Na łamach portalu Serwis21http://serwis21.blogspot.com ukazał się tekst czytelnika o nazwie "Siódme. Nie kradnij". Czy przyznawanie sobie wysokich wynagrodzeń, nagród przez członków Prezydium Sejmu, prezesów spółek (wraz z członkami rad nadzorczych), wyprocowanie dużych pieniędzy w formie zleceń na nowe loga - czy to nie kradzieź (ubrane tylko w inne słowa). Poniżej fragment tekstu:
Rzecz jednak w tym, że jednoznaczne zdefiniowanie pojęcie kradzieży, o czym doskonale wiedzą prawnicy, nie jest ani takie łatwe, ani możliwe, niestety. Wszyscy wiemy, o co chodzi, gdy mamy do czynienia z przypadkami oczywistymi: nie kradnij, to znaczy, nie przywłaszczaj sobie po kryjomu, podstępnie lub siłą tego, co prawnie (lub bezprawnie) należy do innych. Krótko mówiąc: nie ruszaj tego, co do ciebie nie należy. Gdy jesteś uczniem nie zabieraj skrycie lub otwarcie (boś silniejszy) długopisu, drugiego śniadania, książki, telefonu komórkowego, walkmana, roweru i innych materialnych rzeczy należących do kolegi, koleżanki, bo kradzież jest grzechem (lekkim czy śmiertelnym?). A poza tym kto kradnie, zasługuje na pogardę. Przy czym wstydem nie jest sama kradzież jako taka, lecz jej udowodnienie, przyłapanie na gorącym uczynku.
Wątpliwości cisną się same, gdy akty zaboru obcego mienia dokonywane są w „białych rękawiczkach” lub w tzw. majestacie prawa. Wówczas okazuje się, że zakres interpretacyjny tego co będzie uznane za pospolitą kradzież albo za jakąś formę wątpliwych roszczeń jest wprost nieograniczony. Siłą rzeczy lakoniczne (aż nader zwięzłe chciałoby się dzisiaj powiedzieć) przykazanie kościelne: nie kradnij wątpliwości tych rozwiać nie może. Odnotujmy przy okazji, że w hierarchii ciężkich występków przykazanie to znajduje się na siódmym miejscu, a ewangeliści analizujący ustami Chrystusa przykazania dekalogu, nigdzie o kradzieży wprost nie mówią (chyba się nie mylę). Zapewne Mojżesz układając je na górze Synaj intuicyjnie zdawał sobie sprawę z braku jednoznaczności zakazu kradzieży, skoro dwa ostatnie przykazania: nie pożądaj domu ani żony bliźniego swego (Kościół katolicki z zasady zawęża rzecz całą tylko do spraw cielesnych w tym przykazaniu ), ani żadnej rzeczy, która jego jest są w zasadzie uzupełnieniem siódmego przykazania. Być może wspólnocie żydowskiej tamtego okresu zapisy te wystarczały, teraz jednak w dobie tak bardzo skomplikowanych i zagmatwanych relacji międzyludzkich i jako tako demokratycznie – mimo wszystkich zastrzeżeń – zorganizowanego społeczeństwa przykazania te nawet ludziom głęboko wierzącym, dają pole do karkołomnych nadużyć bez wywoływania przy tym uczucia winy, grzechu czy zażenowania, że się kogoś przy okazji krzywdzi lub skrzywdziło.
Przyjrzyjmy się kilku przykładom. Gdy dziecko przywłaszczy sobie cudzą gumkę, portmonetkę z kieszonkowym, będzie to nie podlegająca wątpliwości oczywista kradzież, tym bardziej naganna, im większa okaże się wartość zawłaszczonego mienia. Podobnie będziemy traktować poczynania kieszonkowców grasujących w środkach transportu publicznego czy supermarketach, na pielgrzymkach, włamywaczy do mieszkań, złodziei samochodów czy wandali kradnących na używki urządzenia użyteczności publicznej w celu uzyskania gotówki (nawiasem mówiąc groteskowo małej w stosunku do ich rzeczywistej wartości). Pomijam przypadki kleptomanii (kradzież dla kradzieży) uznawanej – jak wszystkie manie – za chorobę (chyba psychiczną), którą powinno się jakoś leczyć.
Również gdy kasjerka przywłaszczy sobie jakąś sumę pieniędzy lub sprzedawca nie odda właścicielowi sklepu całego uzysku, także zostaną nazwani złodziejami.
Ale już inaczej określimy nieuczciwego rzemieślnika, sprzedawcę czy dentystę. W stosunku do nich nawet nie użyjemy określenia oszust, oszuści, a tylko że są nierzetelni, nieuczciwi.
Ale jak traktować tych, którzy stojąc na czele dużych spółek lub przedsiębiorstw państwowych dokonali „przekrętów” na setki milionów złotych państwowych wykorzystując swoje stanowiska pracy i koleżeńskie układy. Przecież często ludzie ci decydujący o losach strategicznych dla kraju holdingów mają zagwarantowane pobory w wysokości bez jakiejkolwiek rozsądnej skali porównawczej do tego, co zarabiają zależni od nich szeregowi pracownicy. Okazuje się, że oszustów z tej grupy ludzi, podświadomie będziemy stawiać, pomimo najszczerszego oburzenia, o niebo wyżej niż złodzieja portfela, roweru lub innego stosunkowo niewiele wartego drobiazgu. Dlaczego tak jest?
Inne tematy w dziale Polityka