Pali się,
ale się nie spopiela.
Kolejny rok się pali,
ale nie daje światła.
Ogień spływa po twarzach,
kruszy się na brzegach,
płonie woda, ciało,
płoną kosze jadła.
W dymie tańczy cień z cieniem,
mrzonki z uczynkami,
grzech prosi sumienie,
dzień się z nocą łamie.
Język tańczy w ustach
karmionych kłamstwami.
Papierosy smakują
snem i zmartwychwstaniem.
Pali się,
ale się nie wypala.
Kolejny dzień trwa pożar,
nikt nie zważa na zgliszcza.
Zasłona z dymu zwisa
na czarnych filarach.
Tancerz ściska czule
nadpaloną piszczel.
Dym się łasi u kostek,
ogień kąsa stopy.
W marmurowych salach
stanął cygar zapach.
Psy chwytają w nozdrza
ciężką woń ukropu
i, zwiedzione nadzieją,
tańczą na dwóch łapach.
Pali się,
ale nie daje ciepła.
Ślizgają się lakierki
w żaru złotej plwocinie.
Wybita szyba kroi
wiatru szkliste ścięgna.
Wołanie o pomoc
w lepkim śmiechu ginie.
Tańce idą ogniste,
bas pod żebra wchodzi.
Na pląsy czekają
podlotki i damy.
Jeden z kawalerów
opowiada dowcip,
o tym, że ktoś tu widział
kiedyś klucz do bramy.
Pali się,
a popiół nie oczyszcza.
Kolejna święta księga
poszła dzisiaj na skręty.
Spod grubej warstwy perfum
śmierdzi spalenizna
i nie rosną słowa
w gardle zaciśniętym.
Inne tematy w dziale Rozmaitości