Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn
38
BLOG

Tusk powalczy o prezydenturę… przed komisją

Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn Polityka Obserwuj notkę 19

Mimo decyzji premiera Donalda Tuska o nie startowaniu w wyborach prezydenckich waga jego zeznań przed komisją śledczą ds. afery hazardowej nie maleje. Przebieg przesłuchania premiera może pogrzebać prezydenckie marzenia środowiska partii rządzącej.

Donald Tusk przed komisją będzie walczył o zachowanie w oczach społeczeństwa wiarygodności polityka uczciwego oraz sprawnego i skutecznego urzędnika. Po dotychczasowych zeznaniach (głównie Jacka Kapicy i Mariusza Kamińskiego) premier jest jednym z głównych podejrzanych o doprowadzenie do przecieku o akcji CBA. Jeśli hipoteza przedstawiona przez byłego szefa CBA (mówił on, że przeciek wyszedł od Tuska do Drzewieckiego, a potem przez Drzewieckiego do Rosoła i dalej do córki Sobiesiaka) się uwiarygodni, Tuska mogą czekać sankcje karne. Jednak nawet jeśli komisja nie udowodni przecieku premierowi opinia publiczna może się od Tuska odwrócić. Jej wystarczy bowiem, żeby szef rządu zachował się nieporadnie, czy głupio w sprawie akcji CBA. Jeśli okaże się, że Tusk nie był źródłem przecieku, ale zareagował na informacje Centralnego Biura w sposób zbyt gwałtowny, przez co Drzewiecki i Chlebowski się domyślili, że nowelizacja ustawy hazardowej jest przedmiotem zainteresowania służb, Tusk może stracić wiarygodność opinii publicznej. Taki sposób zachowania urzędnika dyskwalifikuje go bowiem do zajmowania najważniejszych stanowisk w państwie.

Jakie to ma jednak znaczenie skoro Donald Tusk nie kandyduje? Ano duże, bowiem po dwóch latach promowania lidera PO, partia ta nie ma de facto nikogo, kto cieszyłby się prawdziwą silną pozycją na scenie politycznej. Od dwóch lat Platforma działa tak, by budować prestiż Tuska. Gdy jest coś złego do powiedzenia premier znika, gdy trzeba się czymś pochwalić lub ogłosić sukces, premier pierwszy staje przed kamerami. Strategia ta ma dużo plusów, bowiem kandydatura Tuska na prezydenta była budowana od lat. Jednak tym samym umniejszano rolę innych polityków PO. Radosław Sikorski, choć kieruje w MSZ, nie występuje w mediach, a prowadzenie polityki zagranicznej dzieli między siebie, Tuska i Bartoszewskiego. Bronisław Komorowski z kolei pozycję ma, ale tylko z racji sprawowania funkcji marszałka Sejmu. Od początku obecnej kadencji nie był w centrum decyzyjnym PO, w trójkącie Tusk, Schetyna, Chlebowski. Mimo iż Komorowski i Sikorski mają wysokie poparcie w sondażach, w zderzeniu z realną kampanią mogą okazać się one nie istotne, bowiem politycy ci są swego rodzaju autsajderami nawet we własnej partii.

Kandydata PO na prezydenta mamy poznać w maju. Oznacza to, że będzie on miał zaledwie kilka miesięcy, żeby przekonać do siebie wyborców. Skoro jednak cała partia od lat mówi, że najlepszym prezydentem będzie Tusk, kandydat PO może mieć ogromne problemy, żeby wytłumaczyć dlaczego on startuje. Będzie to szczególnie trudne po słowach Tuska, który stwierdził, że w prezydenckich wyborach nie startuje, bo go nie interesuje prestiż, tylko rządzenie, że nie chce uczestniczyć w tym wyścigu. Deprecjonowanie przez premiera urzędu prezydenckiego przypomina piłowanie gałęzi, na której się siedzi. Teraz bowiem kandydat PO będzie musiał przekonać opinię publiczną, że może on dorównać Tuskowi w prezydenturze oraz, że startuje na prezydenta z jakimiś szczytnymi ideami, a nie tylko po to, by zamieszkać w Pałacu.

Przekonanie społeczeństwa do nowego kandydata PO będzie dużo prostsze, jeśli będzie mógł się on pławić w chwale Donalda Tuska, jeśli „kochany przez wszystkich” premier pokaże się z nim, powie o nim dobre słowo, wyrazi poparcie, wyjaśni motywy wystawienia tego akurat polityka. Żeby jednak do tego doszło premier musi mieć dobrą opinię w społeczeństwie, musi być wiarygodny dla elektoratu. Dlatego właśnie zeznanie Tuska przed komisją hazardową może być najważniejszym wydarzeniem politycznym 2010 roku. Jeśli straci on wiarygodność, okaże się, że jest źródłem przecieku w sposób wyrachowany, albo po prostu z głupoty, kandydat PO może nie wygrać wyborów prezydenckich, a sama partia pogrąży się w kryzysie i sporach. Wtedy na polskiej scenie politycznej może dojść do prawdziwej rewolucji, a wybory – wbrew temu co mówił Paweł Graś – okażą się końcem nie PiS, tylko projektu „Platformy Obywatelskiej”.

Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka