Nasz Dziennik, 2011-07-28

Winę załogi orzeczono, zanim dopaliły się zgliszcza na Siewiernym. Bo tak było dla wszystkich (prawie) najwygodniej. Nikt nie pytał o odpowiedzialność szefa MON sprawującego cywilną kontrolę nad armią. Nikt nie pytał o odpowiedzialność dowódców, którym - jak pokazuje casus pułkownika Mirosława Jemielniaka i generała Leszka Cwojdzińskiego - przybywały konsekwentnie kolejne gwiazdki na pagonach po największych katastrofach w dziejach polskiego lotnictwa. Retoryczne pytanie, dlaczego armia milczy, dlaczego milczy Dowództwo Sił Powietrznych, dlaczego nikt nie przetnie spirali oskarżeń wobec załogi, padało wielokrotnie na łamach "Naszego Dziennika". Formułowali je też oficerowie Sił Powietrznych, którzy odeszli już do rezerwy. Odpowiedź jest prosta - bo trzeba by się było skonfrontować z własną - bezpośrednią i pośrednią - odpowiedzialnością.
Czy szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Jerzy Miller, zabierając na posiedzenie sejmowej Komisji Obrony Narodowej w sprawie katastrofy smoleńskiej generała Cwojdzińskiego, wiedział, że zostały wobec niego sformułowane na piśmie zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych, skutkujące śmiercią dwudziestu osób? Cwojdziński, zamiast interpretować posłom zdarzenia na Siewiernym, sam powinien się wytłumaczyć z Mirosławca. Gdzie był Edmund Klich, polski akredytowany przy MAK, lubujący się w publicznym eksplikowaniu analogii między katastrofami w Mirosławcu i Smoleńsku w kontekście błędów pilotów, gdy nominację na szefa pułku wożącego najważniejsze osoby w państwie Bogdan Klich wręczał pułkownikowi Jemielniakowi? Biegał po studiach telewizyjnych, pisał opus magnum o Smoleńsku i brał kredyt na wybory. Może dlatego nie starczyło mu czasu i sił na inicjację systemu logicznego wnioskowania po lekturze protokołu sporządzonego w sprawie CASY.
A czy szef MON poinformował kolegów z rządowych ław, że bezpieczeństwo zarówno ich samych, jak i załóg specpułku powierzył swojemu staremu znajomemu z Krakowa, o którym generał Andrzej Błasik napisał w meldunku, że popełnił błędy w nadzorze nad funkcjonowaniem systemu szkolenia w 13. eskadrze lotnictwa transportowego? Niewątpliwie sprawą nominacji po katastrofie w Smoleńsku powinna zająć się prokuratura wojskowa oraz Inspektorat MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Może ustalenia w tej kwestii byłyby bardziej zasadne i społecznie użyteczne niż grzęźnięcie w ekspertyzy dotyczące stanu psychoemocjonalnego dowódcy lotu PLF101 do Smoleńska.
Katarzyna Orłowska-Popławska
Patriota Takiej schizofrenii i zakłamania mogą dopuścić się tylko ludzie, którzy własnych obywateli mają za stado tępaków i debili. http://warszawskagazeta.pl środa, 22 czerwca 2011 Nie możemy dopuścić, by Tusk ze swoją ferajną rządził kolejne 4 lata. Należy przebić się przez medialną blokadę. Wystarczy przesłać znajomym linka i poprosić o dalszą dystrybucję. http://tv.nowyekran.pl/post/22186,niszcz-falszyzm-nie-odpuszczamy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości