Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
575
BLOG

Anna Grabińska: Niewygodny temat–ubóstwo w dyskursie publicznym

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 6

Przeczytałam z zainteresowaniem tekst Elżbiety Tarkowskiej pt. „Ubóstwo, czyli stan życiowej klęski”, który ukazał się jakiś czas temu na stronie Rzeczpospolitej. Pytanie o miejsce ubóstwa i nędzy w dyskursie publicznym (ale także w dyskursie lokalnym – niezależnie od tego o jakiej lokalności mówimy) jest bardzo ciekawe i z pewnością warto poświęcić chwilę by pomyśleć się nad odpowiedzią.

Jednak zanim w ogóle zaczniemy mówić o ubóstwie należy zastanowić się co to znaczy być biednym – szczególnie jeśli interesuje nas dyskurs. Wbrew pozorom nie będą dla nas istotne obiektywne wyznaczniki (o ile takie w ogóle mogę istnieć). Biedny jest nie ten, którego stan posiadania nie spełnia jakichś uniwersalnych (może unijnych?) norm, ale ten, który ma mniej od innych – ma mniej niż jest standardem w jego otoczeniu. Podobnie definiowane będzie bogactwo – nie jest to stan obiektywny, ale wyznaczany w odniesieniu do innych. Mówiąc najkrócej zarówno biedni i bogaci to po prostu ci, którzy w jakiś sposób odstają (in plus lub in minus) od reszty grupy, w której się obracają.

W sowim tekście Tarkowska zwraca uwagę na dwa problemy związane z obecnością biedy w dyskursie publicznym. Twierdzi, że po pierwsze ludzi ubogich obarcza się winą za ich własną sytuację, a po drugie, że spotykają się oni ze swego rodzaju nietolerancją.

To drugie jest znacznie łatwiej wyjaśnić, dlatego właśnie zaczniemy poniekąd od końca i najpierw przyjrzymy się bliżej tej nietolerancji. W życiu codziennym posługujemy się stereotypami, po to by nie mieć ciągle poczucia, że stykamy się z czymś obcym, nieznanym i trudnym do zrozumienia. Stereotypy pozwalają na szybkie zakwalifikowanie osób i zdarzeń do jednej z wielu kategorii – w ten sposób je oswajamy - przenosimy z kategorii „nieznane” do kategorii „znane”. Oczywiście wcale z tego nie wynika, że stają się one znane naprawdę, ale też i nie chodzi o stan faktyczny, tylko o naszą świadomość. To dotyczy także osób ubogich – z jednej strony patrząc na kogoś szukamy pewnych charakterystycznych cech pozwalających ocenić do jakiej grupy daną osobę zaliczyć, z drugiej, już po zaszufladkowaniu oczekujemy, że nasza typizacja będzie ciągle znajdowała potwierdzenie. Jeśli nagle się okazuje, że ktoś, kogo zaliczyliśmy do kategorii „biedny” ma coś, co nie pasuje do stereotypu (autorka pisze m.in. o telefonach i telewizorach) burzy to nasz ogląd świata, stanowi dowód na lukę w systemie. System rzecz jasna jest spójny tylko pozornie, ale ten pozór ludzie bardzo chcą utrzymać, gdyż jest on potrzebny do normalnego funkcjonowania w pełnym nieoswojonych zjawisk świecie. Jeśli ktoś „psuje” system, to jasne jest, że musi spotkać się z niechęcią ze strony innych – nie ma w tym absolutnie nic zagadkowego. Do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz, o której Tarkowska nie wspomina – priorytety. Jeśli ktoś jest biedny, to krótko i węzłowato, nie powinno go być stać na nowy telewizor. Jeśli nabył nowy telewizor (kto się interesował cenami telewizorów, ten wie, że dziś nowy telewizor to nie lada wydatek) to oznacza jedno z dwojga – oszczędził na czymś innym (na przykład na jedzeniu, co nie jest godne pochwały), albo dostał z opieki społecznej jakąś zapomogę (ciężko oczekiwać by ludzie się cieszyli, że z ich podatków funduje się ubogim telewizory, na które nie stać przeciętnego podatnika). Tak więc zjawisko nietolerancji, o którym pisze Tarkowska jest stosunkowo łatwe do wytłumaczenia. Znacznie ciekawsza i chyba też ważniejsza jest kwestia winy i odpowiedzialności za to, że ktoś jest biedny.

Czy faktycznie w dyskursie publicznym istniej tendencja do mówienia, że biedni są sami sobie winni? Do pewnego stopnia tak jest – dotyczy to sytuacji, w których nie można łatwo zidentyfikować innego „winnego”. Czasem istotnie mamy do czynienia z sytuacją, gdy z cała pewnością możemy stwierdzić, że ktoś jest ubogi, bo jest leniwy i woli korzystać z minimum zapewnionego przez państwo (a pamiętajmy, że korzystając z opieki społecznej można żyć stosunkowo nieźle). Są też sytuacje, w których możemy jednoznacznie wskazać niezależne od danej osoby przyczyny jej trudnej sytuacji – może to być na przykład choroba czy wypadek. W stosunku do osób z pierwszej kategorii przeciętna większość odczuwa pogardę, do osób z drugiej – współczucie. Ale co z sytuacjami, w których zupełnie nie wiadomo dlaczego ktoś jest biedny? Tak naprawdę takich sytuacji jest najwięcej. Są ludzie, którzy nie są leniwi, nie są chorzy, nie nadużywają alkoholu, skończyli nawet jakąś szkołę a i tak z trudem wiążą koniec z końcem. Tutaj proste wskazanie przyczyny nie jest możliwe, a przecież jakieś przyczyny być muszą i trzeba je koniecznie określić. Najczęściej te niewyjaśnione przypadki wrzucane są do worka z napisem „sami sobie winni”.

Przyczyny, dla których tak się dzieje są dwie. Przede wszystkim musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że myśl potoczna nie znosi niewyjaśnionych zjawisk. To, czego nie rozumiemy stanowi zagrożenie dla naszego poczucia bezpieczeństwa ontologicznego – powoduje, że czujemy się niepewnie. To powoduje, że szukamy wyjaśnienia tak długo, jak to konieczne. Właśnie w tej potrzebie tkwią korzenie wszelkiego rodzaju magicznych czy nadprzyrodzonych wytłumaczeń dla różnych zjawisk. Tutaj nie mamy do czynienia z myśleniem magicznym (choć równie nieracjonalnym) – przynajmniej na pierwszy rzut oka. To, że należy poznać powody ubóstwa wprost wynika z właściwości myślenia potocznego. Ale dlaczego właśnie takie przyczyny? Dlaczego obwinia się samych biednych? Może się wydawać, że jest to poniekąd odwrotność myślenia magicznego – nie szuka się wyjaśnień nie z tego świata, a wręcz przeciwnie – na siłę próbuje znaleźć uzasadnienie racjonalne i to na dodatek takie, które zakłada, że każdy ma całkowitą kontrolę nad tym, co dzieje się w jego życiu. Jest to zwrot o 180 w stosunku do tradycyjnego podejścia – przynajmniej z pozoru.

W modelu tradycyjnym to, czego nie dało się wyjaśnić na podstawie dostępnej wiedzy i doświadczenia tłumaczono działaniem sił nadprzyrodzonych. Przy czym bardzo ważne było, to że siły te nie działały w zasadzie nigdy na oślep. Problemy, których przyczyna tkwiła gdzieś poza światem żywych, wynikały tak naprawdę – tak jak i tu – z winy człowieka. Jeśli dobry wojownik ginął na wojnie, to najprawdopodobniej dlatego, że żona nie była mu wierna, jeśli sprawnemu rzemieślnikowi coś nie wychodził to zapewne obraził jakieś bóstwo, i tak dalej. W rzeczywistości nie mamy wcale do czynienia ze zwrotem – z podejściem dokładnie odwrotnym do tego z modelu tradycyjnego. Po prostu ze starego modelu usunięto element pośredni – interwencję sił nadprzyrodzonych i w ten sposób pozostały już tylko przyczyna i skutek: działanie człowieka i problem przez nie wywołany.

To jednak nie wyjaśnia jeszcze dlaczego ludzie szukają takich właśnie przyczyn ubóstwa. Moim zdaniem są po temu dwa powody. Po pierwsze jeśli uznamy, że winę ponosi osoba biedna i że to ona sama na skutek własnych działań (bądź zaniedbań) znalazła się w takiej sytuacji, to tak naprawdę mówimy, że jeśli zrobimy wszystko, co należy i tak jak należy, to sami nie znajdziemy się w podobnej sytuacji. Wbrew temu, co twierdzi Tarkowska nie chodzi o to, że żyjemy w kulturze indywidualizmu. Chodzi o to, że każdy odczuwa potrzebę poczucia bezpieczeństwa, a tę potrzebę zaspokaja głęboka wiara w to, że zachowując się odpowiednio możemy zapobiec temu, że dołączymy do grupy osób ubogich.

Ale jest też drugi powód, dla którego lepiej jest obarczyć winą samych biednych. Rzecz w tym, że w naszym społeczeństwie możliwa jest sytuacja, w której osoba chętna i zdolna do pracy nie jest w stanie znaleźć pracy pozwalającej na utrzymanie siebie (o rodzinie nie wspominając). Nasz system społeczny jest w tym zakresie (jak i w wielu innych) zwyczajnie wadliwy – liczba ludzi zbędnych, dla których nie ma miejsca w społeczeństwie jest bardzo duża. Ludzie ci są biedni nie dlatego, że z nimi jest coś nie tak, ale dlatego, że jest coś mocno nie tak z całym społeczeństwem. Tyle, że przyznanie tego, oznaczałoby konieczność wprowadzenia daleko idących zmian w sposobie funkcjonowania systemu społecznego, a przecież większość tych, którzy doszukują się winy w osobach biednych jest beneficjentami obecnego, felernego systemu, a więc w ich interesie jest utrzymanie status quo. O ile łatwiej jest powiedzieć, że ludzie są leniwi i nie chcą pracować, niż przyznać, że jest się faktyczną przyczyną ich ubóstwa.

Fakt, że dzieci chodzą głodne do szkoły, że są ludzie, którzy nie mają za co kupić jedzenia, nie mają jak ogrzać mieszkań, nie stać ich na ubrania i buty – są to bardzo poważne problemy społeczne, o których należy mówić. Jest tylko jeden problem – rzeczowa dyskusja na ten temat wymagałaby wskazania tych, którzy korzystają na tym, że inni nie mają co jeść – a więc beneficjentów obecnego systemu społecznego. Konsekwencją powiedzenia głośno, że są tacy (i wcale nie jest to mała grupa), którzy czerpią korzyść z tego, że społeczeństwo działa tak źle jak działa powinna być zmiana tej sytuacji, a przecież ta grupa osób wcale nie będzie chciała zmiany – w końcu im żyje się całkiem nieźle. Tak długo, jak długo najmocniejszym głosem w dyskursie dysponować będą właśnie ci, w których interesie jest utrzymanie obecnego stanu rzeczy, nie będzie w nim miejsca na rzeczową dyskusję o ubóstwie w Polsce. Nie trzeba chyba dodawać, że nic się też nie zmieni w życiu osób biednych. System zepchnął ich na margines i dopóki ktoś bezinteresownie się o nich nie upomni pozostaną tam, gdzie ich wypchnięto – będą prowadzić życie w drugim obiegu narażeni na pogardę i kpiny ze strony tych, którzy byli na tyle silni, że system urzędniczo-kolesiowski jeszcze ich nie pokonał.

Anna Grabińska

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka