Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
458
BLOG

Przemysław Mrówka: O Autorytecie słów kilka

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 2

Wyobraźcie sobie Państwo Autorytet. Kim on będzie, to aktualnie w najwyższym stopniu nieistotne. Rzeczony Autorytet jest, oczywiście, powszechnie uznany: wszyscy słuchają go jako wyroczni moralnej i obyczajowej, w dobrym tonie jest powoływać się na jego słowa, osobista znajomość z Autorytetem gwarantuje sukces towarzyski. Osobnik bardzo trzeźwo i rozsądnie myślący, o wielkim smaku i kulturze osobistej, mąż wielkiej mądrości i szerokiej wiedzy.

A teraz proszę sobie wyobrazić, że ów Vir incomparabilis publicznie, w mediach, i z pełnym przeświadczeniem wypowiada się o konieczności zburzenia wszystkich na świecie synagog, ewentualnie wymordowaniu wszystkich katolickich księży. Lub, by podać mniej drastyczny przykład, sugeruje powszechny zakaz przebywania na ulicach dla homoseksualistów, na tym samym wydechu nazywając ich „pedałami” lub „zboczeńcami”. I co Państwo na to?

Odpowiedź jest absolutnie oczywista: takiego osobnika odziera się z nimbu Autorytetu i skazuje na wegetację. Taka wypowiedź oznacza „otwarte złamanie kariery”, cytując Jacka Dukaja.

Tylko, właściwie, dlaczego?

Zanim będę kontynuował, pragnę tylko zaznaczyć, że mam pełną świadomość istnienia środowisk, które podpalaczy synagog, mordercy księży czy zadeklarowanych homofobów powitałyby z otwartymi rękoma, nie szczędząc im laurów. Nie mam najmniejszego zamiaru ich tutaj bronić czy oskarżać, cenię sobie również luksus zachowania mojej na ich temat opinii dla siebie. Tyle listka figowego. Powróćmy do naszego byłego autorytetu.

Pytaniem, które zadałem kilka linijek wyżej, chciałem zwrócić uwagę na wątpliwość legitymizacji autorytetu. Okazuje się, że ludzi, których moglibyśmy tak z pełnym przekonaniem nazwać, właściwie nie ma. Słuchamy ich tylko wtedy, kiedy mówią rzeczy, do których przywykliśmy, jednym słowem, gdy mówią to, co wszyscy. Czy taka jest rola autorytetu?

W czasach historycznych Autorytet działał zupełnie inaczej. Czy był filozofem, czy papieżem, czy cesarzem, czy feudałem, jego słowo liczyło się dlatego, że było wypowiadane przez niego. O ich prawdziwości zaświadczał on, swoją osobą i swoim postępowaniem. „Roma locuta, causa finita”, nie dlatego, że Rzym wypowiedział się w sposób odpowiadający słuchającym. Powodem było to, że powiedział to Rzym. Oczywiście, stała za nim całkiem realna siła, zdolna egzekwować jego postanowienia, jednak to nie ona była najważniejsza. Wbrew powszechnie utartej opinii, Kościół nie opierał swego fundamentu na Inkwizycji, lecz na swojej nauce. Cesarze Rzymscy byli rozjemcami wśród spierających się polskich książąt dzielnicowych nie z racji chorągwi niemieckiej jazdy, moczącej już kopyta w Odrze (między innymi dlatego, że ich tam nie było), lecz z racji autorytetu najwyższego monarchy chrześcijańskiego (później już tylko rzymsko chrześcijańskiego) świata. Wielokroć był zresztą o rolę rozjemczą proszony. Nauki Platona, Diogenesa, Arystypa, Sokratesa, Marka Aureliusza i wielu, wielu innych formowały ludzi przez cały okres istnienia świata starożytnego i chrześcijańskiego. Jeśli ktoś sądzi, że było to spowodowane łatwością ich przyswajania, niech się zapozna z pismami wyżej wymienionych. Sugeruję na pierwszy ogień Marka Aureliusza, chyba najłatwiej i najszybciej nas uleczy z takiego wrażenia. Nic, co łatwe do zastosowania, nie utrzymuje się długo w mocy.

Gdyby przenieść ówczesne realia w nasze czasy, przykład podany przez mnie na górze nie miałby racji bytu. Primo, nie doszłoby nawet do takiej sytuacji, nie ta glina, nie ten typ charakterów. Słowa Autorytetu dotyczyłyby czegoś zupełnie innego, inaczej byłyby sformułowane, inne miałyby pole rażenia. A my byśmy nie gęgnęli przeciw niemu ani słóweczkiem. „Totalitaryzm!”, oburzą się niektórzy. Ja powiem: „Mądrość.” Umiejętność bowiem dobrego dobrania sobie nauczycieli i powstępowania wobec ich słów, uważam za mądrość. W dzisiejszych realiach nie jesteśmy w stanie dostrzec tego, że postępowanie tak, jak postępuje ktoś inny, może być cnotą, a to z tej prostej przyczyny, że nikt już nie postępuje według zasad czy aksjomatów. Słuchanie się wierne tego, co ktoś mówi czy pisze i niezwracanie uwagi na to, że jeszcze wczoraj mówił coś diametralnie innego, to już jest totalitaryzm. Granicę łatwo wyznaczyć: przebiega ona tak, jak przebiega niewzruszoność słów Autorytetu. Wszyscy dziś już wiemy, że „tylko krowa nie zmienia poglądów” i to taki stan przyjęliśmy za normalny.

Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach Autorytet, prawdziwy, pełnokrwisty, charyzmatyczny Autorytet, byłby śmiertelnym niebezpieczeństwem dla wszystkich prawie osób publicznych. W samą istotę Autorytetu wpisana jest pewna stałość, niezmienność słusznych poglądów. Jest latarnią na owej nieruchomej skale, dzięki której możemy sterować. Właśnie ten element niezmienności jest tak niesamowicie ważny: kto logicznie myślący zawracałby sobie głowę słuchaniem człowieka, którego zasady moralne niezwruszone niczym jesienne liście. W świecie, w którym na okrągło trzeba wynajdywać argumenty dla nieraz diametralnie zmieniających się mozaik, w którym szczycimy się dzisiejszą serdeczną komitywą z człowiekiem, o którym wczoraj krzyczeliśmy, że nie wyciągniemy do niego ręki nawet, by wepchnąć go pod wodę, Autorytet powinien być właśnie tą kotwicą, która spina te same elementy „wczoraj” i „dzisiaj”. I z tego właśnie powodu jest on niepotrzebny, a wręcz szkodliwy i wrogi, mógłby bowiem, w najlepszej wierze, zaprotestować przeciwko nazywaniu „człowiekiem honoru” wczorajszego mordercy i oprawcy. Autorytet sam w sobie stał się anachronizmem z powodu wszystkich jego cech charakterystycznych.

Spadek podaży nie spowodował jednak równoczesnego spadku popytu. Wciąż istnieje zapotrzebowanie na ludzi, na których można by się powoływać i celem zaspokojenia tej luki powstała grupa czegoś, co nazwałbym „autorytetami mianowanymi”.

Nie ulega kwestii, że każdy z nas, gdyby usłyszał ponowne wezwanie, jak któreś z tych, jakie przytoczyłem na początku, postukałby się znacząco w głowę, obojętnie, czy usłyszałby je od Autorytetu czy autorytetu. Chciałem pokazać jednak coś innego: że sami sobie dobieramy to, co chcemy usłyszeć i według czego chcemy postępować, przesiewając słowa Autorytetów przez sito wygód. Złamię założenie, które podjąłem przy siadaniu do pisania i powołam się na jeden przykład z nazwiska: Jan Paweł II, który odbierał hołdy od wszystkich, mógł patrzeć na równe szeregi składających mu czołobitność jako Autorytetowi ludzi, którym równocześnie „wisiało” jego nauczanie w kwestii antykoncepcji i seksu przedmałżeńskiego. Cóż to, proszę Państwa? Bierzemy pełen pakiet czy sobie składamy Autorytet z kawałków, w zależności, czyje zdanie nam akurat pasuje?

Tutaj właśnie trzeba po raz drugi wprowadzić na scenę „autorytet mianowany”. Ów, najlepiej nobliwie wyglądający, człowiek gotów jest w każdej chwili rzucać gromy na poglądy, których nie uznajemy i pod niebiosa wychwalać ludzi, których podziwiamy. Będzie on jednak odbiciem naszych sympatii i antypatii, kiedy to powinno być na odwrót: to słowami jego (albo najlepiej ich) powinniśmy się kierować, szukając wzorców tego, co dobre i sprawiedliwe, a co złe i plugawe. Cóż warte wartości, za którymi stoi tylko nasza wygoda? I ten oto „autorytet”, który najpierw uważnie czyta prasę, by wiedzieć, co uważa i jakie wartości promuje, zasiada w panteonie Autorytetów prawdziwych. A najpiękniejsze jest to, jak łatwo mu się przychodzi z tym miejscem pożegnać, musi bowiem zrobić miejsce dla następnego, nowszego, bardziej odpowiedniego. I wyznającego wartości, których dziś chcemy słuchać. No, chyba że się dostosuje i zmieni swoje „niewzruszone zasady moralne”.

Przemysław Mrówka

------

Tekst ukazał się pierwotnie w listopadowym numerze „Gońca Wolności”.

 

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka