Prochy - powieśc o losach żołnierzy polskiego podziemia
Odcinek 17 - nieboszczyk na kaszance
- Rany boskie, co z nim, co z Michałem? – wyrwało się wystraszonej pani Annie.
- Sama pani widzi! - Trąbka pokazał wymownie na Michała, upierścienioną grubą ręką, na przegubie, której błyskała dyndając, złota bransoletka:- Pani mąż znowu szydzi z naszych szacownych instytucji, z narodowej tradycji, z bohaterów, z naszej chlubnej przeszłości, która jest wszakże zwornikiem między starymi a nowymi laty, alfą i omegą, kamieniem węgielnym naszej teraźniejszości...
Pamięta pani z Pisma Świętego?: „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym... i jest cudem w naszych oczach!” –
czystej wody bolszewik, doktoryzowany w Moskwie z Jonatana Swifta, specjalista od stosunków rodzinnych u Papuasów i Ajnów, zacytował z pamięci urywek z listu św. Pawła niczym jakiś rebe. I byłby z rozpędu jakiejś trawiącej go chorobliwej manii, trzepał jak z rękawa coraz to nowe wersety i przypowieści o „drzewie figowym”,„Łazarzu na łonie Abrahama” i „wskrzeszeniu Piotrowina”... gdyby się nie zmitygował zdziwionym wzrokiem gospodyni, która patrzyła na niego jak na raroga, czy aby nie przystąpił do świadków Jehowy i nie zacznie jej tu zaraz nawracać na wiarę w koniec świata kiedy się zacznie Armagedon, za pomocą przyspieszonego kursu z samouczka dla oszołomów.
- Człowieku! – zwrócił się do Kulbaki jakby go chciał obudzić ze złego snu – Chcesz czy nie, duch marszałka Piłsudskiego wraca na Bułance...
- Kasztance - odezwał się Michał, poprawiając redaktora.
- Co na Kasztance?
- Powiedział pan, „na Bułance”, że duch Piłsudskiego wraca na Bułance, a tymczasem, powinno być „na Kasztance”.
- A co ja powiedziałem? – ocknął się doktor.
- „Na Bułance”...
- Tak? Może...
A-a! Faktycznie, pomyliłem się. Myślałem o „Kasztance”, miałem na myśli Kasztankę, a wypsnęło mi się „na Bułance”. Ot, lapsus... – śmiał się - Takie freudowskie przejęzyczenie, które jednak ma znaczenie, tylko nie rozumiemy tego, ale gdyby poszperać w podświadomości, to kto wie... doszperałby się tam jeszcze Bóg wie czego, że ho-ho!
- Ostatnio coś jestem za bardzo rozkojarzony. Co innego myślę, a co innego mówię – dodał z markotną miną.
- No więc na Bułan... na Kasztance... – kontynuował myśl przerwaną dywagacjami - ...wraca dawne porządne wykształcenie, klasyczne, kult uczciwej pracy i religijność katolicka. Czy nie widzisz, że duch Prymasa Tysiąclecia grozi tobie palcem zza grobu? Czy nie widzisz, że książę kardynał Stefan Sapiecha pogodził się z marszałkiem Piłsudskim, że podali sobie ręce w krypcie Srebrnych Dzwonów, a prałaci weszli w komitywę z cieniami Wieniawy? A ty ćwoku jeden martwisz się o los bezrobotnych ślusarzy, z których transformacja ustrojowa Trzeciej Rzeczpospolitej zrobiła szopenfeldziarzy! Ty się niepotrzebnie nie frasuj, bo o nich już pomyślała koalicja wielkich duchów, konferując w zaświatach, że trzeba im posłać jakiegoś nowego Adama Chmielowskiego - świętego Brata Alberta, który ich będzie zbierał do „ogrzewalni” i karmił tym co spadnie z burżujskiego stołu.
Oto jest recepta na rozwiązanie problemów społecznych, a nie jakaś tam twoja rewolucja. Nie godzi ci się wyśmiewać tego, co czci każdy uczciwy Polak - z dobrej inteligenckiej rodziny, pokładając w tym całe swoje patriotyczne nadzieje.
Czy wiesz, dlaczego komunistyczna cenzura nie puszczała twoich drwinek i prześmiewczych pamfletów z naszego narodowego panteonu? – doktor Trąbka pytał zawstydzonego Michała, dając do zrozumienia, że wie o jego niewydarzonych próbach napisania „Nowego Beniowskiego” i prób bezczelnej publikacji w samizdacie.
No ale, na szczęście, go tam nie chcieli, bo wiedzieli że to paszkwil na Polskę Trzeciego Maja, szlacheckich bohaterów, Katyń! Kwiat inteligencji! Kwiat narodu! A ty go opluwasz! Katyń! – złapał się za łysiejący świński łeb – Ty Judaszu! Kalibanie!:
- Nie wydrukowali tych kalumnii, tych śmieci, bo cenzorzy otrzymali telefon zza grobu, żeby takiego sowizdrzała, takiego chama, który pisze satyry „na panów”, na karmazynów i statystów, żeby takiego... nie drukować.
I redaktor naczelny zacytował:
Gdy na kuchni bulgoce chudakartoflanka
i robotnik co rano do fabryki idzie,
na cmentarzach panuje narodowa zgoda.
Słońce świeci, deszcz, pada przemijają lata;
długi rosną wraz z dziećmi, mijają nadzieje,
ze związku „Solidarność” zrobiła się szmata,
Marszałek na kasztance złośliwie się śmieje.
Mówi, że do zwycięstwa na komuną spieszy,
lecz widać, że z nędzy i bajzlu się cieszy.
Zgadzam się z cenzurą, bo rzeczywiście, to było chamskie! Przyznał pan Michał. Przypomniał sobie jedną z fraz tego „poematu”, w którym napisał pełne bólu oskarżenie pod adresem kierowników naszej kultury i narodowego życia:
- w którym największą odpowiedzialnością za zbydlęcenie świata obarczał właśnie poetów... i odpowiedzi redaktorów różnych pism artystycznych, na jego propozycję wydawniczą... że debiutantów nie drukujemy... a kilku łajdaków i łajdaczek odpisało mu, że nie nadaje się do druku, bo jego „utwór”... nie ma sensu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości