Historia magistra vitae est...
Głosi łacińska maksyma. O której coraz rzadziej się pamięta w natłoku zdarzeń i coraz szybszym umykaniu obok nas codzienności.
Jednak historia jest i ma się coraz lepiej. O historię upominają się zwykli Polacy. Zaczynają być dumni z przeszłości swojego państwa i narodu. A historia to bardzo pojemna dziedzina wiedzy. Każdy tu znajdzie coś dla siebie - i prawak, i lewak. Do koloru, do wyboru.
Po okresie "historycznej smuty" za rządów poprzedniej ekipy, która - bądźmy szczerzy - odpuściła sobie troskę o pamięć, do władzy doszła ekipa, która z historii uczyniła oręż walki o rząd dusz. I zabrała się za naprawianie historii. Za prostowanie torów - często zawiłych - po których nasza, zwłaszcza najnowsza historia, się porusza.
A że czyni to z finezją i gracją urzędników orwellowskiego Ministerstwa Prawdy?
Tam gdzie idzie o impendorabilia nie ma miejsca na grację i finezję. Tu idzie tez o umysły i serca Polaków ze szczególnym uwzględnieniem tych najmłodszych. Dlatego nie dziwi, że na pierwszą linię frontu walki o prawdę obok Antoniego Macierewicza posłana została minister od umysłów najmłodszych - czyli minister Anna Zalewska. Która otwarcie zapowiada zmiany w szkolnych programach nauczania historii. Obok rzeczy godnych pochwały - jak zwiększenie liczby godzin tego przedmiotu - zapowiada np. wprowadzenie obowiązkowej tematyki smoleńskiej. Dodajmy do tego pisanie na nowo historii ostatnich lat – np. o tym, kto (naprawdę) wprowadzał nas do NATO czy nowe spojrzenie na historię „Solidarności” zdefiniowane wczoraj przez Jarosława Kaczyńskiego.
Wszystko to powoduje, że przed nauczycielami historii wszystkich szczebli nauczania stoją bardzo duże wyzwania. Jak nauczać o przeszłości, by sprostać wymaganiom przyszłości?
A przede wszystkim – by sprostać wymaganiom władzy.
A sama historia? Myślę, że sobie poradzi. Nie takich naprawiaczy i prostowaczy podopieczna Klio widziała w swojej – nomen omen – historii.
Inne tematy w dziale Kultura