Myszulek się skrada, Sówka55
Myszulek się skrada, Sówka55
Sówka55 Sówka55
864
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 26

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 38

 

Rozdział XXV

Bagheera kipling z rodziny skakunowatych.

"Spider" to prawie "spy": szpieg, którego kocham.

Historia jest smutna, a pamięć boli

 

Moim ulubionym zajęciem, poza czytaniem książek, oczywiście, jest obserwacja Pająków. Rzadko mam taką okazję, ale tym bardziej to lubię. W tym celu, jak Mama otwiera drzwi wejściowe (i wyjściowe jednocześnie, a jak to z drzwiami uniwersalnymi bywa – już w 1847 roku stwierdził to Alfred de Musset -"il faut qu'une porte soit ouverte ou fermée"), wymykam się na klatkę schodową, bo w Domu, ku mojemu żalowi, Pająków nie ma (czasem jakiś mały w łazience, ale mały Pająk to mała zdobycz). Na klatce schodowej o Pająki łatwiej, ale też wypatrzenie ich to pewna sztuka, a więc i satysfakcja dla Kota Badacza Natury też. Chciałbym natknąć się kiedyś na panterę Rudyarda Kiplinga, która nie tka sieci, tylko skacze na potencjalną ofiarę długimi kocimi susami (stąd nazwa), ale ona podobno żyje tylko w Ameryce Południowej i trochę się boję, że nikt mi Jej nie zechce przywieźć specjalnie lub przypadkiem (słyszałem, że Skorpiony znajdowano w przywożonych z Meksyku doniczkach z juką, ale w tych jukach, które zjedliśmy, żadnych podróżujących na gapę Skorpionów niestety nie było, szkoda). Taka bagheera kipling to byłby dla mnie godny przeciwnik, bo ja skaczę czasami znienacka na Mamę i innych Domowników, choć przyznam, że Myszunia skacze tak też. Oboje uważamy to za miłe urozmaicenie koegzystencji Ludzi, Kotów i Psów (Psa) w tej naszej spokojnej domowej Arkadii.

Mama nie lubi Pająków, to znaczy nie jakoś panicznie, ale konsekwentnie, to jest jedna z niewielu cech, które nas różnią i z którymi należy się pogodzić. Dostać się w pajęczą sieć takiej Sheloby (Pajęczycy, naturalnie, nie piratki) też bym pewnie nie chciał, czułbym się jak gladiator, któremu pokazano, że jego czas się skończył. A ja przecież lubię dobre zakończenia, choć o nie coraz trudniej. Zresztą "Tu ne quaesieris, scire nefas, quem mihi, quem tibi finem di dederint, Leuconoe, nec Babylonios temptare numeros" (temptare  czy  temptaris?, nigdy nie pamiętam). Mama kabały nie stawia, do wróżek nie chodzi, i, prawdę powiedziawszy, o przeszłość dba bardziej niż o przyszłość, co – jak twierdzi - jest zupełnie racjonalne, bo przyszłość przychodzi sama, a przeszłość kształtują zwyciężcy, którzy nie zawsze są prawdomówni. A nawet rzadko tacy są, miau.

 

Leukonoe to znaczy radosna, jak moja Siostra Myszunia. Ale ja nie o Leukonoe myślę teraz, a o Vesperale (tak Jerzy Skarbek nazywał Córkę) czyli Krystynie Skarbek, podobno ulubionym szpiegu Churchilla. Kobieta-szpieg, to nie brzmi dobrze, ja o Niej myślę inaczej: szpieżyczka. Podczas choroby Mamy czytaliśmy o Niej oboje, Mama zabrała się potem za inne lektury, a ja sięgam po Iana Fleminga, twórcę Jamesa Bonda, którego "Times" umieścił w pierwszej piętnastce najlepszych angielskich pisarzy publikujących po 45 roku, w czasie wojny komandora w wywiadzie marynarki brytyjskiej o kryptonimie 17F. Powieści Fleminga o komandorze Bondzie to w pewnym sensie Jego pamiętnik, może nie tak wierny i przemyślany jak mój, ale za to pełen mrożących krew w żyłach wydarzeń, zainspirowanych Jego przeżyciami, wyczynami, akcjami szpiegowskimi na różnych frontach World War II w powietrzu i pod wodą. W pierwszej, którą napisał, tam, gdzie Bond, James Bond, obserwator Ptaków z Indii Zachodnich, co dodam żartem, zdobywał swoje ostrogi i licencję na zabijanie, wystepuje też Vesper Lynd, podobno alter ego Krystyny Skarbek, którą Fleming poznał po wojnie i z którą łączył Go romans.

Vesperale czyli Wenus, Gwiazda Wieczorna, Gwiazda Zachodu. Vesperale, Vesper, Vesper Lynd...

Gwiazdeczka i szpieżyczka, miau!

Pisałem te słowa trzy dni temu, 12 sierpnia rano. Krystyny Skarbek nie ma w moich encyklopediach, ale Ian Lancaster Fleming oczywiście jest. Jest 12 sierpnia... 12 sierpnia 1964 roku emerytowany komandor Ian Fleming wczesnym rankiem umarł na atak serca! Miał 56 lat, tyle co moja Mama, i też gromadził książki (miau? Miau! Mama nie umrze, to wiem na pewno, ale niech nie żyje tak intensywnie, to szkodzi!!!).

Nie ma przypadków, są tylko znaki. A więc czego to znak dla Kota?

Czy Fleming, który urodził się w maju 1908 roku jak Krystyna Skarbek, rzeczywiście Ją kochał, jeśli tak, to w czasie gdy opisywał Ją w "Casino Royale", ślad tych uczuć był już ledwo widoczny (nazwał swą bohaterkę "czerwoną suką" - tego zrozumieć nie mogę, czyżby podejrzewał, że przekazywała informacje Rosjanom? Nic o tym nie świadczy) .

Bo zawsze, to znaczy od początku wojny, Krystyna pracowała dla Brytyjczyków, to oni wysyłali Ją na wszystkie misje, nawet kurierskie do okupowanej Polski, oni kierowali Jej krokami. Nawet mnie to dziwi, czytam i myślę sobie, co Nią kierowało. Walczyła po stronie dobra, ale dlaczego od razu dała się zwerbować Anglikom? Z polskim, najszerzej rozumianym wywiadem, tylko współpracowała, raz bliżej, to całkiem luźno, ale autonomicznie, obok Polaków, choć przecież nie na własną rękę, tylko jako agentka SIS a potem SOE. W pamięci potomnych zapisała się jako "dzielna Polka", ale czy działała na rzecz Polski, trudno powiedzieć, w dosłownym sensie nie. Nasz Dziadek, Tata Mamy, współpracował też z wywiadem brytyjskim, ale w strukturach AK, za wiedzą i zgodą swoich przełożonych.

Sama wybrała Brytyjczyków, czy też oni ją wybrali. Jak dała się przekonać? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy.

Szpieg musi być odważny, musi być inteligentny, musi mieć szczęście. Musi w to szczęście wierzyć, tak mocno, by szczęście samo uwierzyło, że jest z nim. Krystyna Skarbek, dla aliantów Christine Granville alias Pauline Armand wierzyła w swoje szczęście, gdy zrzucona nocą z 6 na 7 lipca na płaskowzgórzu Vercors koło niewielkiej miejscowości Vassieux (spalonej niedługo później, bo w końcu lipca, w ramach represji za pomaganimaquis -Niemcy z zimną krwią wymordowali w niej 76 mieszkańców) spotkała się po dwóch lub trzech dniach z "Rogerem", Belgiem, Francisem Charlesem Albertem Cammaertsem, szefem siatki "Jockey", kierującym akcjami sabotażowymi w południowo-wschodniej Francji. Zrzucona z pomalowanego na czarno samolotu Westland Lysander, należacego prawdopodobnie do 138 lub 161 dywizjonu lotniczego z Great Massingham (szkoda, że takich lotów nie obsługiwał stacjonujący w Northolt na zachodnich obrzeżach Londynu 316 Dywizjon Myśliwski "Warszawski" – jego lotnicy latali raczej nad północną Francją – oboje z Mamą mamy do 316 dywizjonu szczególny sentyment, bo jego logo stanowiła odznaka 113 eskadry myśliwskiej 1 pułku warszawskiego: zuchwała zielonooka sówka z czarno-złotym skrzydłem i czerwono-złotymi drapieżnymi pazurkami. Obok tablicy poświęconej lotnikom tego dywizjonu Mama stoi zawsze w Katedrze podczas Mszy każdego 10-tego dnia miesiąca), miała przy sobie, jak pisze znawca jej losów Jan Larecki, pastylkę "L", pistolet (choć nie lubiła strzelać – podobno nie znosiła huku, co świetnie rozumiem, bo ja też huku nie znoszę, chyba że sam go robię, miau), nóż, fałszywe dokumenty i kartki żywnościowe (znam z opowiadań Rodziców o stanie wojennym, ciekawe, które były większe, i czy były na trufle i gęsie wątróbki?).

Największym – niepojętym – wyczynem Krystyny w Vercors – było uratowanie Cammaertsa i jego dwóch współpracowników, majorów Xana Fieldinga i  André Sorensena z rąk Niemców. Wiadomość o ich aresztowaniu 11 sierpnia 44 zastała Krystynę we Włoszech, sama zatrzymana przez Niemców na granicy francusko-włoskiej, cudem im się wywinęła, podając się za miejscową chłopkę. Dwa dni później w czerwonej sukience (może ta czerwień zmyliła Fleminga?) wkroczyła do prefektury policji w Digne, zażądała spotkania z odpowiedzialnym za więźniów niemieckim kapitanem Albertem Schenckiem, któremu oświadczyła, że jest agentką brytyjskiego wywiadu, siostrzenicą marszałka Montgomery`ego i żoną Cammaertsa, i że za jego uwolnienie skłonna jest wręczyć dwa miliony franków. Otrzymana w trakcie kilkudniowych negocjacji wiadomość, że Amerykanie wylądowali 15 sierpnia między Tulonem a Niceą, niewątpliwie mogła być dla kpt. Schencka dodatkową zachętą, nie zmienia to jednak faktu, że mało kto by się odważył na taki krok, na jaki z brawurą odważyła się Krystyna.

Wejść tak sobie do siedziby śmiertelnego wroga i powiedzieć: "Jestem agentką wywiadu brytyjskiego...".

Krystyna przekonała kpt. Schencka, z "Rogerem" i uwolnionymi z nim obu majorami dołączyła bezpiecznie do swego partyzanckiego oddziału.

Odwaga, brawura, zuchwałość?! Na pewno tak. Czy tak przyciąga się szczęście? Czy szczęście pojawia się tak sobie, kapryśnie, czy tylko pomaga tym, którzy na to zasługują? Czy tylko przez przeciwności (jak w namalowanej na samolotach RAF-u dewizie "Per ardua ad astra") można osiągnąć sukces, czy też myśl o przeciwnościach należy odrzucić, by nie osłabiła morale, nie zmroziła ducha, nie zagroziła sile woli?

Zaczynała się druga połowa sierpnia, w Warszawie trwało Powstanie. Krystyna z Lyonu odleciała do Londynu, stamtąd chciała się przedostać do Warszawy, to się jednak nie udało, ani wtedy, ani później.

"Piszesz, Myszulku, o Ianie Flemingu, który umarł na atak serca 12 sierpnia 64, piszesz o Krystynie Skarbek, która 12 sierpnia 44 we włoskim Cueno dowiedziała się o aresztowaniu Cammaertsa, a nie piszesz o naszym Pradziadku, który żegnał się z Rodziną (jako Ojciec – wówczas - trojga Dzieci nie musiał iść na front), by 12 sierpnia 20 roku ruszyć jako ochotnik pod zaatakowany właśnie Radzymin", powiedziała Myszunia z naganą w głosie.

Ha, taki jestem, tu Tuchaczewski u bram, generał Sikorski odpiera ataki trzech radzieckich armii, Unszlicht łamie nogę, dyplomaci uciekają z zagrożonej Warszawy (tylko poselstwo Wielkiej Brytanii i Nuncjatura Apostolska nie uległy panice), Izaak Babel galopuje w szeregach Armii Konnej, a ja myślę o Krystynie Skarbek.

I o różnych sierpniach, które przyniosły morze krwi. Przemienność dat, równoległość światów. Historia, która w nas trwa. I bohaterowie, o których mało kto pamięta.

Na komodzie u Wujka Andrzeja stoi czarno-białe zdjęcie, dla nas wszystkich bardzo ważne. Jest na nim Michał, konspiracyjny drużynowy 16 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, w czasie Powstania w batalionie Gustaw, kompania Anna. Gdy Krystyna Skarbek wyruszała ratować swego dowódcę na płaskowyżu Vercors 12 sierpnia 44 roku, przed Nim zaczynał się ostatni dzień życia. Następnego dnia zginie od wybuchu czołgu pułapki przy Kilińskiego.

Przemienność dat, równoległość światów...

"Warszawo, walcz"... Śpiewam sobie cichutko.

Chciałbym być zwyczajnym Kotem, obserwować chmury, łowić Pająki, ale nie umiem. Wszędzie dopada mnie historia. Świat jest zbyt skomplikowany, by tylko patrzeć i nie myśleć, choć myślenie boli.

Miau, miau...

 

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Rozmaitości