Nie wyrzucajcie pana Lisa z telewizji!

Obiło mi się o uszy, że ktoś wpadł na pomysł, aby zaraz po wyborach - zwycięskich dla PIS - pozbyć się z telewizji (publicznej?) redaktora pana Lisa. I to pozbyć się natychmiast!

Jestem przeciwny i apeluję aby tego nie czyniono. Powodów jest kilka.

1. Będziemy mieli męczennika, pan Lis tylko na to czeka. Stanie na rynku i zawoła z głębi gardzieli: "Jestem prześladowany!". Natychmiast zlecą się koledzy, koleżanki i inne pokrewne dusze, które w akcie protestu przeciwko takiej niegodziwości gotowe będą zamknąć się w klatkach jako symbol sprzeciwu wobec nastąpienia ery Kaczyzmu w najczystszej postaci. Już się zresztą kiedyś zamykali.

2. Nie znamy treści umowy jaką z nim zawarto i być może panu Lisu, pardon, Lisowi mniej zależy na współpracy z TVP a bardziej na potencjalnej, sutej odprawie z tytułu przedterminowego zakończenia umowy o współpracy. Nie widzę konieczności płacenia panu Lisowi za nicnierobienie.

3. Korzystniej byłoby dokonać zmiany w nieco inny sposób. Bo to, że TVP wymaga przeczyszczenia (nie odświeżenia) nie ulega wątpliwości. Lepiej zacząć - na przykład - od pana Kraśki i pani Lewickiej. Im niewątpliwie należy w miarę szybko umożliwić dynamiczny rozwój kariery w innym niż TVP środowisku. Jeżeli mają zakazy konkurencji należy z sympatii dla nich zrezygnować z tego wymogu, co odbije się (dodatnio) również na przepływach finansowych TVP. Same koszty związane z odprawami należy traktować jako inwestycję w przyszłość rzetelnego medium a nie cyferki po stronie WINIEN.

4. PO takich działaniach na korytarzach TVP zrobi się atmosfera nie do zniesienia dla redaktora pana Lisa. Wyobraźcie sobie to pokazywanie palcem przechodzącego tytana dziennikarstwa: "zobacz, to ten z PO". I nieznośne szeptane pytania w stylu: "czy to ten, co udaje dziennikarza?".

5. Kiedy zmieni się sposób informowania przez TVP o rzeczywistości i poziom dziennikarstwa tam zatrudnionego podniesie się z poziomu -1, redaktor pan Lis spojrzy na otaczającą go rzeczywistość i samodzielnie stwierdzi, że to nie jest miejsce dla niego.

A o to przecież chodzi...