Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
686
BLOG

Mrówka: Polska i Gruzja – czy ta przyjaźń aby na pewno istnieje?

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 2

Koniec I Wojny Światowej, zwanej też Wielką Wojną – na gruzach dawanych potęg: kajzerowskich Niemiec, habsburskiej C.K. Monarchii i Imperium Romanowów lawinowo powstają kolejne państwa. Na tej zmieniającej się jak w kalejdoskopie mapie, wśród wielu innych, pojawiły się także Rzeczpospolita oraz Kaukaska Republika Górska. Z jednej z jej części miała w niedługim czasie powstać Gruzja.

Oto właściwie jedyne pokrewieństwo, jakie połączyło obydwa państwa: oba przeszło sto lat spędziły pod władzą Imperatorów Wszechrusi, oba odzyskały niepodległość mniej więcej w tym samym momencie. Nad oboma zawisło to samo śmiertelne zagrożenie: niosąca na swych bagnetach „wolność mas pracujących” Armia Czerwona.

Wszyscy doskonale wiemy o przyjaźni, jaka wtedy zarysowała się między Rzeczpospolitą a Gruzją. Czy było tak w istocie? Czy obraz wyłaniający się ze znakomitego dokumentu „Żołnierze w tygrysiej skórze” aby na pewno nie jest przekłamany? W każdej książce z zakresu historii Gruzji lub też polskich kontaktów z Kaukazem są zapewnienia o przyjaźni żywionej do siebie nawzajem. Jeśli chodzi o uczucia żywione do siebie nawzajem przez prostych ludzi, przez oba społeczeństwa, nie mamy powodu wątpić w ich szczerość. Jak wyglądała ona jednak na szczeblu dyplomatycznym?

Co w archiwach?

Na to pytanie książki nie dają odpowiedzi, zmuszeni jesteśmy sięgnąć do archiwaliów. Niestety, znajdujące się w Archiwum Akt Nowych akta MSZ-u II Rzeczpospolitej są mocno zdekompletowane, jakiekolwiek informacje znajdują się tylko w dwóch jednostkach archiwalnych o sygnaturach B.22972 i B.28929. Do momentu odnalezienia większej ilości źródeł zmuszeni jesteśmy operować zawartością wspomnianych teczek, a na nią składają się jedynie pisma Wacława Ostrowskiego, polskiego przedstawiciela na Kaukaz, kierowane różnymi drogami do Warszawy. Już od razu rzuca nam się w oczy sformułowanie „różnymi drogami”: nie istniał nawet oficjalny kanał przekazu poczty dyplomatycznej. Pisma były przenoszone przez przygodnych podróżnych udających się do Rzeczpospolitej lub słane dzięki uprzejmości berlińskiego Auswartiges Amt, jego kanałami. Czytając te pojedyncze, zachowane noty, wyraźnie daje się zauważyć bezsilność Ostrowskiego: stara się on jak najlepiej wywiązywać z obowiązków reprezentanta państwa, które nie chce być reprezentowane. Ostrowski nie dostawał wszystkich potrzebnych mu pieniędzy pomimo wysyłania dokładnych preliminarzy, wielokroć musiał się dopraszać o wysyłanie mu instrukcji, ponawiał żądania wysłania mu kogoś do pomocy. Musimy pamiętać, że pomimo tego, że rezydował on w Tyflisie, miał w swej pieczy kontakty także z Armenią i Azerbejdżanem.

Wszystko to można by jeszcze jakoś wytłumaczyć, żądło jednak tkwi w ogonie: Ostrowski cały czas działał jako osoba prywatna. Pomimo często wysyłanych próśb MSZ Rzeczpospolitej nie wysłał mu listów uwierzytelniających. Zirytowany Ostrowski w załączniku do jednego z pism przesłał nawet wzór takiego listu, napisany w języku francuskim, który wystarczyło parafować i odesłać, nie zrobiono tego jednak. Przez cały okres swego urzędowania Ostrowski mógł działać tylko dzięki osobistym znajomościom, między innymi z prezydentem Gruzji, Noem Żordanim, czy jej ministrem spraw zagranicznych, Jewgienijem Gegeczkorim, oraz zaprezentowaniu jako przedstawiciel Rzeczpospolitej przez szefa dyplomatycznej misji niemieckiej. Ostatnia zachowana w archiwum prośba o przysłanie listów uwierzytelniających nosi datę 5 maja 1919 roku, brak jest informacji, by takowe otrzymał.

A gdy nastały ciężkie czasy...

Ten opłakany stan uległ zmianie dopiero na początku roku 1920, kiedy to Rzeczpospolita gorączkowo szukała sprzymierzeńców przeciw Rosji bolszewickiej. 30 marca, po tygodniu intensywnych przygotowań dyplomatycznych, do Tyflisu przybyła misja dyplomatyczna z ministrem Tytusem Filipowiczem (późniejszym posłem RP w Moskwie, pierwszym w historii) na czele. W zaledwie kilkanaście dni ten dyplomata Piłsudskiego do specjalnych poruczeń (warto zaznaczyć, że osobiście przez tego samego Piłsudskiego nielubiany) stworzył z gruzińskim MSZ-em projekt gotowego sojuszu wojskowego, opracował zasady zaopatrzenia armii gruzińskiej w sprzęt i amunicję i wspólnego planowania operacyjnego. Miarą pośpiechu niech będzie fakt, że już następnego dnia po dokonaniu ustaleń misja Filipowicza wsiadła do pociągu i wyruszyła do Baku. Spóźnili się jednak: wysiadjących z pociągu dyplomatów Rzeczpospolitej aresztowali żołnierze wysuniętej szpicy bolszewickiej XI Armii.

Dla dopełnienia obrazu trzeba wspomnieć o jeszcze jednej, chronologicznie wcześniejszej, misji dyplomatycznej. Była to misja Urzędu Państwowego ds. jeńców w osobach szefa sekcji Kaukasko-Turkiestańskiej, Ludwika Kowalewskiego, i członka tejże sekcji, Zygmunta Grabowskiego. Misja owa zajmowała się ustaleniem szczegółów dotyczących powrotu do kraju polskich zesłańców. Zarówno fakt wysłania takiej misji przed jakimkolwiek uformalnieniem stosunków między Rzeczpospolitą a Gruzją, jak i listy Ostrowskiego dobitnie świadczą o priorytetach MSZ-u RP: zabezpieczeniu własnych obywateli. Poza owym, skądinąd słusznym, priorytetem, nic Rzeczpospolitą nie interesowało.

Warto na koniec zaznaczyć, że rząd Gruzji nie oczekiwał z założonymi rękoma na zainteresowanie ze strony Rzeczpospolitej. Sam także aktywnie dążył do nawiązania porozumienia z Polską, próby te jednak były przez Warszawę konsekwentnie ignorowane.

Celem uniknięcia wielostronicowego eseju musiałem pominąć wiele interesujących szczegółów, pozwalających dodatkowo wczuć się w atmosferę zarówno zniecierpliwionego gruzińskiego MSZ-u, jak i wściekłego, popędzającego Warszawę Ostrowskiego, który wychodził z siebie, by wysyłane przezeń do ministerwswa listy nie były upstrzone obelgami i wyrzutami (w niektórych miejscach ten wysiłek jest wręcz widoczny). Na obronę ówczesnych rządzących można wspomnieć o gargantuicznych problemach, z jakimi musieliśmy się borykać u zarania. Mimo tej okoliczności łagodzącej nie da się jednak nie zauważyć, jak MSZ RP lekce sobie ważył potencjalnego sojusznika, jak straszliwy rozgardiasz musiał panować w pierwszych dniach po odzyskaniu niepodległości i jak wielki był hart ducha ludzi, którzy setki kilometrów od granic Rzplitej służyli jej, jak tylko potrafili. Pozostaje też się cieszyć, że naród Gruzji okazał się wyrozumiały i pomimo naszych rozlicznych niezgrabności, chwilami graniczących wręcz z arogancją, chciał być z nami, czy to podczas II Wojny Światowej, czy w latach powojennych. Pamiętajmy o małym, górskim kraju, który różni się od nas prawie wszystkim a mimo to zapomniał o naszym go zignorowaniu i nie ustawał w staraniach, by się z nami porozumieć.

Przemysław Mrówka

--

Tekst ukazał się pierwotnie w październikowym numerze „Gońca Wolności”.

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka