W bywszą środę minister Kamiński powiedział był z areny cyrkowej... o pardon. Oczywiście z areny sejmowej. Powiedział otóż, że poprzednia władza dopuściła wielu zbrodni. W tym inwigilowania m. in. blogerów Salonu 24 (z którego gościnności i niżej podpisany korzysta).
No i rozpętało się piekło. Oczywiście wśród blogerow Salonu 24.
Którzy na wyścigi zaczęli albo to ciskać gromy na poprzednia władzę; albo przekonywać, ba - zaklinać się na wszelkie świętości, że to oni osobiście byli poddawani tym niecnym praktykom, czego domyślali się od dawna, ale dowodów nie mieli; albo też co poniektórzy zaczęli tworzyć listy poskrypcyjne - który bloger i za co był śledzony; albo gromko zaczęli domagać się interwencji odpowiednich służb; albo sami, nie zwlekaąc, zaczęli gromko zapowiadać, że doniesienie do prokuratury jak jeszcze nie poszło, to zaraz, zarusieńko pójdzie.
W sprawie przemówił nawet sam Igor Janke, który też zapowiedział, że pójdzie i doniesie, gdzie trzeba.
Inną ciekawą reakcja na rewelki ministra Kamińskiego było - na wyprzódki - ujawnianie się blogerów, do tej pory skrytych za anonimowymi nickami.
Dzisiaj na jedynce S24 wisi "Protest blogerów przeciwko inwigalcji dokonajej rękoma obrońców demokracji". Oczywiście - padają gromkie słowa o łamaniu demokracji, praw człowieka, o łamaniu kręgosłupów dziennikarzom itd., itp.
Na koniec pada apel. O ujawnienie nazwisk blogerów, którzy byli poddani inwigilacji.
Osobiście przyłączam się do tego apelu. Niech pan minister ujawni tę listę. Nie można bowiem pozostawiać elity blogerów, najwierniejszych z wiernych, w stanie pernamentnej niepewności - inwigilowali mnie, czy też nie.
Dla wielu z nich to sprawa życia i smierci. Oczywiście w blogosferze...
Carry on, panie ministrze...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo