Mówi się, że jak Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. W tym wypadku odebrał nie tylko rozum, ale chyba także i wzrok.
Staram się w miarę na bieżąco śledzić, co się dzieje w kraju i na świecie, poza tym dość bezczelnie przysłuchuję się rozmowom ludzi w autobusach, zwracam uwagę na to, co dzieje się w sklepach – słowem interesuje się tym, w jakiej rzeczywistości przyszło mi żyć. Cóż takiego ciekawego dostrzegam w tej rzeczywistości? Widzę na przykład, że wszystko drożeje – w ubiegłym tygodniu kupowałam drożdżówkę po drodze do pracy i osoba przede mną skarżyła się, że bułeczki jeszcze poprzedniego dnia były o 10 gr tańsze. 10 gr to może nie jest dużo, ale w przypadku bułeczki oznacza wzrost ceny o ponad 10% a to już całkiem sporo. Poza tym nawet nie czytając gazet od deski do deski możemy dowiedzieć się, że rząd ma coraz więcej pomysłów na to jak dodatkowo opodatkować obywateli – czy to zwyczajnie podnosząc podatki czy poprzez jakieś dziwne opłaty ukryto to tu to tam. Wydaje się, że działania rządu ograniczają się do planowania dalszego rabowania społeczeństwa.
Teraz wymyślili, że jeśli dług publiczny przekroczy 55% PKB to podejmują radykalne kroki zmierzające do … sprawdzenia gdzie jest granica wyduszania pieniędzy z ludzi. Gdzieś ona z pewnością być musi, a nasi rządzący bardzo pragną dowiedzieć się, w którym dokładnie miejscu ona przebiega. O tym jak idiotyczne i jak bardzo szkodliwe z każdego możliwego punktu widzenia są te pomysły można by wiele napisać i z pewnością inni zrobią to lepiej. Mnie natomiast interesuje zupełnie co innego. Jak to jest możliwe, że pomimo tak oczywistych zamachów na nasze portfele (i nie tylko, ale o tym za chwilę) jeszcze nie wszyscy zorientowali się, że rządzący Polską gang jest właśnie niczym innym jak właśnie gangiem, którego należy się pozbyć jak najszybciej, najlepiej wysyłając jego członków na księżyc czy w inne miejscu skąd ciężko im będzie wrócić.
Jestem w stanie pojąć, że są tacy, którzy nie rozumieją słowa pisanego (ani mówionego, o ile zamiast przecinków nie są używane słowa na k i ch), ale trochę ciężko jest mi sobie wyobrazić, że są tacy, którzy nie odczuwają tego, że ich portfele stają się coraz cieńsze i cieńsze. Nawet jeśli ktoś nie przykłada wielkiej wagi do spraw materialnych, względnie w ogóle nie zwraca uwagi na ceny w sklepach musi prędzej czy później zauważyć, że za te same zakupy płaci coraz więcej i że ta sama pensja na coraz mniej starcza. Bankructwa biur podróży zawsze były plagą sezonu wakacyjnego, ale dotychczas dotyczyły przede wszystkim biur Krzak, a dziś już żadna firma nie jest pewna, żadna nie daje gwarancji, że z dnia na dzień nie upadnie. A przecież to wszystko z czegoś wynika i o czymś świadczy.
Przesłanek, na podstawie, których możemy dość dokładnie określić jaka jest ogólna sytuacja w naszym kraju dociera do nas sporo. Tyle, że wydaje się, iż bardzo duża grupa osób kompletnie je ignoruje i zachowuje się jakby tego wszystkiego w ogóle nie było, jakby to się wcale nie działo. Z jakiegoś powodu poparcie dla rządu nie spada tak jak powinno – okazuje się, że prawie połowa Polaków oddałaby głos na partię, która obecnie trzyma stery władzy. Najwyraźniej nie przeszkadza im podnoszenie podatków, wtrącanie się w wychowywanie dzieci, pomysły na cenzurę Internetu ani ich porażająca wręcz nieudolność (rozumiem, że jakby gdzieś leciała delegacja ludzi związanych z opozycją, to można by im zrobić psikusa i dać niesprawny samolot, ale żeby popsuł się samolot, którym miała lecieć pierwsza dama z własnej opcji?!).
Bliższa ciału koszula? A może jednak sukmana?
Z czego się to bierze? Jakie są przyczyny takiego ślepego uwielbienia dla Platformy Obywatelskiej. Miłość podobno jest ślepa, ale czy to wyczerpująco wyjaśnia zjawisko, z którym mamy do czynienia?
Teoretycznie ludzi najbardziej powinno interesować to, co ich bezpośrednio dotyczy, ale okazuje się, że w Polsce jest dokładnie odwrotnie. Spójrzmy na to, co działo się w ostatnich miesiącach – na potrzeby naszych rozważań użyjemy dwóch spraw zestawiając je ze sobą – krzyż na Krakowskim Przedmieściu i planowana podwyżka podatku VAT. Pierwsza sprawa wywołała ogromne zainteresowanie społeczeństwa. Dokonał się podział na zwolenników i przeciwników krzyża, jedni i drudzy bardzo głośno krzyczeli, zaś ci, którzy nie angażowali się bezpośrednio w to, co działo się pod pałacem uważali, że koniecznie muszą mieć jakieś zdanie na temat całej sprawy i głośno wyrażać poparcie dla jednej bądź drugiej grupy aktywnie spędzającej czas na Krakowskim. Szczególnie ciężko jest mi zrozumieć przeciwników krzyża tracących energię na walkę z czymś, co naprawdę nikomu nie przeszkadzało. Stał sobie i już. Ale okazało się, że z tego powodu, iż stał zrobiła się afera na cały kraj (celowo trochę upraszczam, ale w gruncie rzeczy nie aż tak bardzo).
Dla przeciętnego mieszkańca stolicy (o mieszkańcach innych miast nie mówiąc) krzyż na Krakowskim jest zupełnie nieistotny – nie wadzi nikomu, nie utrudnia życia, po prostu jest. A jednak mimo, że tak naprawdę wszyscy powinni uznać sprawę za nieważną, krzyż zajmował całe społeczeństwo zadziwiająco długo.
Druga sprawa, której warto przyjrzeć się bliżej to planowana podwyżka podatku VAT – to akurat powinno zainteresować wszystkich, ale zdaje się, że większość osób wcale się tym nie przejęła. Podwyżka dowolnie wybranego podatku zawsze odbija się na wszystkich. W przypadku VATu, jeśli okaże się, że firmy nie mogą podnieść cen obniżą jakość świadczonych usług. Tak czy siak stracą na tym obywatele.
Krzyż nie miał żadnego wpływu na życie ludzi (ani w stolicy, ani tym bardziej poza nią), a wzbudził ogromne zainteresowanie i wywołał skrajne emocje. Podwyżka VATu dotknie wszystkich bez wyjątku, a ludzie zdaję się tym zupełnie nie przejmować. Mamy tu do czynienia z jakimś potwornym zaburzeniem priorytetów. Zwykło się mawiać, że bliższa ciału koszula niż sukmana, ale okazuje się, że dziś jest dokładnie odwrotnie.
“Autorytety” i Potwór
Dlaczego ludzie nie interesują się tym, co ich osobiście zaboli (w niektórych przypadkach pewnie nawet bardzo), a interesują się czymś, co nie ma żadnego wpływu na ich życie? Otóż moim zdaniem problem polega na tym, że ludzie uwierzyli w potwora kryjącego się pod łóżkiem i pożerającego dzieci. Potwór oczywiście nie istnieje, ale to nie ma nic do rzeczy – strach jest prawdziwy. Przed potworem trzeba się bronić, bo jest on po stokroć straszniejszy niż nawet najwyższe podatki. Potwór nie tylko pożera dzieci, wywołuje różne choroby i przynosi pecha, to jeszcze na dodatek jest brzydki i trzeba się za niego wstydzić. Generalnie potwór spod łóżka jest największym problemem Kraju nad Wisłą, jest zły, groźny i należy z nim walczyć wszelkimi możliwymi sposobami.
Niebagatelną rolę w tworzeniu wizerunku potwora odegrały media i występujące w nich „autorytety”. Dla wielu z tych „autorytetów” potwór faktycznie mógłby stanowić pewne zagrożenie, jako że największą jego winą jest to, że nie specjalnie przejmuje się ich zdaniem i żąda realnego potwierdzenia kompetencji nie zaś opinii środowiska. Potwór ma to do siebie, że nie przejmuje się zdaniem Ważnych Ludzi z Dyplomami i nie chce respektować postanowień żadnych nieformalnych układów. Ale z punktu widzenia zwykłego obywatela, który nie ma nic poważnego na sumieniu potwór nie jest bardzo groźny. Ba, patrząc z perspektywy czasu jest znacznie mniej groźny niż ci, którzy nim straszą.
Jednak wszystko to wcale nie jest takie proste. Bo przecież znaczną część obywateli, których straszy się potworem stanowią młodzi, wykształceni ludzi mieszkający w dużych miastach, dla których zdanie znanych i podziwianych autorytetów jest niczym prawda objawiona. Autorytet nie jest dla nich tylko człowiekiem posiadającym ponadprzeciętną wiedzę w jakiejś dziedzinie, jest przede wszystkim instytucją, symbolem. Jego pozycja jest niezachwiana i wynika właśnie z faktu, że dana osoba jest autorytetem. Jest do swoiste błędne koło, które najlepiej wyrazić taką oto zasadą: autorytet ma zawsze rację; w razie wątpliwości patrz punkt pierwszy.
Taka postawa w stosunku do autorytetów wynika z nie do końca uświadomionej potrzeby posiadania przewodnika, który objaśniałby rzeczywistość. Dla młodego wykształconego, mieszkającego w wielkim mieście tej roli nie mogą pełnić rodzice, ponieważ taki delikwent pragnie odciąć się od korzeni, których należałoby szukać gdzieś daleko od wielkiego miasta, w którym mieszka. W miejsce rodziców, którzy powinni naturalnie stać się przewodnikami młodego człowieka pojawiają się wykreowane przez media autorytety, które nie tyle pomagają oswoić świat zewnętrzny, co walczą o rząd dusz pragnąc narzucić swym „podopiecznym” własną wizję rzeczywistości. Robią to dość perfidnie, podsuwając pewien wzór idealnego młodego, wykształconego, z wielkiego miasta. Jak najpełniejsze upodobnienie się do tego wzoru ma być najlepszą, a być może nawet jedyną drogą do sukcesu.
W gruncie rzeczy, jeśli dobrze się nad tym zastanowić mamy do czynienia z historią wcale nie nową i też niewyjątkową. Młody człowiek opuszcza dom rodzinny i przenosi się do wielkiego miasta. Jest sam, wszystko jest dla niego nowe, szuka kogoś, kto mu pomoże oswoić nową i przerażającą rzeczywistość. Szuka przewodnika, a więc bardzo łatwo ulega wpływom i to właśnie wykorzystują autorytety mające do dyspozycji potężną broń w postaci mediów. Młody człowiek praktycznie nie ma szans, bo ci, którzy mogliby go uratować przed zgubnym wpływem telewizyjnej trucizny są przecież daleko. I tak młody, zagubiony człowiek zmienia się w nieumiejące samodzielnie myśleć stworzenie, które obawia się strasznego potwora i na karcie wyborczej stawia krzyżyk tam gdzie mu każą. Staje się kompletnie ślepy na to, co dzieje się wokół niego, gdyż we własnym mniemaniu żyje w świecie, który ogłada w telewizji, skutecznie wypierając ze świadomości wszystko, co przeczyłoby tej tezie. Jest jak bohater Matrixa, które błąd systemu uważa za przewidzenie, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że świat, w którym żyje nie jest rzeczywisty.
Najpierw Bóg pokarał ludzi odbierając im rozum, co poskutkowało tym, że dokonali takich a nie innych wyborów, a następnie odebrał im wzrok. Przy czym to drugie, w zaistniałych okolicznościach można chyba uznać za błogosławieństwo. Życie bez świadomości jak fatalna jest sytuacja naszego kraju jest z pewnością znacznie łatwiejsze niż gdy człowiek w pełni zdaje sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że gdy nadejdzie dzień, w którym ci wszyscy ślepcy nie będą mieli za co kupić obiadu, odzyskają i wzrok, i rozum. Z tego powodu dość przewrotnie powiem – liczę na to, że rząd bardzo podniesie podatki i, że zrobi to szybko. Obawiam się, że tylko terapia szokowa może tu pomóc.
Anna Grabińska
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka