Wiem, że będzie jesień. Sówka55
Wiem, że będzie jesień. Sówka55
Sówka55 Sówka55
627
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 30

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 26

Rozdział XXIX

Porachunki osobiste ze Słońcem i historią.

Przygotowuję się do jesieni.

Nie będę cichy i pokornego serca!

 

Do tanga trzeba dwojga, a do rozmowy ze Słońcem - Słońca. Nie staram się nawet dociekać, dlaczego Słońcu zabrakło chęci na odpowiedzenie mi, czy tym bardziej nawiązanie ze mną dialogu, trudno, mogę przyjąć jako wytłumaczenie (wątłe, ale niech będzie), że było bardzo zajęte. Mam za dużo poczucia własnej godności, by czuć się zlekceważony lub dotknięty postawą Słońca, wierzę, że choć posiada tyle surowców energetycznych (a nawet mógłbym powiedzieć: samo jest jednym wielkim surowcem energetycznym), to nie pomyślało, że we mnie jest o wiele mniej energii niż w Nim i dlatego nie trzeba brać mnie pod uwagę.

Po pierwsze, to nie jest prawda. Energii mi nigdy nie brakuje, wystarczy spojrzeć, jak skaczę po szafach. Po drugie, fizyczna dużość i małość to kryteria ważne dla istot mało subtelnych, niezależnie od tego, czy dotyczą Kotów, krajów ("Polska to mały kraj." Też coś! Jak zwykle nasza wolność i suwerenność sąsiadowi doskwiera. Miau!), czy zjawisk, ważny jest pierwiastek duchowy, siła intelektu, prawda i sprawiedliwość, a także serce i to, co w sercu... właśnie!

Na względność i pozorność kryterium wielkości Maksio stale zwraca uwagę Mamie, gdy Mama ma do Niego pretensje, że straszy nasze Koty zewnętrzne. Mama zwykle wtedy mówi: "Czy odganiałbyś, Maksiu, od miseczek Koty, gdyby były od Ciebie większe? Czy z taką samą bezwzględnością straszyłbyś na przykład Tygrysy, gdyby zechciały osiedlić się w naszym ogródku?".

"No pewnie, odpowiada Maksio, wielkość, a tym bardziej małość przeciwnika nie ma żadnego znaczenia, ważne jest, by uszczknąć jak najwięcej jedzenia z miseczek, zanim Koty zewnętrzne się do niego dobiorą. Niedoczekanie!" (to ostatnie nie do Mamy, a do zewnętrznych Kotów. Ufne w Mamy poparcie i naszą kocią solidarność nic sobie z tych pokrzykiwań nie robią).

No tak, tak, ale przecież w przypadku miseczek jednak wielkość ma znaczenie, bo w dużych miseczkach jest więcej jedzonka...

Miau?!

To problem logiczny! Ale przecież nawet najpoważniejsza nauka uznaje odstępstwa od reguł! O, i to jest to odstępstwo!

Wielkość i mniejszość nie mają znaczenia w przypadku Kotów i istot od Nich objętościowo większych – tu widzę równoważność i co do faktu, i wagi, i liczenia się z Kotami (na przykład właśnie Słońca, któremu dobre wychowanie, uprzejmość i rozsądek – bo Koty dużo widzą i wiedzą – nakazywałyby wysłuchanie Kotów, a zwłaszcza mnie), natomiast ma znaczenie w przypadku jedzonka, którego zawsze-i wszędzie-i dla każdego powinno być tyle, ile On sam, ten każdy, chce.

To znaczy tyle, ile ja chcę. Myszulek Kot, Poeta, Marzyciel i Smakosz.

No cóż, harde Słońce do rozmów się nie pali, pal Je sześć! ("Myszulku, uważaj, jeszcze Je obrazisz i będzie sześć miesięcy zimy, a dzisiaj przecież jest zupełnie ładnie", jęknęła Mopcia).

Ładnie jest, ale ja już nie wierzę Słońcu, nawet jak przynosi dary. Nie chciało ze mną rozmawiać, to dłużej prosić nie będę. Nic nie uzyskam, tylko stracę honor, a honor dla Kota Sarmaty to wartość bezcenna.

"Na Kota nie spojrzy i przysięgi złamie,

Nie przystoi kawalerowi, ni damie,

A opatrzywszy sobie własny dom bez końca,

Ani patrzeć w Słońce, ani przeciw Słońca",

strawestowałem Krasickiego, wiersz pod niesłusznym tytułem "Myszy".

Jednym słowem, Słońce nas zawiodło, trzeba przygotowywać się do jesieni.

W tym celu zacząłem sprawdzać, w jakim stanie są parasole Rodziców, by najlepsze z nich przekazać Kotom zewnętrznym. Na tym zajęciu zastała mnie Mama. "Co robisz, Myszulku, znowu chcesz wylecieć nad poziomy? Wyglądasz pod tym parasolem, jakbyś chciał skonstruować paralotnię!"

Wcale nie. Parasol, zgodnie ze swym imieniem, chroni przed Słońcem (w praktyce bardziej przed deszczem, gdy Słońce odpoczywa i deleguje deszcz, by Je zastąpił), parawan przed wiatrem, a paralotnia przed lotem. Nie konstruuję paralotni.

Nie chcę też mieć skrzydeł, bo jestem bardzo foremny i zgrabny, i boję się, że skrzydła zdeformowałyby mi moje piękne futerko.

Pamiętam poza tym mit o Ikarze i Dedalu i wiem, że nie warto wznosić się za wysoko. "Nie zmienię świata", jak śpiewa "Sztywny Pal Azji" (gdzie jest ten sztywny pal? Muszę spytać Mamy, czy taki  axis mundi  w Azji widziała, bo że chodzi tu o Azję Tuhajbejowicza – nie wierzę, nie lubię myśleć ani o ludziach, ani o czynach tak okrutnych, choć czasami trzeba: wtedy muszę):

"Robotnicy wychodzą z fabryk

Wychodzą z fabryk, patrzą w niebo,

Leci bocian,

Leci bocian, spada Ikar,

Nie wolno wznosić się za wysoko."

No tak, bo jeśli wzniosą się za wysoko, będzie stan wojenny. A przynajmniej był, i dalej ci, którzy za niego odpowiadają, nie ponieśli za wprowadzenie tego stanu żadnej odpowiedzialności.

Każda niesprawiedliwość boli: tak być nie powinno. A tak jest, bo sądy opowiadają się wciąż za katami a nie ofiarami. Sądzić generałów nie można, bo chorzy i starzy, a że starzeją się i ofiary, że dawnym rannym dokuczają coraz mocniej dawne rany, że starzeją się matki, które straciły synów i wraz z bólem, który wciąż czują, pożegnały też nadzieje na sprawiedliwość, że lata nie oszczędzają osieroconych żon – ach, to tylko chorzy z nienawiści mogą o tym pamiętać, tolerancyjni, humanistyczni sędziowie pamiętać o tym nie muszą.

Ha, prawdziwy ze mnie  caballero de la triste figura,  z niewidomym Maksiem - którego też kiedyś jakiś kat skrzywdził - jako Sancho Pansą...

Głęboko w to wierzę, że stosunek do historii jest miarą naszego, nie waham się jako Kot Myśliciel użyć tego słowa, człowieczeństwa. Pamięć o historii jest kluczem, esencją egzystencji, wydobywa z cienia sprawiedliwość i prawdę, oddaje hołd tym, o których niesłusznie zapomniano, a bez których nie byłoby nas w ogóle albo nie bylibyśmy sobą. Jeśli nie będzie prawdy i historii, będziemy wszyscy dalej pogrążeni w tej magmie nierzeczywistości, o której tak słusznie mówi Jarosław Marek Rymkiewicz.

Zło trzeba nazwać złem, dopiero wtedy można z niego wyjść na jakąś prostą! Słyszałem na przykład w radiowej Trójce narzekania na tych (nielicznych, na szczęście) malkontentów, którzy Kongres Kultury Europejskiej we Wrocławiu porównują do stalinowskiego Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju, a wiekowemu socjologowi, który ten kongres swoim wykładem zainaugurował, odmawiają prawa do bycia autorytetem moralnym naszych czasów, ponieważ po wojnie współpracował z Informacją Wojskową. "To było dawno", "teraz by tak nie zrobił", poza tym – "pisał ulotki, nikomu nie szkodził", "zmienił się, nie można grzebać tak daleko w przeszłości". Ha, to słyszę od Ludzi łagodnych, nowoczesnych (ponowoczesnych, powiedziałby Bauman) i kulturalnych.

Nie wątpię, dawne grzechy można odkupić, oprawca może stać się uczciwym człowiekiem, zagubiony i oszukany może zrozumieć błędy, a Szaweł zamienić w Pawła – ale winy, głupota czy zła wola nie zanikną, tylko dlatego że się o nich nie chce mówić.

I że mówić o tym kulturalnemu, ponowoczesnemu Kotu "nie wypada".

"Honi soit qui mal y pense"...

Jestem i pozostanę kocim malkontentem... Wojującym, nawołującym i świadomym, że głosik jednostki nienowoczesnej cieńszy od pisku. Nie poddam się, nie wpadnę w melancholię jak Mama, będę silny, będę mocny jak czerwony walijski Smok zanim Jakub I Stuart zastąpił go w godle Anglii leniwym złotym Lwem (i nie pytając, czy Jego towarzystwo odpowiada trzymającemu obok kartusz herbowy srebrnemu szkockiemu Jednorożcowi). Bo...

Bo jestem zły, jestem duchem zemsty, jestem mroczny, jestem sprawiedliwy.

"He thinks too much; such cats are dangerous",  powiedziałby o mnie Szekspir.

Niestety, niestety, miau!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Rozmaitości