Opowiadanie o Jacku Żabie ukazało się w wydanej przez Stowarzyszenie Pokolenie "Wiktorii" (2010), która doczekała się już recenzji na stronie Europejskiego Centrum Solidarności.
Przemysław Ruchlewski pisze m.in.:
Historie opowiedziane przez Sebastiana Reńcę wyrażone są dobitnym, realistycznym językiem. Ukazują tym samym dramatyczne chwile jakie przezywali „bezimienni". Język literacki stosowany przez autora potęguje doznania. Większość opisanych zdarzeń to nie lekkie i przyjemne opowiastki, a ówczesna dramatyczna rzeczywistość. Autor korzystał z szerokiej bazy źródłowej - katowickiego IPN, Encyklopedii Solidarności, relacji spisanych przez Stowarzyszenie Pokolenie, bibuły, artykułów prasowych z gazet. Publikacja ta zawiera szereg interesujących dokumentów esbeckich oraz wiele niepublikowanych dotąd zdjęć. Myśl, która przyświecała autorowi - przypomnienie i przybliżenie opozycjonistów, których nazwiska nie był dotąd znane została zrealizowana. Oby więcej podobnych publikacji, dzięki którym uchronimy od zapomnienia solidarnościowych bohaterów.
Tyle tytułem wstępu. Poniżej pierwsza część opowiadania "Młody", poprzedzona krótkim wstępem autora:
Jacek Żaba jest jedną z tragicznych postaci stanu wojennego. Został doprowadzony do obłędu, który kazał mu skoczyć w dół, na bruk. Dowiedziałem się o nim, przeglądając prasę z lat osiemdziesiątych, gdy przeczytałem relację z konferencji prasowej Urbana, na której rzecznik mówił o „terrorystach”.
Historia Jacka przeraziła mnie, gdy wyobraziłem sobie, co musieli mu robić współwięźniowie z celi. Jeszcze bardziej przeraziła mnie obojętność wobec sprawy Jacka zarówno władz więzienia, jak i znanych opozycjonistów, którzy nie ukrywali wtedy swoich nazwisk.
Dopiero czytając różne materiały na temat Jacka, przypomniałem sobie sprawę pułkownika SB, UOP i ABW Jerzego Stachowicza (to on „wydobył” zeznania od Jacka Żaby), który miał badać, czy służby specjalne złamały prawo za rządów PiS. Kuriozum? Nie, normalka.
SEBASTIAN REŃCA
MŁODY
Niedziela, 1 marca 1987 r.
No i doczekałem się. Dawno temu przepowiedziała mnie to jarecka, już świętej pamięci. Powiedziała mi, że zgniję w więzieniu. No, może się trochę kobicina pomyliła, bo mnie powieszą, czapę mam, a papudze powiedziałem, że o żadną łaskę ma się nie zwracać. Co jak co, ale charakterny jestem i prosił się nie będę. Jak to się mówi, prosi to się świnia, a ja jestem człowiekiem.
Nie powiem, traktują mnie tu dobrze. Kojo miętkie, żarcie znośne, fajek jest pod dostatkiem, no i regularnie prasę dostaję. Obok mnie pod celą siedzi jeden taki, co mu wszelkie gazety donoszą, nawet „Przyjaciółkę”, i jak tamten poczyta, to mnie każe klawiszom odnosić tę makulaturę, bo mówi, że jestem w porządku. Z tamtego to niezły gigant, poszedł na dużą robotę z klamką, ale jakaś wydra go wsypała i garuje.
Zanim usiadłem do blatu do pisania, poczytałem sobie. I muszę przyznać, że nic z tego nie kminię, no bo piszą o przygotowaniach do plenum tak:
Tezy Biura Politycznego skierowane do dyskusji w POP przed IV Plenum KC PZPR inspirują do głębokiej analizy działalności macierzystego środowiska partyjnego, oceny skuteczności wpływania na sprawy nurtujące otoczenie, rozwiązywania problemów dnia bieżącego i kształtowania modelu myślenia i działania wychodzącego naprzeciw zadaniom przyszłości. Jej celem jest zatem pobudzenie w podstawowych ogniwach partii potrzeby stawiania sobie nie tylko przed IV Plenum, ale stale pytań o skuteczność pracy partyjnej, o autorytet osobisty członków partii i autorytet POP w środowisku.
Czytam tych kilka linijek parę razy i… nic. Jakby nie można napisać po prostu, że jest źle i musi być lepiej. Zresztą, co mnie to obchodzi. Nigdy nigdzie nie tyrałem, to i w partii nie byłem, po co mi to, członkiem być nie lubię i tyle. Jak w dowodzie miałem, że gdzieś robię, to była lipa, żeby jak coś, to nie czepiały się mnie łapsy.
Tak że samara mi rośnie, inteligencję sobie czytaniem nadrabiam, ino włos lekko przerzedził się, ale tym się nie martwię. Jak będzie następne golenie, to każę zajechać żyletką i glacę na Kojaka.
Tak sobie właśnie piszę, trochę niezgrabnie mi ołówek trzymać w paluchach, bo dawno tego nie robiłem, więcej kosą i kopytem w życiu machałem niż pisadłem jakimś, ale teraz mi się odmieniło. Ślad jakiś po sobie zostawić chcę. No i martwi mnie jedno, a raczej sumienie mnie gryzie i schodzić z tego świata z nieczystym sumieniem ciężkawo jest trochę, dlatego skrobię w kajecie. Nie chodzi o wyrok, choć siedzę za niewinność, tamtemu należało się, skurwysyn był i tyle, szkoda papieru na niego. Rozchodzi się o Jacka.
O, szamanie przyszło, jutro dokończę.
Poniedziałek, 2 marca 1987 r.
Omega to z niego nie jest. Chuderlawy taki, cichy. Jak wszedł pod celę i mu ręcznik rzucili, to nie wiedział, co ma zrobić, podniósł go i oddał Hyclowi. Polityczny jest Jacek, ale z grypsującymi go posadzili, że niby sabotażysta czy inny terrorysta z art. 220, a jaki tam z niego terrorysta? Teoretycznie tak się nie robi, świeżaków nie daje się pod celę razem ze starą kadrą, co to cynkówki mają wydziergane pod lewym limem, a na pagonach gwiazdki i belki.
Z kumplem na zajezdni w autobusach paski klinowe poprzecinał. Tak niby chcieli zamanifestować, że pamiętają, jak Spawacz wojnę wypowiedział narodowi. Dwa lata temu, w 1985 to zrobili, w nocy. Pecha mieli, bo wtedy na bazie był duży zapas pasków i autobusy wyjechały. Ale tych z SB tak to wkurwiło, że po trzech miesiącach już ich mieli.
Ta cała „Solidarność” to według mnie już ledwo dyszy. Wsadzają ich jak dzieci. Mądrzejsi, co mają dość tej mizerii, powyjeżdżali z kraju i żyją sobie teraz na Zachodzie. Podobno ich 10 milionów było, a czytam dzisiaj, że w Związku Radzieckim to związkowców jest 140 milionów. Sami tam robotnicy i kołchoźnicy, zjazd jakiś w Moskwie mieli. Ale z drugiej strony u nich też krucho, bo niby biurokratyzm ich opanował. Nie ma już takiej rywalizacji pracy jak kiedyś. Kłopoty z mieszkaniami i ochroną zdrowia. Całkiem jak u nas. Ja na ten przykład od dziecka u lekarza nie byłem, z daleka się trzymam od konowałów i na zdrowie mi to wychodzi.
Raz, a przed puszką to było, już myślałem, że się ustatkuję, żyłem wtedy w kieleckiem z taką jedną Hanką. Porządna i skromna kobieta. Robi w szpitalnej pralni, choć jej mówiłem, że to nie jest potrzebne, bo pieniędzy ja mam dużo i na życie nam wystarczy. Ale ona uparła się, że nie, to co jej miałem zrobić? Opowiadała mi, że w tym szpitalu jest miejsc na pół tysiąca ludzi, a leży tam cały tauzen pacjentów. Każdego dnia w tej pralni kobity mają do wyprania coś koło od 1200 do 2500 kilogramów. Wszystko tam na dole ląduje, pieluchy, fartuchy, bielizna, a maszyny i agregaty stare jak świat. Hania mówiła mi, że ona i koleżanki boją się robić, bo niektóre maszyny to nawet hamulców nie mają, no i żeby zatrzymać taką francę, to muszą ją łapać na paski od fartuchów, a ten w każdej chwili może wciągnąć i wita urwana. Mnie tam by nikt nie zagnał nawet siłą, do tego piekła. Brudy szpitalne, hałas, wilgoć i za co, za te parę groszy na miesiąc. No dobra, to są stare baby i swój rozum mają, nikt ich tam na siłę nie ciągnął. Ale krew człowieka zalała, jak mi Hanka powiedziała, że kiedy im zwożą te bety, to bez żadnej segregacji, a przez pośpiech do prania idzie bielizna od tych chorych na raka, od truposzy z prosektorium i od noworodków. Kurwa mać! Nic mnie tak nie wkurwia, jak to, że ktoś może zrobić krzywdę dziecku. I jak ma być w tym kraju dobrze?
Nasze szeregi tworzą ludzie różnych profesji i zawodów. Są wśród nas dziennikarze, politycy, adwokaci, działacze społeczni, twórcy kultury i sztuki – ludzie kreatywni których połączyło przywiązanie do konserwatywnego systemu wartości. Wierni tym wartościom wspieramy wszystkie inicjatywy promujące ideę wolnego społeczeństwa, obronę mechanizmów gospodarki wolnorynkowej oraz poszanowanie dla tradycji i kultury narodowej. Wywodzimy się z różnych grup i środowisk jednak większość z nas swoją pierwszą społeczną działalność prowadziła w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. To właśnie tam formował się światopogląd wielu z naszych członków. To właśnie tam nabywaliśmy pierwszych doświadczeń.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura