Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn
93
BLOG

Wybory - gra o ogromną stawkę

Stanisław Żaryn Stanisław Żaryn Polityka Obserwuj notkę 5

Zbliżające się wybory prezydenckie mogą zmienić polską scenę polityczną. Od ich wyników zależy przyszłość największych ugrupowań, a być może nawet ich dalsze istnienie.

Platforma Obywatelska znaczenie wyborów dla swojej przyszłości podgrzewała przez ostatnie lata na własne życzenie. PO pokazuje prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako główny czarny charakter polskiej polityki. To on jest obarczany winą za brak reform w kraju, jego decyzje są przedstawiane jako sprzyjające jednej partii, a całą prezydenturę kwituje się stwierdzeniem, że jest on prezydentem nie Polski tylko PiS. Działacze Platformy często – przoduje w tym Janusz Palikot – drwią z prezydenta i próbują go ośmieszyć. Od czasu, gdy w mediach zaczęto mówić o wyborach prezydenckich przedstawiciele Platformy przekonują, że Kaczyński jest najgorszym prezydentem w historii, nie ma na koncie sukcesów, a zwyciężyć z nim w wyborach może każdy. Partia kierowana przez Donalda Tuska w przeddzień kampanii wyborczej zachowuje się tak, jakby wybory były formalnością, a przegrana urzędującego prezydenta naturalną konsekwencją. Obrana strategia walki z Kaczyńskim przypiera do muru Platformę Obywatelską oraz jej kandydata na prezydenta. W obecnej sytuacji, przegrana PO w wyborach prezydenckich, będzie prestiżową katastrofą dla partii rządzącej. Zwycięstwo Kaczyńskiego będzie oznaczało żółtą kartkę dla obozu rządzącego, pokaże, że wyborcy nie podzielają rządowej wizji obecnej prezydentury. Podważy to nie tylko wiarygodność opinii koalicji o prezydencie, ale również całą strategię przenoszenia na obóz prezydenta odpowiedzialności za nieudane reformy kraju.

Retoryka działaczy Platformy Obywatelskiej bardzo komplikuję sprawę przyszłemu kandydatowi PO. Bez względu na to, czy w wyborach wystartuje Radosław Sikorski czy Bronisław Komorowski presja na pretendenta PO do prezydentury będzie ogromna. Brak sukcesu w starciu z Lechem Kaczyńskim – prezydentem rzekomo bardzo złym i nieudolnym – będzie całkowitą klęską dla kandydata PO. Może ona skutkować nawet zakończeniem kariery politycznej, a na pewno będzie oznaczała konieczność usunięcia się na drugi plan. Chociaż przyjęta przez Tusk metoda wyboru kandydata i włącznie w podjęcie tej decyzji wszystkich członków partii chroni w pewnej mierze partię przed negatywnymi skutkami porażki wyborczej, to klęska w wyborach na pewno odbije się na relacjach w partii. Przegrany kandydat PO oraz stojące za nim grono działaczy Platformy stanie się ofiarą wewnątrzpartyjnych drwin. Również opinia publiczna będzie patrzyła na przegranego, jak na politycznego nieudacznika, który „nawet z Kaczyńskim” nie umiał wygrać. Gwałtowny spadek roli Komorowskiego czy Sikorskiego wraz z ich partyjnym zapleczem zniszczy równowagę między stronnictwami w Platformie i rozpocznie ostrą walkę między frakcjami. Dla Platformy Obywatelskiej stawką w wyborach jest więc jedność partii i prestiż. Porażka może skończyć się dla ugrupowania bolesnymi kłótniami i kompromitacją jednego z jego czołowych polityków.

Nadzieja w prezydencie

O jeszcze wyższą stawkę w nadchodzących wyborach zdaje się grać Prawo i Sprawiedliwość. PiS zostało stworzone jako partia dwóch liderów – Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Słynne słowa obecnego prezydenta „Panie Prezesie, melduje wykonanie zadania” nie są wcale – jak pokazują to oponenci – dowodem na upartyjnienie urzędu Prezydenta RP. One pokazują rzeczywisty cel powstania Prawa i Sprawiedliwości. Strategia partii miała się opierać na dwóch liderach, z których jeden ma zostać prezydentem, a drugi rządzić krajem. Zaprzysiężenie Lecha Kaczyńskiego wraz ze zdobyciem przez Prawo i Sprawiedliwość władzy w parlamencie oznaczało wykonanie przez Prawo i Sprawiedliwość zakładanych celów. Choć obecnie PiS jest w opozycji cele te się nie zmieniły. Nadal partia dąży do przejęcia władzy w parlamencie i utrzymania jej w Pałacu Prezydenckim. Aktualność tych celów była prawdopodobnie przyczyną w miarę łagodnego przełknięcia przez partię Kaczyńskiego porażki w wyborach parlamentarnych w 2007 roku. Choć z ugrupowania odeszło wtedy kilku znaczących polityków, partia nie została poważnie osłabiona, nie urosła jej także silna konkurencja. PiSowi wraz z oddaniem władzy mógł grozić rozpad. Jednak dzięki dobremu wynikowi w wyborach – partia zdobyła więcej głosów niż w 2005 roku – oraz kolejnemu celowi, wokół którego kierownictwo mogło skupić partię, udało się zachować PiSowi jedność. Tym celem była wygrana w kolejnych wyborach parlamentarnych oraz zwycięstwo wyborcze prezydenta Kaczyńskiego.

Obecnie wraz z wyborami prezydenckimi cele PiS zostaną poddane ostremu sprawdzianowi. Jeśli okaże się, że Lech Kaczyński nie wygra wyborów, a PiS przegra w 2011 roku wybory parlamentarne ugrupowanie może się rozpaść. Przegrana w wyborach oznaczać będzie bowiem utratę pozycji braci Kaczyńskich. W połączeniu z przegraną w wyborach do Sejmu i Senatu w PiSie prawdopodobnie pojawią się coraz głośniejsze żądania zmiany strategii i przywództwa. Dwie klęski wyborcze oznaczały będą, że cele PiS się wyczerpały, potrzebna jest nowa strategia, zmiana kierunków i sposobów działania partii. W skutek dwóch porażek może dojść do odsunięcia Jarosława Kaczyńskiego od władzy i rozpoczęcia w partii walki frakcji o władzę. Brak obecnego prezesa może być początkiem katastrofy PiSu, bowiem to on sprawia, że partia ta jest jednolita. Jeśli dojdzie do odsunięcia go, prawdopodobnie ugrupowanie to podzieli się lub zostanie wchłonięte przez inne partie.

Wybory prezydenckie będą więc bardzo ważne dla PiSu. Jeśli Lechowi Kaczyńskiemu uda się zwyciężyć, partia będzie mogła spokojnie działać przez najbliższe lata, skupiając się wokół ponownego dojścia do władzy. Jednak jeśli Kaczyńskiemu się nie powiedzie, a PO zwycięży w 2011 roku, ugrupowanie kierowane przez byłego premiera będzie musiało walczyć o przetrwanie, na nowo definiując swoje cele i obierając stosowną do nich strategię.

Sprawdzian szefa SLD

Polityczne trzęsienie ziemi może czekać także Sojusz Lewicy Demokratycznej. Kandydat SLD w wyborach Jerzy Szmajdziński nie będzie walczył o zwycięstwo. Celem Sojuszu nie jest wygrana, bowiem na to nie ma szans, ale zdobycie przez Szmajdzińskiego dostatecznie dobrego wyniku w wyborach. Od tego zależało będzie, czy w SLD dojdzie do zmian władz i strategii. Jeśli poparcie Szmajdzińskiego będzie bardzo niskie, kierownictwo SLD zostanie prawdopodobnie zmienione.

Wybory prezydenckie będą dla partii sprawdzianem, jak wyborcy reagują na powrót starych postPZPRowskich działaczy, których do partii znów zaprosił Napieralski. Symboliczny atak na TVP za emisję filmu o Wojciechu Jaruzelskim pokazuje ostry zwrot SLD ku swojej komunistycznej przeszłości. To powrót do korzeni SLD, a nie budowa nowoczesnej lewicy, wygrał w partii. Jeśli strategia realizowana przez Napieralskiego nie przyniesie spodziewanych efektów w postaci dobrego wyniku Szmajdzińskiego do władz partii znów mogą dojść osoby z otoczenia Wojciecha Olejniczaka, który dążył do bliższej współpracy z Platformą Obywatelską i odcinał się od PZPRowskich działaczy. W ostatnim czasie grono polityków skupionych wokół Olejniczaka zostało odsunięte od władz ugrupowania. Dla nich zły wynik wyborczy Szmajdzińskiego będzie szansą odkucia się i powrotu do steru SLD.

Dla SLD wybory będą sprawdzianem taktyki, pokażą, czy w najbliższych miesiącach w partii rządzonej obecnie przez Napieralskiego dojdzie do ostrej walki i politycznego przewrotu, czy partia przejdzie obronną ręką przez sprawdzian popularności swojego kandydata.

Walka o pozycję

O zwycięstwo w wyborach nie będzie również walczyło Polskie Stronnictwo Ludowe. Jego kandydat lub kandydatka również nie ma szans na wygranie wyborów. Jednak mimo tego dla ludowców wybory będą bardzo ważne. Są one szansą na odwrócenie niekorzystnej dla PSL spadkowej tendencji widocznej w sondażach poparcia. Pokazują one, że ludowcy mogą nie wejść do parlamentu. Dobry wynik wyborczy będzie znakiem, że partia jest silniejsza niż pokazują to sondaże. Impuls taki może zmienić spadkowe tendencje w badaniach opinii publicznej i umocnić ugrupowanie kierowane przez Waldemara Pawlaka. Sytuacja taka jest dla PSL bardzo pożądana. Pozwoli bowiem umocnić pozycję ludowców w koalicji rządowej. W chwili obecnej, gdy coraz częściej mówi się o włączeniu PSL w PO, na mocy porozumienia programowego, a Platforma lekceważy swojego koalicjanta, pokazanie, że kandydat Stronnictwa ma silne poparcie w społeczeństwie może wzmocnić PSL w rozmowach z partią rządzącą. A silniejsza pozycja ludowców na pewno będzie skutkowała kolejnym wzrostem poparcia, co może pozwolić partii Pawlaka na nie nerwowe oczekiwanie na wyniki najbliższych wyborów parlamentarnych. Jeśli jednak kandydat PSL nie uzyska dobrego wyniku wyborów, może okazać się to zgubne dla ugrupowania. Może się to odbić na jego poparciu i doprowadzić do porażki w wyborach do Sejmu. Ugrupowanie po nieudanym starcie może po wielu latach przestać być partią sejmową.

Szansa dla „planktonu”

W wyborach prezydenckich o przyszłość walczyć będą walczyć również najmłodsze bądź odnowione ruchy polityczne, jak reaktywowane Stronnictwo Demokratyczne, Polska Plus, czy Prawica Rzeczpospolitej.

Kierowane przez Pawła Piskorskiego Stronnictwo Demokratyczne trawią spory i konflikty wewnętrzne. Ostatnią szansą na rozpoczęcie działalności SD zdaje się być dobry wynik Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich. Jeśli byłemu ministrowi spraw zagranicznych uda się skupić wokół siebie grono działaczy i uzyskać satysfakcjonujący wynik wyborczy, SD może oprzeć się na tym potencjale i powalczyć o wyborców. Olechowski zdaje się być ostatnią deską ratunku dla ugrupowania, którego działalność jak dotąd nieudanie próbuje wznowić Piskorski.

Dla Polski Plus i Prawicy Rzeczpospolitej wybory prezydenckie mogą stać się trampoliną, dzięki której uda im się wejść do parlamentu w 2011 roku. Dobry wynik Ludwika Dorna i Marka Jurka da nadzieje działaczom ich partii na rozpoczęcie szerokiej działalności politycznej. Do tej pory bowiem ich inicjatywy nie spotykają się z dużą popularnością. Dzięki dobremu wynikowi wyborczemu partie te będą mogły wypłynąć na szersze wody, wykorzystując poparcie zdobyte w wyborach na najwyższy urząd w państwie. Jeśli jednak nie uzyskają oni dobrego wyniku, dla ich partii może to oznaczać koniec działalności.

Polskie partie polityczne decydując się na wystawienie kandydatów w wyborach prezydenckich wiele ryzykują. Stawka tegorocznych wyborów jest bowiem dużo wyższa niż zdobycie Pałacu Prezydenckiego. Kandydaci poszczególnych partii będą walczyć nie „tylko” o prezydenturę. Stawką wyborów jest ich polityczna kariera, dalsze istnienie reprezentowanego przez nich ugrupowania, czy polityczne trzęsienie ziemi w partii. Ryzyko związane z przegranymi wyborami jest większe ze względu na przyszłoroczne wybory parlamentarne. Te partie, których kandydaci nie osiągną wytyczonego celu w wyborach prezydenckich, mogą wszystko przegrać po wyborach do parlamentu. Jeśli pogrążą się w rozliczeniach, zmienianiu kierownictwa lub strategii nie zdążą przygotować się do wyborów parlamentarnych. A wtedy mogą na stałe wypaść z grona ugrupowań rotacyjnie sprawujących władzę w Polsce. Wybory prezydenta Polski mogą więc wywołać trzęsienie ziemi, które na trwałe zmieni polską scenę polityczną. W związku z ryzykiem, jakie niosą ze sobą nadchodzące wybory, partie będą zaciekle walczyły o poparcie dla kandydatów. Kampania przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku będzie więc niezwykle ostra. Wyborcy powinni się przygotować na brutalną walkę, w której rzadko będą padać merytoryczne argumenty.

Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka