Spartakus Spartakus
601
BLOG

TO NIE JEST SPRAWA KRZYŻA. TO JEST SPRAWA PREZYDENTA!

Spartakus Spartakus Polityka Obserwuj notkę 3

TO  NIE  JEST  SPRAWA  KRZYŻA.   TO  JEST  SPRAWA  PREZYDENTA!
 
              Źle  się  dzieje  w  państwie  polskim  A.D.  2010.                  
              Po  dwudziestu  latach  od  odzyskania  samodzielności  politycznej  mamy  wreszcie  wyraźny,  choć  dla  rządzących  nie  tak  widoczny  kryzys:  państwa,  kościoła,  demokracji  i  społeczeństwa.  Nowo  wybrany  Prezydent   Rzeczypospolitej  nie  może  wprowadzić  się  do  swojej  nowej  siedziby;  stanął  mu  na  drodze  Krzyż,  postawiony  przez  zbolały  Naród,  legalnie,  za  zgodą  kancelarii  Prezydenta,  w  żałobie  po  jego  poprzedniku,  poległym  na  służbie  w  ważnej,  narodowej  misji.   Tak,  przez  Naród.  Bo  to  już  nie  jest  Krzyż  ani  harcerski,  ani  kościelny,  ani  Rodzin  Smoleńskich,  ani  PiS-owskiej  opozycji,  ale  tych  wszystkich  Polaków,  którzy  tłumnie pielgrzymowali  pod  ten  Krzyż  dniami  i  nocami,  zjeżdżając  przez  wiele  tygodni  z  całej  Polski  i  zza  granicy.  W  naszej  kulturze  żałoba  nie  kończy  się  z  chwilą  pochówku,  trwa  366  dni  a  depresja  -  dłużej.  I  to  w  te  tysiące  Polaków  godzi  i  przeciwko  tym  tysiącom  Polaków  a  nie  niewielkim  grupom  czuwających  pod  Krzyżem  została  skierowana  cała  zorganizowana  agresja  władz,  uruchomiona  szeroko  fałszywa  propaganda  (w  którą  „czujnie” wpisało  się  wielu  publicystów  i  komentatorów)  w  imię  równie  fałszywie  pojmowanej  demokracji  i  -  dzięki  krzyżowi  -  uzyskanej  wolności  słowa  i  czynów,  wedle  czego  każdemu  się  dziś  wydaje,  że  ma  prawo  do  wszystkiego,  nie  licząc  się  z  nikim  i  z  niczym,  bez  krzty  szacunku  dla  myśli  i  uczuć  innych,  wykazując  się  przy  tym  tanią  za  to  odwagą.

              Panowie  i  Panie  z  mediów.  Dajcie  już  spokój  panu  Wałęsie.  Jest  rzeczywiście  zmęczony,  dowiódł  tego.  Ma  prawo.  Niech  odpoczywa  w  pokoju.  Zasłużył.   Zaś  Pan  Prezydent  Komorowski  przejdzie,  bo  już  wszedł,  do  historii  -   jako  pierwszy,  który  w  imię  „zgody,  która  buduje”  rozpoczął  swój  urząd  od  wojny  z  Krzyżem  i  podzielenia  Rodaków  na  zwolenników  i  przeciwników  tego  symbolu  w  Polsce.  Do  tej  wojny  na  tej  (obywatelskiej ?)  platformie  „zgodnie”  podłączyło  się  Miasto  st.  Warszawa   prezydencką   „zgodą”  na  gorszącą   rozrywkę,  jaką   urządzili  sobie   o    j e d e n a s t e j   w   n o c y   pod  tym  Krzyżem  i  pod  osłoną  policji  jego  nasłani  przeciwnicy.  Żenujące  -  azali  zgodne  z  kulturą  polityczną  tego  czasu  i  tej  kadencji  parlamentarnej.  Dla  skompromitowania  polskiego  katolicyzmu  i  obywateli!  Jeżeli  zachowanie  drużyny  P.  Prezydenta  jest  reprezentatywne  dla  jego  stosunku  do  świętości  -  to  O.K.,  ale  jeśli  -  czego  nie  mam  prawa  wykluczyć  -  niezupełnie,  to  jedynym  wyjściem  z  tego  z  twarzą  byłoby  odstąpienie  od  tej  „nieprzemyślanej”  decyzji  i  zwrócenie  Narodowi,  co  Jego  -  przez  odstawienie  Krzyża  z  powrotem  na  miejsce.  Honorowo.  Ale  jest  problem:  czy  taką  odwagą  i  męstwem  może  wykazać  się  były  minister  obrony  narodowej… Ufajmy...

               Komu  krzyż  przeszkadzał  w  Oświęcimiu  i  dlaczego  -  wiemy.  A  komu  w  Warszawie  i  dlaczego ?  Jeżeli  wiara  w  zgodzie  i  harmonijnej  koegzystencji  Państwa  z  Kościołem  określa  krzyż  jako  symbol  „zbawienia  i  pokoju”  (H.G.-W.),  to  racją  stanu  Prezydenta  R.P.  było  to  uszanować,  pozostawiając  go  w  spokoju,  do  naturalnego  wygaśnięcia  nastrojów  społecznych.  Bo  to nie  jest  cała  prawda  o  krzyżu;  jest  on  też:  symbolem  śmierci,  pamięci,  bólu  i  cierpienia,  które  nie  wygasają  z  woli  władz  administracyjnych.  Pod  Pałac  Prezydencki  ludzie  schodzili  się  nie  tylko  po  to,  by  się  tu  modlić  za  duszę  Pana  Prezydenta  (jakby - było  nie  było - nie  było  gdzie),  co  pozornie  mogłoby  dziwić  obojętnych,  a  nawet  prowokować  do  szydzenia  ze  zjawiska  i  tych  ludzi.  T u t a j   ludzie  modlili  się  -  i  będą  się  modlić  -  w  intencji  bardzo  rzeczowo  i  konkretnie  przypisanej  do  tego  miejsca.   G ł ó w n e    p r z e s ł a n i e   tego  zjawiska  bowiem   -   to  intuicyjny  niemy  protest  przeciwko  polityce  wewnętrznej  państwa, w   e f e k c i e   k t ó r e j  właśnie  -  mogło,  a  do  czego  w  normalnej  atmosferze  nie  miałoby  prawa  dojść !!   Samoloty  pod  specjalnym  nadzorem  nie  spadają  we  mgle,  we  mgle… (jaki  nadzór  -  takie  lądowanie).   To   również   niemy   protest   przeciwko   narzuceniu   z  góry  przez   rządzących  założenia,  że  to  był   zwykły  „nieszczęśliwy  wypadek”   (a   są   wypadki   szczęśliwe ?).   Ta   konwencja   (jak   i   przyzwolenie   na   nią   i,  co  więcej   -   przyjęcie   przez   rządzonych)   stwarzała   rządowi   szansę  ucieczki   od  odpowiedzialności   politycznej   (i  nie  tylko)   w  kierunku   rzeczywistego   jej   uniknięcia,  mimo  o c z y w i s t e g o  udziału  i  roli  w  nieumyślnym  spowodowaniu  śmierci:  Głowy  Państwa  Polskiego  i  skupionej  wokół  Prezydenta  szerokiej  reprezentacji  tego  Kraju,  złożonej   spośród   Osób  najgłębiej   rozumiejących   potrzebę   prezydenckiej   misji.   Lista  uczestników   tego  rejsu  nie  upoważniała   n i k o g o   do  takiej  sugestii  i  nie  upoważnia  do  utrzymywania  jej  w  opinii  publicznej  nadal.  Zarówno  ten  lot,  jak  i  katastrofa  -  to  wydarzenia  polityczne  o  nieprzypadkowym  charakterze  i  znaczeniu.  T o   n i e    b y ł    z w y k ł y   wypadek  i…  rządzący  mają  tego  świadomość.   Dlatego   Ten   Krzyż   ich   parzył.    Nie   pozwalał   zapomnieć,   bo   służył   z a p a m i ę t a n i u.    Nagle    więc    w    tym    katolickim    kraju    powstali   (z    niczego)    w  r  o g o w  i e     Krzyża,   odsłaniając   się   -   jako  wyznawcy   idei   i   koncepcji …  z a p o m n i e n i a   (inaczej:   „spuszczenia”  zasłony !).   Taką   świadomość  obywatelską   pozostawił  po  sobie  miniony  system,  oparty   w   kraju,  gdzie  cytryna  dojrzewa,  na  „przyjaźni”  polsko – radzieckiej  i  wzorach  stamtąd.

               Wstrząs,  żałoba,  konstytucyjny  wymóg  wyboru  następcy  tronu  w  niestosownie  krótkim  z  konieczności  dla  tej  sytuacji  terminie,  powódź  jedna,  druga  -  to  wszystko  sprzyjało  wyciszeniu  i  przykryciu  sprawy.  Ale  czas  powrotu do  tematu  nadejść  musiał.  Jak  i  czas  powołania  Komisji  parlamentarnej  p.  A. Macierewicza,  jako nieuchronna  konsekwencja  rzeczy,  czego  uniknięcia  nie  należało  oczekiwać.  Pojmowanie  tego  w  kategoriach  walki  politycznej  (z  użyciem  Krzyża !)  -  to  prymitywna  demagogia  i  błąd  (polityczny).  Zadziwiające,  jak  się  rządowi  udało  uwieść  opinię  publiczną  w  tej  materii  (czego  ludzie  nie  kupią…)    Na   szczęście   nie   całkowicie,   bo   w   tym  narodzie  nigdy 
nie  zabraknie  wrażliwości,  która  wobec  przeważającej  -  choć  wierzę,  że  pozornej  -  obojętności  na  przejawy  zła,  pobudza  w  ważnych  chwilach  do  czynnej  postawy.

               W  naszych  dziejach  krzyż  zawsze  był  i  jest  i  długo  jeszcze  będzie  orężem  walki  o  słuszną  sprawę  (co  i  w  jakim  celu  dzierży  w  dłoni  ks.  Skorupka  -  można  się  przekonać  tuż za  Wisłą...)  -  bezbronni  nie  mają  innej  broni.  To  władza  ma  broń,  policję,  straż.   To   Pan   Prezydent   szermuje   Krzyżem   w   walce   politycznej   Platformy 
z   PiS-em.   A  to  właśnie  On  -  jako  pierwszy  obywatel,  winien  być  Jego  Pierwszym  Obrońcą.  Na  nim  wyrósł.  I  tej,  tragicznie  zakończonej,  szczególnej  wobec  rosyjskiego  oportunizmu   misji   swojego   poprzednika,   zawdzięcza   awans   do   najwyższej   godności 
w  Państwie.  Akceptacją  Krzyża  spłaciłby  wobec  Niego  swój  dług.  Tak,  jest  Jego  Wielkim  Dłużnikiem.  Czy  okazał  się  godnym  tej  Godności ?  I  tego  zadłużenia ?  Cieniem  na  tej  prezydenturze  kładą  się  kompromitujące  Prezydenta  zdania:  „Miejsce  krzyża  jest  w  kościele”  i  „Ten  krzyż  -  w  tym  miejscu  -  ranił  uczucia  religijne  wielu  Polaków”.  Miejsce  dla  krzyża  jest  w s z ę d z i e   (za  wyjątkiem  terenów  należących  do  społeczności  innych  wyznań,  o  ile  nie  ma  na  to  ich  zgody).   A  uczucia  religijne  wielu  Polaków   zranił   on   sam   -   także   tymi   słowy.    Wciąganie    zaś   do   tej   smutnej   gry
Kościoła,  stawianie  jego  hierarchii  i  funkcjonariuszy  w  niezręcznej  sytuacji  -  to  nie  po  chrześcijańsku.   O  skali  kryzysu  świadczy  także  i  to,  że  i  Kościół  się  w  tej  sytuacji   zagubił.   Chociaż    częściowo  -  zreflektował.    Kolej   na   refleksję    i    przemianę   Pana  Prezydenta.   Belweder   zobowiązuje !   -   odcięcie   pępowiny   jest   nakazem   męża   stanu. 
To  właśnie  Platforma  (z  dawniej  dobrze  rokującym  przymiotem  „obywatelska”)  uczyniła   ten   Krzyż   elementem   tak   gorszącej  walki  -  przeciwko  b r a t n i e j  opozycji. 
Sama  ją  stworzyła.  Trzeba  było  dojść  do  zgody  z  PiS-em,  kiedy  był  czas,  wola,  poparcie  i  wiązane  z  POPIS-em  wielkie  nadzieje  całej  solidarnościowej  Polski  oraz  niepowtarzalna  historyczna  szansa  na  sklejenie   pękniętej   SOLIDARNOŚCI.    Nie   była   do   tego  zdolna   -   czmychnęła   do  opozycji.   Teraz   chciałaby  -  dla  zgody  -  ją  stłumić,   choćby  kopiąc  leżącego.  To  się  w   Polsce  nie  uda.   W   każdym   razie  -  nie  powinno !
                
              Porozumienie  premierów  Polski  i  Rosji  źle  się  nam  kojarzy. De  facto  wskazuje na  układ  przeciwko  polskiemu  prezydentowi  i  pachnie  zdradą  stanu,  bowiem  ani  polski  premier  (nagrodzony  przez  rosyjskiego  za  dziecięcy  uśmiech,  którym  -  o  dziwo  -  i  Polaków  skokietował)  nie  stanął  wobec  polskiej  racji  stanu,  sprawy  katyńskiej  i  godności  Prezydenta  Rzeczypospolitej  Polskiej  na  wysokości  zadania  -  ani  polska  dyplomacja.   I  to  właśnie  leży  u  podłoża  smoleńskiej  tragedii,  co  wielu  Polaków  zrozumiało  zrazu,  dając  temu  wyraz  pielgrzymując  masowo  pod  Pałac  Prezydencki.  Wbicie   klina    przez    tandem    Putin   -   Miedwiediew    między    polskiego    prezydenta
 i   polskiego  premiera  -  pamiętajmy,  że  w  tle  jest  Katyń  -  to  rosyjski  majstersztyk,  który  miał  Polsce  pomóc.  I  stosunkom  rosyjsko –  polskim.  Pomógł.  Skutecznie.  Najskuteczniej  -  polskiemu  premierowi  (jak  drug - drugom).  Polak  to  kupił.  Z  wdzięcznością   i  osobistą   satysfakcją.   A   płaci   Polska.   Znów   Rosja   nam   pomogła.

              Miarą  suwerenności  Polski  jest  możliwość  mówienia  o  tym  otwarcie.

              Polski  premier  -  zamiast  myśleć  o  reelekcji  -  może  powinien  ubiegać  się  o  stypendium  do  Moskwy  po  lekcję,  jak  układać  współpracę  z  prezydentem  swojego  kraju  oraz  państw  sąsiednich.  Zaś  -  po  uroczystościach  pogrzebowych  -  podać  się  do  dymisji.   Wciąż  za  późno  nie  jest.   W  imię  polskiej  racji  stanu  i  dla  własnego  dobra...

             Polski  Minister  Spraw  Zagranicznych  oświadczył,  że  obydwa  loty  dla  uczczenia  70.  rocznicy  Katynia  były  przygotowane  identycznie.  To  znaczy,  że  winę za  katastrofę  ponosi  strona  rosyjska  i  takiego  werdyktu  oczekujemy  po  zakończeniu  (jeśli  dojdzie    do  zakończenia)  śledztwa.  Co  na  to  odpowie  rosyjski  minister?  Stalin  na  pytanie  Sikorskiego,  gdzie  są  polscy  oficerowie,  odpowiedział:  uciekli  do  Mandżurii.  Pierwsza  wypowiedź  kontrolerów  smoleńskich  brzmiała:  polski  pilot  nie  znał  rosyjskiego.  Jednakże  moskiewska  komisja  doliczyła  się  aż  tuzina  przyczyn  wypadku.  To  już  niemal  oficjalnie  wiadomo,  że  wiarygodnego  wyjaśnienia  katastrofy  nie  będzie.  Jak  nie  ma  konkretnej  przyczyny,  to  znaczy,  że  doszło  do  niej  bez  przyczyny.  Nie  ma  takich  wypadków.  A  jeśli  jest  konkretnych  przyczyn  dwanaście  -  to  jest  to  sabotaż.  Tak,  czy  owak,  sprawa  jest  polityczna  i  oczywista,  że  kwalifikuje  się  do  tej  grupy  zdarzeń  niewyjaśnionych,  co  śmierć  premiera  Sikorskiego  w  Gibraltarze  i  zamach  na  Jana  Pawła  II  w  Rzymie.  Pierwszą  można  wiązać  - nomen  omen -  z  Katyniem,  ale  co  miał  jakiś  Turek  czy  Bułgarzy  do  polskiego  papieża ?   Trzeba  i  o  tym  światu  przypomnieć.

             W  tych  okolicznościach  odsyłanie  opinii  publicznej  do  wyników  śledztwa  -  to  element  gry  o  czas  dla  władzy,   a  cisza   wokół   tego  powinna  zastanowić…  cichych  i  „uspokojonych”.
 
             W  niespodziewanym  aspekcie  smoleńskiego  dramatu  wybory  nowego  prezydenta  posłużyły  w  Polsce  do  podstępnej  walki  Państwa  z  Kościołem,  w  której  do  ataku  obrano  Krzyż.  Ale  Pan  Prezydent  się  pomylił.  To  nie  o  Krzyż  tu  chodzi,  lecz  o  miejsce,  na  którym  został  postawiony.  Tego  miejsca  Pan  Prezydent  nie  usunie  ani  na  drodze  przeniesienia  go  do  Kościoła  św.  Anny,  ani  na  Jasną  Górę,  ani  poza  granice  kraju.  Dlatego  w  tym  miejscu  Krzyż  stanie  ponownie,  jak  nie  ten  sam,  to  inny,  jak  nie  dziś  -  to  jutro.  Bo  Krzyż  jest  najgodniejszą  formą  upamiętnienia  tego  narodowego  dramatu.  Tak,  jak  -  pomnik.  Tymczasem  stosunek  P. Prezydenta  do  tego  Krzyża  ośmielił   postpezetpeerowską   opozycję  do   rewizji   stosunków   Państwo  -  Kościół   w   Polsce.  Ale   może  i  warto  podjąć  to  wyzwanie.  Kościół  bowiem  wciąż  jest  w  Polsce  instytucją  w  jakimś  sensie  dyskryminowaną.  A  choć  to  przecież  pełnoprawni  polscy  obywatele,  tu  urodzeni,  żyją  jakby  wyjęci  spod  prawa,  nie  mając  swojego  symbolicznego  nawet    przedstawicielstwa   w   Parlamencie.   Na  nowej  fali  demokracji  i  na   życzenie  „postępowej”  lewicy   można   by   się   zgodzić   na   powrót  do  tego  tematu.

              Tymczasem  o  rewizję  upomina  się  zawarte  pośpiesznie,  jak  za  głosem  szatana    (wzorem  WRON  z  nocy  z  12/13. 12. 1981 r.),  tzw.  Porozumienie  Kancelarii  Prezydenta  z  Kościołem,  narzucone  mu  siłą,  bez  społecznego  udziału,  choć  Kościół  w  tej  sprawie  stroną  nie  był  a  harcerze,  znani-nieznani  sprawcy  byli  pod  presją.  Dziwi  oświadczenie  Kurii  Warszawskiej  z  16. 09. 2010,  błędne  we  wszystkich  trzech  punktach,  albowiem  nie  była  to  i  nie  jest  sprawa  zwana  powszechnie  sprawą  Krzyża,  ale  -  obecnej  prezydentury.  Udział  Kościoła  w  próbach  manipulacji   Krzyżem,  podejmowanych  w  celu  usunięcia  go  z  jego  miejsca,  do  czego  Kościół  dał  się  wciągnąć,  podważa  również  Jego  autorytet.  Nie  powinien  się  czuć  przywiązanym  do  tego  porozumienia.   I    n i e    m a    sprawy  ani  „obrońców  Krzyża”  ani  „tzw.  obrońców  Krzyża”.   To   Krzyż    jest    bowiem    obrońcą:    prawdy,    prawa   i   sprawiedliwości,   o   co   w   Polsce   ciągle  
trzeba   walczyć !   DLATEGO   trzeba  go  było  usunąć  i   ZAMKNĄĆ.   Jest  czasowo  internowany  w  Kaplicy.  Ale  dla  przeciwników  Krzyża  to  nie  było  jeszcze  dość.    Jeszcze  chcieli  go  wywieźć  na  tamtą  niegościnną  ziemię.  Szeroko  zaś  upowszechniany  „pomysł”  poddania  i  powierzenia  losu  tego  Krzyża  haniebnemu  głosowaniu  -  to,  jak  dotąd,  najznamienitsze  osiągnięcie  prezydenckie  w  tej  sprawie.  Dobrze,  że  rozum  zwyciężył.  Oby  zawsze  zwyciężał.   Ten   krzyż   ma   od  początku  misję  nietykalną  i  nikt  nie  ma  doń  tytułu  do  rozporządzania  nim,  jak  swoją  prywatną  własnością,  jak  swoją  rzeczą.  Dla  tego  Krzyża  jest  tylko  jedna  droga  dopuszczalna:  powrotna !  Na  jedyne  najgodniejsze  miejsce,  jakie  dla  niego  jest.  Gdzie  wszedł  już  do  historii  i  zajął  w  niej  to  miejsce.  A  do  zakończenia  sprawy  trzeba  tylko  doprowadzić  tam  instalację  gazową,  by  zapłonął  przed  nim  znicz  wiecznym  płomieniem  -  światłem  pokoju.   Miejmy  nadzieję.

              Rosja  oczekuje  od  Polski,  aby  zapomniała  o  Katyniu.
              Polska  Platforma  oczekuje  od  nas  zapomnienia  o  Smoleńsku.
              Nie.   Nie  zapomnimy.   Nie  ma  Katynia  bez  Smoleńska !
              Dlatego  prezydencki  Krzyż  musi  wrócić  na  swoje  miejsce !


                                                                                       Andrzej  Ruszczak,   Komitet  Katyński
                                                                                                                      Październik  2010 r.
 


              Uwaga.  W  przypadku  publikacji  tego  tekstu,  nie wyrażam  zgody  -  pod  rygorem  prawa  autorskiego  -  na  dokonywanie  w  nim  jakichkolwiek  zmian  i  skrótów  bez  porozumienia  ze  mną.  
                                                                                                                        Andrzej  Ruszczak
 

Spartakus
O mnie Spartakus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka