Niniejsza nota była moim wpisem na blogu Pana Tichego. Za jego zgodą więc zamieszczam ją także jako uzupełnienie, ale także jako przedwstęp do tego, co zamierzam w najbliższym czasie opublikować, a co już jest opisane mottami w części V „Prowokacji przyrodoznawczych”. Ponieważ Pan Profesor Arkadiusz Jadczyk równolegle będzie prezentował, jak przypuszczam, niezwykły cykl notek, pragnę szczególnie do Niego skierować następującą prośbę………..
Arkadiuszu!
W Twojej pierwszej notce pt. „Na granicach nieznanego”, cytujesz wypowiedź mojego autorstwa. Nie znam drogi dalszych Twoich zamierzeń, ale wiem, że rzecz dotyczyć będzie niezwykłego obszaru nie tylko intelektualnego. Nie jest to chyba przypadkiem, że obliczając wszystko, co w związku z nauką mnie spotkało, w chwili, kiedy mam świadomość, iż mój płomień życia dopala się-mając to na uwadze również postanowiłem napisać o związku między wiedzą wszystkiego a pomyślnością………………..
Ucieszę się, jeżeli edytując zamierzone teksty, zechcesz równolegle zaglądać na to, co zapowiedziawszy, będę realizował. Chciałbym, abyś uwzględnił, że żyjemy w czasie, w którym odkrycie spoiwa obecnej nieuporządkowanej wiedzy jest owym wielkim wyzwaniem dla wszystkich ludzi nauki, jak nauka wielce przyczyniła się do tego, iż żyjemy zagrożeni apokalipsą, dla której narzędzia sami już przygotowaliśmy. Warto być odpowiedzialnym za każde słowo w sprawach sporów o Ostateczność, jak można ściągnąć na siebie i nie tylko straszliwe podejrzenia. Pamiętaj, proszę, o istocie słowa w jego funkcji łączenia, a nie dzielenia ludzi ………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………... Drogi
Panie Tichy i Wszyscy………
Chyba już nie zdążę! Nie wszystkie życiorysy nadają się na uczynienie z nich książki. Są bowiem nie tylko splątania kwantowe, ale także ludzkie, w których bywa, iż okrutnych uczynków bliźnich wyrażenie wymaga głębokiego obrachunku z własnym sumieniem. W skardze bowiem bardzo łatwo o zemstę……………………............
W 1980 roku zwróciłem się do naczelnika rawickiego więzienia z prośbą o napisanie rozprawy naukowej. Tyle i aż tyle starczyło, aby dać przyczynek do wystawienia własnej osoby na straszliwy eksperyment. Mając otwarty przewód doktorski więzienny psycholog Andrzej Kempa uznał, że spadłem mu z nieba przez powyższą prośbę. Chcąc się przymilić prawdopodobnie swoim promotorom, zaproponował mnie jako doskonały „przedmiot” dydaktyczny w zakresie kryminalistyki politycznej. Ponieważ w zakładach karnych sporo badań nad duszą ludzką prowadzą naukowcy i studenci psychologii, tak też w Rawiczu w owych czasach szukano przyczynków do badań……………………………
Przez cztery lata byłem dręczony psychiatrycznie, jak eksperymentalnie potraktowano mnie jako przykład wroga politycznego, będącego paranoikiem. Znawcy psychologii wiedzą, że paranoje przypisuje się dziś Dzierżyńskiemu, Berii, Stalinowi, Hitlerowi, a w przeszłości carowi Piotrowi I. W definicji tej choroby sugeruje się, iż ludzie tego typu nie mają jawnego defektu psychicznego, zaś w przypadkach szczególnych zdolni są do spowodowania szaleństw o wymiarach ludobójczych. Ponieważ byłem uwięziony pod zarzutem między innymi wrogości do władz PRL, wszystko, co wobec mnie zamierzono, było usprawiedliwione…………………………......
Eksperymentowano na mnie przez 18 m-cy. Doszło nawet do tego, że dla przeprowadzenia dowodu paranoi należało wykluczyć grafomanię. Stąd przez pół roku zamknęli mnie w szpitalnej celi i co drugi dzień usiłowali podawać mi kilka kartek i stępiony ołówek. Ci sami ludzie doskonale wiedzieli, że w tym czasie moje prace badała PAN na polecenie śp. Prof. Gieysztora. Wiedzieli także, że PAN wydała pozytywną i zachęcającą opinię. Kiedy już wszystko zrobili wywieźli mnie do Gniezna, gdzie podjęto straszliwą kurację lekami psychotropowymi. Zawdzięczam siostrze szpitalnej, że ta powiadomiła mnie o dążeniu do wykończenia lekami. Stąd w nocy ostatniego dnia lutego 1984 roku przebiegłem w pidżamie drogę z Gniezna do Poznania, aby zwrócić się o pomoc do znajomych, którzy, przebrawszy mnie, zawieźli mnie do Dziekanatu Filozofii UAM. Dzięki wyjściu sprawy poza mury, w czym pomógł swoją recenzją prof. Jerzy Szymański, szybko zmieniono rozpoznanie i „wyrzucono” mnie na wolność. Po latach dowiedziałem się, że po szybkim awansie na naczelnika zakładu karnego w Kaliszu… Andrzej Kempa zwariował i jako podejrzany o chorobę psychiczną został wyeliminowany z więziennictwa. Po latach także „błyskotliwego” studenta, który brał udział w eksperymencie, spotkałem alkoholikiem i człowiekiem stoczonym…………………………………
Jak opisałem w swojej notce na moim blogu, lata 1984-1990 przeżyłem dzięki zainteresowaniu moją osobą przez pracowników dyplomacji USA i sławetnemu listowi prof. Coopera……………………………………
W pierwszym roku odzyskania wolności przez Polskę, tym razem kierowane strachem, liczne osoby świadome rozgłosu wokół mojej osoby, znalazły jednak sposób na to, aby jeszcze raz usiłować dokończyć straszliwe wyżej opisane leczenie. Wśród tych osób znajdował się wpływowy dziennikarz, który swego czasu pozwolił sobie szydzić ze mnie w artykule pt. „Na początku był Heller”, a co było ironiczną parafrazą podobnie zatytułowanych książek Sedlaka i Ditfurta. Uciekając przed tymi ludźmi w 1991 roku przewędrowałem pieszo i autostopem drogę od Berlina do Katanii i powrotnie przez Mediolan, Szwajcarię do Polski. Władze Szwajcarii pomogły mi tylko tyle, że obdarowały mnie dwustoma dolarami i biletem kolejowym pierwszej klasy do Polski. Wróciłem do kraju z lżejszym bagażem, jak część moich prac rękopiśmiennych z pomocą radcy watykańskiej ambasady RP, Adama Szymczyka, zdeponowano w Bibliotece Papieskiej………………………………
We własnym kraju musiałem ukrywać się do 1997 roku, żyjąc incognito, a jednocześnie chroniąc żonę i maleńkie dzieci w porzuconej chacie między lasami okolic Trzciela……………………………….
Zostałem dopadnięty tegoż 1997 roku, wtrącony do psychiatryka, uznany na nowo paranoikiem, a nadto bez żadnych badań lekarz-bandyta dopisał, że mam uszkodzony mózg…………………………………
W 1998 roku zdołałem w niezwykłych okolicznościach ujawnić, że lekarz psychiatra, biegły sądowy, Jerzy Karpiński był dwukrotnym pacjentem oddziału odwykowego oraz, że jest w bliskich kontaktach z przestępcami, dla których manipuluje dokumenty zdrowia………………………………..
Zwykłym, uczciwym pismem wniosłem do prokuratury prośbę o zweryfikowanie diagnozy mojego oprawcy. Sprawę umorzono. W roku 2000 Jerzego Karpińskiego prokurator stwierdził wiszącym samobójczo w jego własnym garażu. Tegoż samego 2000 roku o godzinie pierwszej w nocy „odwiedził” mój dom bandyta zamaskowany kominiarką z pistoletem, nożem i kołkiem dębowym. Ponieważ „odwiedzin” tych się spodziewałem, zdołałem odeprzeć morderczy atak, raniąc bandytę starym pookopowym mauzerem w tę rękę, którą trzymał wymierzoną do mnie broń……………………………………..
Trzy lata sądzono nie bandytę, lecz mnie…………………………………….
Broniąc się przed zaszczuciem, napisałem pierwszą swoją książkę o wielkiej unifikacji. Spóźniłem się o dwa tygodnie, jak chciałem położyć ją przed składem sędziowskim jako świadectwo przeciw manipulowaniu procesem. Bandyta otrzymał rentę, a moja rodzina znalazła się na skraju ruiny finansowej…………………………………………..
Prowadząc małą firmę, od 2000 roku żyłem nadzieją stworzenia własnej pracowni naukowej, jak nie miałem już złudzeń, że tysiące stron rękopisów więziennych i powięziennych może przepaść…………………………………………
Nie miałem już złudzeń, ponieważ w 1998 roku okazało się również, że śp. Jerzy Karpiński wiedział, iż uczeni są jego wspólnikami. Tegoż bowiem roku właściciel drukarni w Międzyrzeczu, zacny człowiek, który chciał wydać książkę poświęconą mojemu dorobkowi, wręczył mi trzy egzemplarze książki autorstwa prof. Janusza Gniteckiego (UAM) pt. „Uniwersalne prawa kosmosu”. Tegoż samego roku zdołałem stwierdzić, że wstęp do ww. książki napisał prof. Pasterniak z Zielonej Góry. To w domu tego drugiego dowiedziałem się, że jako polonista, nie tylko zgodził się napisać wstęp podyktowany przez J. G., ale nadto, że w 1994 roku sygnował swoim podpisem recenzję, sporządzoną przez J. G., aby zdyskredytować mnie przed wydawcą, który miał zrealizować obwarowaną umową współautorską książkę z moją i J. Gniteckiego treścią…………………………………….
Tym sposobem ludzie, których w celi więziennej utożsamiałem z najwyższymi wartościami, dla których warto żyć (Uczonymi), moją paranoję umożliwili odnowić w majestacie kompetencji znawców duszy i tajemnic kosmosu…………………………………………….
W 2006 roku dwunastu urzędniczych ludzi naszło z polecenia prokuratorskiego nasz dom i moją firmę. Tymi samymi metodami, jak w latach ’80, zniszczono w jednym dniu wszystko, co stanowiło o naszym prawie do życia. Nie bali się nikogo i nie boją nawet tego, że czterokrotne badania psychiatryczne prowadzone na mnie na przestrzeni kilku ostatnich lat zaprzeczają sobie. Tegoż samego 2006 roku jeszcze raz zdałem sobie sprawę, że dokonuje się historia, która nie chce stać się przeszłością………………………………………………
Do września 2007 roku pracowałem nad książką pt. „Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata” oraz opracowywałem portal pod nazwą „Instytut Syntezy Ludzkiej Wiedzy o Bogu, Człowieku i Wszechświecie”. W pełni świadomy podjąłem decyzję wykonania portalu, aby opisaną historię wystawić na najwyższą próbę. Byłem przytomny, że oto jeden człowiek staje przeciw uczonym i urzędnikom. Gdybym był tym, kim zamierzali zrobić mnie opisani powyżej ludzie, ujawniłyby to nie tylko recenzje, ale ośmieszenie Instytutu jako najdelikatniej mówiąc profanacji nauki………………………………………….
We wrześniu 2007 roku jeszcze raz oprawcy zdali sobie sprawę, że prześladując, brną. I tylko z tego powodu wniesiono prośbę do Sądu, aby ten skierował mnie tym razem na badania do Szpitala klinicznego, w którym równolegle prowadzą badania lekarze-naukowcy. Jednym takim swego czasu był pan prof. Szczyżewski, który zalecił władzom Dziekanki, aby ta w 1994 roku wycofała się z brudnego diagnozowania na mojej osobie………………………………………..
We wrześniu 2007 roku zmuszony zostałem uciekać za granicę. W tułaczce po stacjach benzynowych, zatrzymując się u dobrych ludzi, napisałem swoje wykłady szczegółowe i specjalne, a które dzisiaj widnieją na www.sheller.pl. W takich warunkach, poznawszy mnie jeden z profesorów, kolega znajomego, zaprosił mnie do udziału w Kongresie Cybernetycznym , organizowanym przez Uniwersytet im. Humbolta w Berlinie (patrz www.sheller.pl – „Z obrad Kongresu Cybernetycznego”)…………………………
Uciekając przed oprawcami byłem świadomy, że uciekam z zaawansowanym przerostem stercza, że wystawiam się na tragiczny wybór. To z Niemiec dzwoniłem do Arka, usiłując prosić o pomoc. Moja ostatnia publikacja książkowa trafiła między innymi do Instytutu Maxa Planca w Hanowerze, Ministerstwa Innowacji Westfalii, a od Angeliki Merkel otrzymałem podziękowanie za to, iż w pracy mojej doszukano się znaczących przyczynków do zagadnienia ocieplania klimatu………………………………………
W czerwcu br. lekarze powiadomili mnie, że przerost stercza przekształcił się w nowotwór złośliwy. Dwie operacje i chemia. Są przerzuty. Nie liczę już lat, liczę dni…………………………………………
W 2007 roku byłem w pełni świadomy, że wybieram między śmiercią a życiem. Wszystko co miałem oddałem, aby powstał portal i książka. Wybierałem między powinnością wobec człowieka, pokolenia moich dzieci. Wybierałem między opłaceniem adwokatów i lekarzy a powinnością dochowania zwyczajnej wierności wobec prawdy i potomnych. I wybrałem………………………………….
Zacni Przyjaciele!
Nigdy nie doznałem potrzeby zostania odkrywcą w takim znaczeniu, w jakim pospólstwo i nie tylko kojarzy sukces naukowy z tytułami i nagrodami. Nigdy także nie chciałem się z nikim ścigać ani nikogo ogrywać. Nawet pisząc to, co napisałem, boli mnie bardziej niż wiem, że powinno boleć tych, którzy taki los mnie i moim najbliższym zgotowali. W 1990 roku, kiedy przyszło mi spać w wagonach na bocznicy Roma Termini, żyłem nadzieją, że nigdy nie przedłożę prawdy naukowej nad sukces, jeżeli ten miałby zadać ból innym. Czuję się tym wpisem w pewnej sprzeczności z własną naturą. Pisząc tę notę, która zaowocowała dyskusją nad popperyzmem, zaledwie usiłowałem upomnieć się do Was, Zacni Uczeni, że dzisiaj odrobina Waszej inicjatywy mogłaby starczyć na to świadectwo nie dla nauki (bo to już jest), ale dla Sądu, aby ten nie ugiął się pod naciskami manipulacji mogącej spowodować, że nawet po mojej śmierci moi najbliżsi będą żyć naznaczeni przekleństwem nałożonym na ojca. Zdaję sobie w pełni sprawę, że z Waszą pomocą mógłbym wzbudzić proces o odszkodowanie za ponad 20 lat zabrania mi możliwości udziału w nauce z pożytkiem dla rodziny i społeczeństwa………………………………………
Jestem przytomny, że poddałem krytyce teoriopoznawczej Teorię Względności i Mechanikę Kwantową. Wiem także, że, choć tego nie pragnąłem, sklasyfikowano mnie jako adwersarza części uczonych, mających wielkie ambicje twórcze…………………………………………
Na tyle, na ile to było możliwe uporządkowałem wszystkie moje niepublikowane rękopisy, a to, co mogłem, nadto zabezpieczyłem elektronicznie, a póki co…………………………………..............
A póki co chciałbym jeszcze zdobyć się na ten wysiłek, aby w ramach salonu 24 w kilku notkach przedłożyć owe rozstrzygnięcie w sprawie Teorii Wszystkiego i Wielkiej Unifikacji. To między innymi dzięki Wam pomyślałem o tej próbie, aby w ramach kilku notek w miejscu, gdzie uprawia się popularnonaukową eseistykę, napisać rzecz dotyczącą nie popularyzacji, lecz rozstrzygnięcia znaczącego o dalszym rozwoju najbardziej namiętnej dziedziny ludzkiej aktywności. Motta już położyłem………………………………………….
Tu, gdzie żyję resztkami swoich sił, zaledwie kilka lat temu marzyłem o miejscu spotkań z uczonymi (vide fotografia w okienku „kontakt” na www.sheller.pl.). Nie miałem nawet tego szczęścia, aby wygłosić choćby jeden wykład, pomimo iż w 1988 roku znałem uczonego, który uważał, iż mój wysiłek spełnia wszystkie wymogi do habilitacji. Nigdy nie zostałem zaproszony przez tych, którzy w najcięższych latach byli mi wzorcem nadziei i dążeń. Jest to mój wielki smutek nie dlatego, że mam tyle do opowiedzenia, ale dlatego, że tak bardzo chciałem prawdziwie pobyć wśród uczonych………………………………
Pragnę z całego serca podziękować Ci, Tichy, za okazany mi dar serca, a jednocześnie za to, że mogę go łączyć przez Ciebie z Wszystkimi pracującymi nad pogłębianiem nauki. Twoją reakcję spróbuję przyjąć za zachętę do obowiązku przebaczenia tym, na których się użaliłem………………………………………….
Drodzy Przyjaciele! Jeżeli powyższym moim wpisem uprzytomnicie sobie, że przez lata nie mogłem odwołać się do Uczonych z obawy przed użyciem przeciw mnie tego, co Wam opisałem, to dzisiaj jedynym, co jeszcze mogę, to prosić Was o pamięć mojego portalu, jak powstał on przede wszystkim dla Was. Wyrósł on bowiem z wiary do ludzi nauki na przekór wszystkim i wszystkiemu......................
Stanisław Heller- www.sheller.pl
PS: Tak się składa, że do Ciebie napisałem to, co powinienem być może opublikować na swoim blogu. Uczynię to, jeżeli Ty dasz mi na to przyzwolenie. Cokolwiek chciałbyś w związku z tym tekstem uczynić, daję Ci moją zgodę. S. H.
Sądzę,że akurat w moim przypadku mam wszystkie cechy zodiakalnej Wagi.Jednak z małym wyjątkiem: nie znoszę stanów chwiejnych, ani w nauce, ani w przyjaźni. Mój blog uzupełniający:"Między Bogiem a prawdą".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura