Gdzie te tramwaje? Sówka55
Gdzie te tramwaje? Sówka55
Sówka55 Sówka55
871
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 29

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 32

 

Rozdział XXVIII

"Kiedy wstaję, patrzę w okno, krótka chwila..."

Konie i tramwaje.

Pasja gromadzenia wiadomości – nudna?! Zgubna?! O nie!

 

Rano, kiedy wstajemy, by przywitać radośnie nowy dzień, podlewamy z Mamą balkon, a właściwie nie balkon (bo podlewa go deszcz, jeśli akurat pada), ale rośliny na balkonie. Podlewamy Maksio i ja, czasami też Montuś, bo inne Koty już się obok nas nie mieszczą za względu na szczupłość naszego balkonu i wszędobylskość Maksia, który się na balkonie kręci w kółko, próbując złapać Muchy zewnętrzne (Muchy wewnęrzne łapiemy my, Koty, a właściwie łapalibyśmy, gdyby któraś odważyła się wtargnąć na nasze terytorium. Żadna się nie odważa).

Od czasu do czasu, jak wychylimy się poza balustradkę, widzimy też tramwaje. Mama o nich mówi, że są głośne jak czarno-złote Bąki, które przelatują nad balkonem, choć ja tego nie stwierdzam, bo bzyczenie tramwajów skutecznie wyciszają nasze uliczne akacje.

Te tramwaje są elektryczne i ich mowa jest dla mnie, jak powiedziałby Egipcjanin Sinuhe, jak brzęczenie Much, za to stukot kopyt końskich w dawnych tramwajach konnych..., o to byłoby dla mnie bardzo pociągające!

Przeczytałem właśnie ciekawą informację w "Kurjerze Warszawskim" , w numerze wtorkowym z dnia 19 (31) lipca 1883 roku, nr 193b, czyli w wydaniu wieczornym, bo w tych latach Kurjer ukazywał się dwa razy dziennie (roczna prenumerata kosztowała 6 rubli, a miesięczna 50 kopiejek), o uruchomieniu "nowej linii konnej", pisownia oryginalna:

"Zapowiadane oddawna otwarcie kursu tramwajów z Mokotowa do Woli przez ulicę Trębacką i plac Teatralny nastąpi stanowczo we czwartek. Równocześnie pociągi z Mokotowa do Powązek, które dotychczas szły przez plac Zamkowy, Podwale i ulicę Długą, kursować zaczną przez ulicę Trębacką i plac Teatralny".

Pociągi konne, ach, jak to brzmi! Jeździły po szynach w Warszawie od 1866 roku, zastąpiwszy wcześniej używane i popularne omnibusy konne, tu dodam uczciwie - bo zawsze, jak na uczciwego Kota przystało, mówię prawdę - ponad trzydzieści parę lat po pierwszej linii tramwajowej, którą John Stephenson uruchomił w Nowym Jorku. Nie wszystko zawsze dzieje się najpierw w Polsce, choć to na przykład Polak, Pan Twardowski, był pierwszy na Księżycu. Ba, jako Kot Sarmata pamiętam także twierdzenia kapelana Lisowczyków, franciszkanina, księdza Wojciecha Dembołęckiego z Konojad (wszędzie Konie, wszak jesteśmy narodem rycerskim) z Jego "Wywodu jedynowłasnego państwa świata", że Adam i Ewa w raju mówili po polsku, a polski był pierwszym językiem świata. No tak, "Polak potrafi", co przyznaje nawet Antonio Banderas. Przecież właśnie po polsku.

Porzucam teraz (na chwilę) słuszną dumę narodową i wracam do tramwajów. Konnych. Jaka szkoda, że teraz ich nie ma, przez Warszawę jeździłoby się łatwiej, na pewno bardziej malowniczo, a i wypadków drogowych byłoby o wiele mniej. Jestem przekonany zresztą, że Konie uprzejmie ustępowałyby sobie miejsca, wymijając się zręcznie podczas godzin szczytu, a nie kłębiłyby się w niekontrolowanym chaosie na przykład na Trębackiej (gdzie jest wąsko i mieszka nasza Ciocia), tak jak to kłębienie przedstawił Paolo Uccello na obrazie "Bitwa pod San Romano" (jest w Galerii Uffizi). Pod San Romano podoba mi się szczególnie ten biały Koń w lewym dolnym rogu nad podpisem Uccella, podoba mi się, bo jest uśmiechnięty.

 

Uśmiechać się w czasie bitwy to dowód naprawdę zimnej krwi, nic dziwnego więc – tak myślę - że o części Koni (na przykład o arabach) mówi się, że są zimnokrwiste.

Czy to znaczy, że jest Im łatwiej w zimie?

Może i nasze ogródkowe Koty powinny stać się w zimie zimnokrwiste? Tylko jak to zrobić, nawet żadnych podręczników weterynarii nie mamy przecież w Domu, a poza tym sam krwi się trochę boję, zupełnie jak Mama.

"Myszulku, opanuj się – zauważył Malutki – jeśli są Konie pełnej krwi, a tak kiedyś słyszałem, to są pewnie też niepełnej, może te zimnokrwiste są właśnie niepełne. I Ty chcesz tę niepełność proponować Kotom ogródkowym?"

No nie, absolutnie nie. Co znowu! Jeśli zrobią się niepełne, to może od razu znikną, zostawiając w ogródku tylko uśmiech, tak jak zwykł to czynić Kot z Cheschire!

Zreflektowałem się, o Koniach wiem właściwie tylko to, co zobaczę w albumach poświęconych historii sztuki albo przeczytam o wyczynach Jazdy Polskiej i polskiej kawalerii. To chyba rzeczywiście za mało, żeby wypowiadać się na temat ich układu krwionośnego i ewentualnym zaproponowaniu wykorzystania jego zalet (układu krwionośnego) naszym ogródkowym Kotom podczas zimy.

Miau, lepiej zmienię temat.

Tramwaje konne z Mokotowa na Wolę! Ha, to znaczy z Ronda Keksholmskiego - bo tak się w tych latach nazywało dawne, w czasach stanisławowskich zabudowane na południowych krańcach Warszawy, otulone ogrodami Rondo Mokotowskie (czyli nasz Plac Unii Lubelskiej) - od koszar Keksholmskich, a te od keksholmskiego lejb-gwardyjskiego pułku piechoty. Gdzie Rzym, gdzie Krym, chciałoby się miauknąć. A jednak to maleńki Keksholm w Karelii, legendarne miejsce śmierci Ruryka, obecnie zapomniany choć w historii wielokrotnie mający znaczenie, tak często przechodzący z rąk do rąk szwedzko-fińsko-rosyjskich Keksholm z Bocianem w herbie, obecnie cichy Priozorsk z okręgu leningradzkiego, mocą carskiego ukazu symbolicznie przeniesiony znad jeziora Ładoga, dotarł na Mokotów.

Za Rondem Keksholmskim, a więc za rogatkami mokotowskimi, tramwaje konne już nie kursowały. Trakt Puławski, a wtedy szosowa ulica Nowoaleksandryjska (bo Puławy od lat czterdziestych XIX wieku aż do odzyskania przez nas niepodległości, na cześć zmarłego brata Mikołaja I, Aleksandra Romanowa, przemianowane zostały na Nową Aleksandrię – i to o tej Nowej Aleksandrii śpiewa "Siekiera"), bardzo była wówczas zmilitaryzowana, oprócz koszar Keksholmskich (bez Bociana, za to z czarnym dwugłowym Orłem, brr) rozciągały się nieopodal tereny ćwiczeń rosyjskiej kawalerii, zwane Mokotowskim Polem Wojennym.

Dobrze, że obecne Pole Mokotowskie, tak przez Mamę i naszego Starszego Brata lubiane, ani w nazwie, ani w praktyce, nie jest już takie wojenne, choć ćwiczący szyki kawalerzyści cwałowałi po dużo większym terenie, niż teraz mogą sobie chodzić Dzieci i Psy (Koty tam raczej nie spacerują, wiem to od Mamy, choć nie wiem, dlaczego).

A jeszcze lepiej, że żadne pułki rosyjskie tam nie ćwiczą.

Regularną linię tramwajową konną, kursującą ulicami Marszałkowską i Bagatelą do Ronda Keksholmskiego przedłużono w 1881 roku. Przetrwała do 1909, kiedy "trakcję" konną zamieniono na elektryczną. W latach 20-tych rodzony Brat Pradziadka naszej Mamy, miłośnik Koni, a także właściciel firmy produkującej powozy i modnej ujeżdżalni, gdzie damy parami uczyły się jeździć konno przy dźwiękach muzyki z głośnych oper i melodyjnych operetek, własnym sumptem pociągnął ją na południe, finansując budowę szyn i przedłużenie linii tramwajowej aż do Wierzbna. Choć tramwaje wkrótce ruszyły dalej, do Wyścigów, tory nieistniejącej już zajezdni przetrwały do XXI wieku, i dopiero niedawno zostały rozebrane, mimo sprzeciwów członków Towarzystwa Miłośników Mokotowa, by ustąpić miejsca nowoczesnemu apartamentowcowi.

O tramwajach konnych poczytałem sobie w różnych naszych albumach o przedwojennej Warszawie, ale skąd wzięło się samo słowo "tramwaj" nasze varsaviana nie informują, za radą Mamy zajrzałem więc do Wikipedii:

"Słowa  tram oraz  tramway  wywodzą się ze Szkocji, gdzie pierwotnie (ok. 1500 roku) oznaczały rodzaj wagoników używanych w kopalniach węgla oraz dróg, po których one się poruszały. Wywodzą się prawdopodobnie ze średnioflamandzkiego słowa tram tłumaczonego jako "uchwyt taczek, belka, szczebel", którego pochodzenie jest nieznane. Pierwsze pojawienie się tego słowa we współczesnym znaczeniu datowane jest na rok 1860, zaś zwrotu "wagon tramwajowy" - na 1873.

Pierwsza linia kolejowa określana mianem "tramwaju", Swansea and Mumbles Railway, została otwarta w 1804 roku w Wielkiej Brytanii i służyła do transportu węgla oraz rudy żelaza. Transport pasażerski został uruchomiony w roku 1807. W tym czasie słowo tram oznaczało jeszcze wagoniki kopalniane, zaś sama linia zaliczana jest w późniejszych brytyjskich publikacjach zarówno do linii kolejowych, jak i tramwajowych".

Wiele osób, Ludzi i Kotów (na przykład Mopcia, która jest bardzo skrupulatna w zdobywaniu wiedzy i zawsze sprawdza różne źródła) krytykuje Wikipedię, ale ja uważam, jak mój Tata, a mój Tata cytuje to za świętym Augustynem, że nie ma tak ograniczonego kaznodziei, żeby nie można się było od Niego czegoś ciekawego dowiedzieć. Więc i z Wikipedii można, a na pewno – warto.

"Uważaj, Myszulku, by Cię nie uwiódł bakcyl przypadłości, która spotkała imć pana Józefa Finsbury, londyńczyka i tontinistę – powiedział Mopik, który zaczął od niedawna zaczytywać się w dziewiętnastowiecznych powieściach – i zacytował dyszkantem (przechodzi właśnie mutację), bardzo z siebie przy tym zadowolony, fragment "Bagażu nie z tej ziemi" Roberta Louisa Stevensona i Lloyda Osborne`a:

"Wkrótce nie opanowane w porę zamiłowanie do gromadzenia wiadomości w ogóle zaczęło pochłaniać jego energię. Nie ma namiętności bardziej obezwładniającej umysł; groźniejsza jest być może tylko potrzeba przemawiania publicznego, zazwyczaj towarzysząca tamtej pasji lub przez nią zrodzona. W przypadku Józefa obie namiętności występowały równolegle, a w niedługim czasie podwójna choroba osiągnęła ostry stan zapalny, kiedy to pacjent wygłasza bezpłatne wykłady."

No tak, wyhodowałem Żmiję na własnym łonie!

Miau! A przecież na Wyspie Psów spotkała Józefa zasłużona owacja (ale na Wyspie Kotów Go wygwizdano, podsunęło mi cichutko sumienie Kota Mówiącego Zawsze Prawdę).

Czy to, co piszę, nie jest ciekawe?

Chciałem w tym rozdziale tak dużo jeszcze napisać, na przykład o tym, że takie właśnie wagoniki Rodzice widzieli, jak w skałach nad przepaścią przewoziły jakąś rudę. To było w Górach Fańskich, między Warzobem a Aini. Wyglądały te wagoniki jak z opowieści z "Władcy Pierścieni" o krasnoludach w trudzie wydobywających cenne kruszcze i wywożących je na powierzchnię. Pracować w takich warunkach to zgroza: przepaście obok, duszno, brak powietrza, bezludzie (i bezkocie, dodałbym), żadnych możliwości odpoczynku, tylko praca jak w kolonii karnej... "Tak też żyją Ludzie w XXI wieku, Myszulku", mówiła Mama smutno.

Och, o tylu ciekawych rzeczach chciałbym jeszcze opowiedzieć, a tu ten Mopik wszystko zepsuł! Choroba przemawiania publicznego! Ostry stan zapalny! Bezpłatne wykłady! Może jeszcze zanudzanie czytelników?!

O nie! Niedoczekanie!

Pójdę pacnąć Mopika łapką. Jak trzeba to trzeba.

Miau!


 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Rozmaitości