życiem rodzinnym róż i Kotów, czasem są jedne i drudzy samotnikami, często, częściej, żyją w dużych Rodzinach, róże na wspólnym krzewie albo w barwnym rozarium, Koty w jednym mieszkaniu, w jednej piwnicy, na jednym terytorium łowieckim albo wokół jednej smacznej restauracyjki.
-
Róże i Koty "pamiętają o ogrodach", bo tam wyrosły i stamtąd się wywodzą, cenią sobie życie w zieleni-na-otwartej-przestrzeni, wśród motyli i ptaków, co tak rzuca się w oczy, że nawet tej myśli nie trzeba rozwijać.
-
Zawsze wiedzą, skąd wieje wiatr, a dokładnie i róże, i Koty są z wiatrem wyraźnie związane: róża wiatrów wskazuje kierunek, niezależną naturę Kotów porównać zaś można do nieokiełznanego temperamentu wiatru, który "tchnie, kędy chce" (jak niezależne są na przykład amerykańskie tornada, zupełnie jak Koty-Gepardy, nawet za bardzo niezależne). Tylko Eol umiał zamykać wiatry w worku (stąd powiedzenie kot w worku, jak mniemam), czego nie docenili towarzysze Odyseusza, pechowi tego worka depozytariusze.
-
No i, last but not least, róże i Koty łączy Ich mocny i obezwładniający zapach. Zapach róży upaja i olśniewa, a jak pięknie pachnie czysty Kot, który na toaletę swojego futerka poświęca całe godziny, wie każdy, kto w kocie futerko gościnnie zanurzy nosek. Jak pachnie? Niekiedy omdlewająco, miau.
To tylko 12 powodów wskazujących na jedność i spójnię Kotów i róż, nie chcąc zanudzać moich Czytelników dłuższymi wyliczeniami, ograniczyłem się tu do najbardziej rzucających się w oczy wyznaczników tej duchowej i fizycznej wspólnoty.
Róża jest Siostrą Kota?! O, tak, po dwunastokroć i więcej jeszcze tak.
W tym kontekście trzynastowieczna "Powieść o Róży", "Roman de la Rose" znakomicie może być odczytana jako, alegoryczna, naturalnie, opowieść o Kocie. To się nawet znakomicie komponuje i uzupełnia z "Powieścią o Lisie", "Roman de Renart", która jest jednocześnie i wcześniejsza, i późniejsza, bo powstawała w wersji nam znanej lat ponad dziewięćdziesiąt (jej początki datuje się na rok 1170), a doprawdy nie widzę powodu, by to głównie Lis w średniowiecznym bestiarium miał coś do powiedzenia nam, potomnym, a Koty, piękne i dobre, nie (jest tam co prawda Kot Tybert, Tibert le Chat, ale podobnie jak Wilk czy Kogut, nie jest to – a tak przecież być powinno - bohater pierwszoplanowy).
Powieść o Róży składa się z dwóch różnych części, ma różnych autorów i odmienne przesłanie. Ja, powinowactwo róży, Siostry Kota i Kota, Brata róży, widzę w części pierwszej, napisanej w 1236 roku przez Guillaume`a de Lorrisa i inspirowanej Owidiuszem, sławiącej dworską miłość i dworskie obyczaje. Druga, której autorem jest Jean de Meung, jest apoteozą zwyczajów mieszczaństwa, dydaktyczną i mizoginiczną (fuj!), i do pierwszej, pełnej lekkości i wdzięku, ma się tak, jak połowa rumianego jabłka przytulona do kolczastej półkuli echinocactusa grusonii.
Róża w mojej dewizie znalazła się jeszcze z innego powodu, z powodu mojej miłości do książek i do biblioteki, gdzie książki mieszkają, gdzie mogą spadać sobie z półek, gdzie słodko pachną kurzem i gdzie my, Koty, możemy swobodnie biegać po półkach, ciesząc nimi (książkami) również łapki. To jest ta wszechstronność książek, stanowią przyjemność dla ducha, bo inspirują umysł i zapadają w pamięć, i dla ciała, bo tak przyjemnie się na nich leży i tak miło po nich skacze.
Montuś, w którym czasem budzi się sceptyk, przypomniał od razu, że analogia z Umberto Eco, którego tu przywołuję, może być chybiona, bo w rękopisie Adsa z Melku sama róża pojawia się tylko na końcu, w łacińskim cytacie. „Sat rosa pristina nomine, nomina nuda tenemus”, co można przetłumaczyć tak, że "po róży pozostała tylko nazwa, same nazwy nam jedynie pozostały" (to słowa Bernarda z Morlay, Morliacensjusza). Ja uważam, że w tych słowach, podobnie jak w całym "Imieniu róży" jest nadzieja, bo nazwy, imiona, a więc pamięć, a więc to, co jest nieśmiertelne, to zostaje na zawsze, nawet jeśli my, róże i książki przeminiemy.
"Nie wiem, dla kogo piszę", pisał Adso, ale ja to wiem: Adso pisał również dla mnie.
Róża jest Siostrą Kota. Imię róży... w imię róży...
Au nom de la rose, tak, to właściwa dewiza dla Kota, to właściwa dewiza dla mnie!
Pójdę pacnąć Łazika łapką, za dużo myślenia o prawdzie i pięknie może Kota zmęczyć. Miau.
Inne tematy w dziale Rozmaitości