Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
154
BLOG

Ronald Lasecki: Słów kilka o konserwatywnych uciekinierach z PiS

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 4

Śledząc od pewnego czasu perypetie polityków wyrzucanych bądź to z PiS bądź z PO i towarzyszące temu komentarze prasowe, czuję się czasem jak bohater filmu „Dzień świstaka” Phil Connors. Jak wiadomo ten niezbyt sympatyczny prezenter radiowy stwierdził w pewnym momencie, że znalazł się w swoistej pętli czasowej każącej mu przeżywać wciąż od nowa te same wydarzenia.

Oto bowiem dowiadujemy się, że  Kazimierz Michał Ujazdowski, Piotr Krzywicki (kto to jest !!??), Jarosław Sellin i Paweł Zalewski przebąkują coś o powołaniu konserwatywnego stowarzyszenia, które miałoby być w rzeczywistości klubem dyskusyjnym integrującym różnorodne środowiska obywatelskie bliskie osobom wyżej wymienionych. W naturalny sposób inicjatywa ta łączona jest z postaciami Kazimierza Marcinkiewicza i Jana Marii Rokity, być może w przyszłości pojawią się próby doklejenia do nich, dajmy na to Jarosława Gowina albo jeszcze innego wyciągniętego z kapelusza konserwatysty.

Zostawmy w tym miejscu spory terminologiczne o znaczenie słowa konserwatyzm i o to w jak dużym stopniu można wspomnianym politykom przypisywać bycie konserwatystami. Ja pozwolę sobie na przyjęcie rozróżnienia, które przypominam sobie z jednej z prac Adama Wielomskiego.  Autor stwierdził w niej, że konserwatyzm można rozumieć albo jako filozofię polityczną i wtedy oznacza on pewne wyobrażenie pożądanego stanu stosunków społecznych i politycznych oparte na konkretnym zestawie wartości albo jako filozofię polityki, czyli swoisty sposób działania mający swe źródła w specyficznej mentalności. Zakładam, że  politycy, których przyszłość się obecnie roztrząsa mogą być konserwatystami co najwyżej w tym drugim znaczeniu, z czego też – jak podejrzewam – wynika ich popularność wśród żurnalistów (to zresztą temat na osobne rozważania).

Wracając tymczasem do sedna problemu, to zupełnie nie podzielam powszechnego entuzjazmu dla tych działaczy i nie pojmuję jak można wiązać z nimi jakiekolwiek nadzieje.

Mamy w ich przypadku bowiem do czynienia z ludźmi od lat już obecnymi na scenie politycznej, z zawodowymi parlamentarzystami, którzy poza pełnieniem mandatu i sprawowaniem funkcji obsadzanych z politycznego nadania nic w życiu nie osiągnęli i nic nie potrafią.  Pomimo jednak, że ludzie ci –gdyby zgodnie ze złożonym zobowiązaniem rzeczywiście zrzekli się mandatu – musieliby zapewne ustawić się w kolejce po zasiłek lub wzorem Jana Rokity zająć pracami domowymi, nawet w dziedzinie  którą na co dzień do niedawna się zajmowali nie mogą przypisać sobie niemal żadnych sukcesów.

Najwyrazistszy spośród nich jest zdecydowanie niedoszły „premier z Krakowa”, który – trzeba mu to przyznać – coś niecoś czyta i potrafi w udzielanych prasie wywiadach powoływać się na Arystotelesa lub św. Tomasza z Akwinu. Rokita był też współautorem (wraz ze Stefanem Kawalcem) bardzo dobrze przygotowanego „Planu rządzenia na lata 2005-2009”, będącego chyba jedynym spośród znanych mi  naprawdę rzetelnym programem z tamtego okresu. W dziedzinie politycznej praxis Rokita jednak był zawsze rażąco nieskuteczny znajdując się na marginesie kolejnych partii do których należał i wreszcie pozwalając się okiwać własnej żonie.

O pozostałych potencjalnych odnowicielach polskiego konserwatyzmu nawet nie chce mi się pisać, bo są to działacze trzeciego albo i czwartego garnituru, od zawsze będący popychadłami silniejszych i sprawniejszych od siebie. Za najdobitniejszy przykład niech posłuży „Kwaśniewski prawicy”, czyli ulubieniec dziennikarzy (szczególnie telewizyjnych) Kazimierz Marcinkiewicz. Każdy, kto przebrnął przez wywiad-rzekę, którego udzielił Michałowi Karnowskiemu i Piotrowi Zarembie nie może chyba mieć wątpliwości, co do tego człowieka; najciekawszą częścią rzeczonej książki są te jej fragmenty, gdzie relacjonowane jest powstawanie rządu, opisywane właściwości poszczególnych ministrów, tarcia na linii z prezydentem i prezesem PiS. Próżno by jednak szukać w odpowiedziach Marcinkiewicza jakiś informacji na temat jego wizji państwa lub poglądów na rozmaite kwestie społeczne lub polityczne. Powód jak podejrzewam leży w braku takowej wizji i poglądów u „premiera z Gorzowa” będącego niczym więcej jak mydlaną bańką nadmuchaną przez speców od politycznego marketingu. Dużo bardziej dotkliwa w przypadku omawianej sytuacji zdaje się być jednak faktyczna niezdarność Marcinkiewicza; w swej karierze w ostatnich latach nie zdobył on żadnego stanowiska, którego obsadzenie wymagałoby jakiegokolwiek jego wkładu własnego; został usunięty ze stanowiska premiera, przegrał wybory na prezydenta Warszawy i nie został prezesem jednego z polskich banków i to pomimo wyraźnego poparcia kilku tytułów prasowych.

Właśnie postać Marcinkiewicza – podobnie jak Kwaśniewski nieustannie wahającego się i hamletyzującego w obliczu sytuacji wymagających podjęcia nawet dość banalnych decyzji politycznych, karze szukać podobieństwa obecnego rozwoju wypadków z prognozowaną już jakiś czas temu „odnową lewicy”.

Jak wiadomo, po niewypale wymarzonego przez Adama Michnika pożenienia ze sobą działaczy byłej UD oraz reformistycznego skrzydła SLD i po tym, jak okazało się, że Platforma Obywatelska nie stanie się partią centrolewicową, zaczęto lansować byłego prezydenta Kwaśniewskiego i zapraszanych przez niego na obiady Andrzeja Olechowskiego i Roberta Smoktunowicza jako twórców nowej dynamicznej formacji centrowo-lewicowo-liberalnej.  Pomysł okazał się być falstartem, chociaż towarzyszyły mu rozmaite spotkania inauguracyjne, został nagłośniony przez media a w Warszawie zorganizowano bodaj nawet  konferencję o zagrożeniu demokracji przez „kaczym”, którą odwiedził sam Lech Wałęsa a głównymi jej bohaterami byli wspomniani „odnowiciele lewicy”. Pomysłodawcy też mówili wtedy dużo o tworzeniu raczej płaszczyzny współdziałania szerokich środowisk społecznych i obywatelskich niż o budowaniu nowej partii (choć wiadomo było, że właśnie o to im chodziło) i skończyli, tak jak wszyscy to widzieliśmy. Stało się tak, gdyż cechowały ich te same, wątpliwej wartości przymioty co i obecnie usuwanych lub usuwających się z głównego nurtu polityki konserwatystów; byli gnuśni, niezaradni, mało energiczni i ślamazarni. 

Dlatego właśnie przestrzegał bym przed radosnym odpowiadaniem na przedśmiertne rzężenie odchodzących na naszych oczach w niebyt polityków prawicy. Osoby te tworzyły już dawniej dość zwarte środowisko w ramach ZCHN zaś następnie Przymierza Prawicy i już wtedy przegrali najpierw we własnych ugrupowaniach a następnie pozwolili się zinstrumentalizować przez Kaczyńskiego w nowopowstającym PiS. Dziś po jeszcze jednej zawinionej wyłącznie przez siebie porażce żebrzą o zainteresowanie ich losem ale my, pomni wcześniejszych swoich zawiedzionych nadziei, wyślijmy ich tam gdzie ich miejsce - niech powrócą do swych wyuczonych zawodów, czy to nauczycieli w szkołach podstawowych, czy to urzędników, czy wreszcie – przy braku innych możliwości – niech zajmą się prowadzeniem domu.

Prawicę trzeba dziś zbudować na surowym korzeniu gdyż dawne jej kadry okazały się zupełnie bezwartościowe a my nie powinniśmy trwonić na nie swojej uwagi.  

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka