tytuł nucimy na melodię „Boże coś Polskę” w wersji PRL-owskiej
Powszechne oburzenie zapanowało w obozie IV RP z powodu nazwania gwiazdy TV Republika Michała Rachonia, dziennikarzem prawicowym. Przypinanie łatek dziennikarzom zostało z miejsca uznane za czyn haniebny, nie mieszczący się w standardach cywilizowanego świata. Blogerka Animela ze łzami w oczach przypomniała nam, że nie wolno dzielić dziennikarzy na dobrych i złych, bo takowe rozróżnienia stosowali tylko Hitler i Stalin.
Szanowna Animela chyba zapomniała, że te hitlerowsko-stalinowskie podziały od dobrych paru lat obowiązują w Polsce i są z lubością pielęgnowane i na każdym kroku podkreślane przez red. Rachonia i jego dzisiejszych obrońców. Niestety, to oni stworzyli system segregacji dziennikarzy na lepszych i gorszych, oparty na prostej zasadzie „kto nie z nami ten przeciwko nam”.
Kastę lepszych stanowią dziennikarze niepokorni, czasem nazywani niepokalanymi. To prawdziwa elita elit, przekonana o własnej wyższości moralnej, niestrudzeni bojownicy o wolność naszą i waszą. Cechuje ich pełen profesjonalizm, a rzetelność i obiektywizm wyssali z mlekiem matki. Na przeciwległym biegunie znajdują się pozostali dziennikarze, pieszczotliwie nazywani przez tych pierwszych reżimowymi. Kłamstwa, oszustwa i manipulacje to ich chleb powszedni. Wszyscy pielęgnują rządzący układ i chodzą na pasku władzy. Czasem zdarzy się któremuś urwać ze smyczy, co jest traktowane jako wyjątek potwierdzający regułę.
Dziennikarze niepokorni tworzą media wolne i niezależne, skupione w szlachetnej organizacji zwanej Strefą Wolnego Słowa. Stałym elementem ich publicystyki jest dość znaczny dysonans pomiędzy słowem czytanym, a słowem pisanym. Obowiązuje tam niepisana zasada, że im więcej wolności i niezależności na sztandarach, tym więcej aktów wiernopoddańczych dla konkretnej partii politycznej na łamach.
Niepokorni jakoś specjalnie nie kryją swojej miłości do Kaczyńskiego, ale reagują alergicznie na każdą próbę powiązania ich z PiS. Nie mają jednak żadnych wątpliwości, że dziennikarze reżimowi to rządowe tuby propagandowe, których jedynym celem życiowym jest przypodobanie się obecnej władzy. Wszyscy zostali wrzuceni do jednego wora pod dźwięczną nazwą „mainstream” i stali się wrogiem publicznym numer jeden dla Strefy Wolnego Słowa.
Walka z mainstreamem do łatwych nie należy, bowiem dziennikarze reżimowi działają podstępnie i potrafią zaatakować znienacka. W pracy zawodowej chowają się za maską neutralności w odróżnieniu od niepokornych, którzy poglądy polityczne z dumą noszą wypisane na czole. Z tego powodu ciężko im udowodnić jawne sprzyjanie którejś z partii rządzących. Na szczęście, nie tylko bieżące wydarzenia można wykorzystać do walki o słuszną sprawę. Głośnym echem odbiła się niedawno książka „Resortowe dzieci”, w której niepokorne dzieci komuchów zarzucały dzieciom innych komuchów, to że są dziećmi komuchów. Niestety, publikacja okazała się niewypałem, ale próbować warto.
Ironia losu polega na tym, że największym marzeniem dziennikarzy mediów wolnych i niezależnych jest zajęcia miejsca dzisiejszego mainstreamu. Na razie nie ma na to szans, ale kiedy PiS dojdzie do władzy, pełnienie funkcji rządowej tuby propagandowej będzie dla nich prawdziwym zaszczytem.
Ograniczony umysł pozwala mi jedynie na pisanie idiotycznych wywodów o marnej jakości publicystycznej. Na szczęście nikt nie musi ich czytać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości