Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897
384
BLOG

Jak założenia ateistów obalają ich własny światopogląd

Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897 Rozmaitości Obserwuj notkę 15
O tym, jak założenia, które stosują ateiści, w rzeczywistości dowodzą słuszności metafizyki Arystotylesa i Świętego Tomasza z Akwinu, i wskazują na istnienie Boga

Ateiści często przedstawiają swój światopogląd jak bardziej ''racjonalny'' i ''naukowy'', i często uważają metafizykę i filozofię Arystotylesa, Świętego Tomasza z Awkinu oraz średniowiecznych scholastyków jako ''przestarzałą'' i nieadekwatną do współczesnych czasów. Wielu filozofów ateistycznych, takich jak J L Mackie, próbowało insynuować, że dowody Świętego Tomasza z Akwinu na istnienie Boga zostały obalone przez współczesną naukę. Wielu ateistów próbuje przedstawić Quinque Viae jako jedynie relikty przeszłości, godne tylko jako eksponaty muzealne, ponoć obalone już przez Kanta i Hume'a.

Tymczasem jednak wciąż są ludzie filozofii i nauki, którzy dalej odważnie wykazują, że nauka wcale nie pogrzebała Boga, i idea ta wciąż pozostaje wiecznie żywa. Jednym z najbardziej znanych współczesnych tomistów jest być może Edward Feser, autor książki Aristotle's Revenge: The Metaphysical Foundations of Physical and Biological Science, która wykazuje, że choć niektóre poglądy naukowe Arystotylesa zostały faktycznie już obalone, podstawy metafizyki, które stworzył, wcale nie zostały zdyskredytowane, i wciąż są używane i zakładane przez współczesnych naukowców. 

Innym przykładem może być także Nigel Cundy, doktor fizyki teoretycznej z Oxfordu, który na swoim blogu http://www.quantum-thomist.co.uk/index.html, argumentuje, że zasady filozofii tomistycznej wcale nie zostały wysłane na śmietnik pomimo nowoczesnych odkryć dotyczących fizyki kwantowej.

Dużo możnaby polemizować z tymi, którzy błędnie twierdzą, że nauka doprowadziła do ''śmierci Boga'', którą głosił Nietzsche. W tym artykule skupie się jednak na tym, jakie założenia w swoim rozumowaniu i swoich teoriach przyjmują ateiści i ewolucjoniści, negujący istnienie Boga, i akceptujący obecnie dominujące (moim zdaniem błędne) paradygmaty dotyczące powstania i ewolucji Wszechświata oraz życia na Ziemii, i w jaki sposób paradoksalnie to, co otwarcie przyznają, wskazuje w rzeczywistości na istnienie, a nie na istnienie Boga, i w jaki sposób świadomie czy też nie, przyjmują oni podstawowe założenia klasycznej metafizyki.

Jednym z najciekawszych przykładów tego jest być może fakt, że zwolennicy ateistycznego ewolucjonizmu sami otwarcie przyznają, że Wszechświat i życie na Ziemii musiało powstać stopniowo z prostszych związków chemicznych i substancji. Praktycznie żaden współczesny ateista, przynajmniej spośród jego poważniejszych reprezentantów ze świata nauki oraz filozofii, nie wierzy, że tak po prostu od samego początku nagle zaistniał Wszechświat ze złożonymi formami życia, jak na przykład małpy, ani, że od razu mieliśmy do czynienia z pierwiastkami chemicznymi złożonymi z wielu protonów jak na przykład węgiel, tlen czy uran. Ateiści przyznają, że tak złożone układy nie mogły istnieć same z siebie od samego początku. Wierzą natomiast, że ssaki, takie jak małpy, wyewoluowały od bardziej prostych i prymitywnych zwierząt, które z kolei wyewoluowały ze wspólnego przodka, który powstał z jeszcze prostszych związków chemicznych w hipotetycznej ''prazupie'' na Ziemii miliardy lat temu, które jakoś poskładały się i wszedły w reakcję ze sobą tak, że powstało pierwsze życie. Z kolei - według ich poglądu - cięższe pierwiastki, z większą liczbą protonów w jądrze atomowym, nie powstały od razu w wyniku Wielkiego Wybuchu, ale z prostszych, lżejszych pierwiastków w wyniku syntezy jądrowej we wnętrzach gwiazd, a także w wyniku wybuchów supernowych.

Wielu kreacjonistów, zwłaszcza znakomity chemik i nanotechnolog Dr James Tour, polemizowało z teoriami ateistów na temat ewolucji czy zwłaszcza abiogenezy. Mógłbym trochę napisać o wielu zarzutach, jakie postawili kreacjoniści oraz zwolennicy Inteligentnego Projektu wobec możliwości samoistnego powstania życia ze związków chemicznych oraz neodarwinistycznej koncepcji ewolucjonizmu, według której cała złożoność życia może być wytłumaczona jedynie mutacjami i doborem naturalnym. Jednak tak tylko dla potrzeby argumentu będe chojny dla ateistów, i przyjmę założenie, że mają rację, i życie faktycznie powstało z prostszych form, które pochodzą od jeszcze prostszego przodka, który samoistnie powstał z prostszych związków chemicznych w prazupie, których pierwiastki powstały w gwiazdach i supernowych z jeszcze prostszych pierwiastków, które wytworzyła nukleosynteza krótko po Wielkim Wybuchu. Otóż okazuje się, że sami strzelili sobie w stopę!

W jaki sposób? I co to ma wspólnego z tomizmem? Okazuje się, że bardzo wiele! Proszę zwrócić pod uwagę na metafizyczne założenie, które kieruje ewolucjonistami, próbującymi opisać historię kosmosu oraz życia na Ziemii: przyznają, że układ bardziej złożony musi być poprzedzony przez bardziej prosty! Złożony układ, jak małpa, nie może istnieć tak po prostu sam od siebie. Musi powstać z prostszych organizmów, które powstają z prostszych związków chemicznych, które pochodzą od jeszcze prostszych pierwiastków, które też pochodzą z syntezy jądrowej prostszych pierwiastków o mniejszej liczbie atomowej w gwiazdach oraz supernowych. Ewolucjoniści przyjmują więc metafizyczne założenie, że byty złożone z kombinacji części nie istnieją same od siebie, ale muszą pochodzić od bytów prostszych od nich.

I tu pojawia się problem dla ateizmu. Otóż każdy byt, który jest złożony z istoty oraz istnienia jest bytem złożonym z części. Nawet coś tak pozornie prostego jak elektron nie jest absolutnie proste: składa się z masy, z ładunku elektrycznego itd. Fakt, że jest ruchomy, dowodzi też, że składa się z potencjalności oraz rzeczywistości. Jeżeli chcemy wytłumaczyć, dlaczego w ogóle cokolwiek istnieje, nie możemy jednak powoływać się tylko na byty złożone, bo one nie mogą istnieć same z siebie. Jedynym sposobem na wyjście z tego złośliwego regresu jest, jeżeli założymy, że istnieje byt absolutnie prosty, który nie składa się z części. Ale takim bytem jest właśnie Bóg, którego istota jest równoważna z jego istnieniem, i w którym nie ma podziału na potencjalność i rzeczywistośc, ale który jest bytem czysto rzeczywistym, bez żadnych potencjalności, czyli actus purus.

Zauważył to już ponad 1700 lat temu wybitny filozof neoplatoński Plotyn, który wierzył, że musi istnieć absolutnie prosta i niepodzielna substancja, zwana ''Jednią'', która jest przyczyną, dlaczego cokolwiek innego we Wszechświecie może istnieć. Z tego powodu też klasyczni filozofowie, i do dziś współczesna teologia katolicka, zakłada, że Bóg musi być bytem prostym, nieskładającym się z części. Jest tak, ponieważ Bóg jest bytem koniecznym, a zatem jego istnienie nie może zależyć od przygodnej kombinacji części. Niestety, we współczesnej filozofii pojawiły się też fałszywe, niebezpieczne, i heretyckie koncepcje Boga, przeczące zasadzie bożej prostoty bronionej przez klasycznych filozofów, o czym szerzej napisałem w swojej notce ''Różnice pomiędzy klasycznym teizmem a teistycznym personalizmem''. Co więcej, pseudonaukowi ateiści, tacy jak Richard Dawkins, najwyraźniej często nie rozumią koncepcji bożej prostoty, której bronili klasyczni filozofowie teistyczni, gdyż pytają się ''kto stworzył Boga'', i błędnie argumentują, że Bóg musiałby być jeszcze bardziej złożony niż Wszechświat.

Podobne metafizyczne założenie widać w akcji, gdy zwolennicy ateistycznego ewolucjonizmu spoglądają na gwiazdę lub planetę, i zastanawiają się, w jaki sposób ona mogła powstać - na przykład, z kolpasu chmury gazu. Widać, że kieruje nimi wiara w pewną ukrytą zasadę metafizyki - że byty przygodne nie mogą istnieć same od siebie bez powodu. To właśnie ta sama zasada metafizyki, którą stosowali teistyczni filozofowie, tacy jak Święty Tomasz z Akwinu, który wprowadził rozróżnienie na istotę i istnienie bytu, oraz Leibniz, który wprowadził zasadę dostatecznej przyczyny. To właśnie na tej zasadzie opierają się różnego rodzaju argumenty kosmologiczne za istnieniem Boga. Jednak jeżeli dostosujemy tę same zasadę do całego Wszechświata, również dojdziemy do wniosku, że nie może on istnieć bez dostatecznej przyczyny, i musi posiadać transcedentalnego Stwórcę.

Innym ciekawym przykładem tego, jak ateiści sami sobie napuszczają jajko na twarz, jest, gdy próbują odpowiedzieć na to, dlaczego stałe fizyczne we Wszechświecie są aż tak idealnie dostrojone, tak, by mogło istnieć życie. Zdając sobie spawę z tego problemu, spekulują o możliwości tak zwanego ''Wieloświata'', czyli zbioru składającego się z wielu równoległych Wszechświatów, i twierdzą, że jest możiwe, aby w innych Wszechświatach od naszego obowiązywały inne prawa fizyki, i występowały inne stałe fizyczne (takie jak stała grawitacji G, stała Plancka h, itd.).

Ateiści uważają, że istnienie ''Wieloświata'' składającego się z nawet w wielu decylionów Wszechświatów, może uratować ich światopogląd. Okazuje się jednak, że w rzeczywistości ich tok rozumowania wykazuje problem z ich własnym światopoglądem. Otóż przyznając, że w innych Wszechświatach mogą istnieć inne prawa fizyki oraz podstawowe stałe natury, niż w naszym, przyznają, że prawa fizyki nie istnieją koniecznie, ale przygodnie - nie są więc tym samym co prawa logiki, czy metafizyki, które nie mogłyby być w żaden sposób inne. Prawa logiki, takie jak ważnośc modus ponendo ponens, muszą być zawsze takie jakie są, niezależnie od tego, w jakim Wszechświecie się znajdujemy. To samo dotyczy praw metafizyki, takich jak zasada, że jest niemożliwe, aby istniała nieskończona ilość rzeczywistych obiektów (np. książek, monet, itd.), co wykazuje słynny paradoks hotelu Hilberta.

To jest poważny problem dla ateizmu, bo wykazuje, że prawa fizyki nie są zwyczajnym ''brutalnym faktem''. W odróżnieniu od praw fizyki czy metafizyki, są więc przygodnym opisem zjawisk zachodzącym w naszym Wszechświecie. Skąd więc wzięły się prawa fizyki? Musi istnieć prawodawca, a prawa fizyki opisują, w jaki sposób Bóg utrzymuje Wszechświat w istnieniu - a wiemy, że Bóg utrzymuje Wszechświat w ruchu na przykład z pierwszego z pięciu dowodów Świętego Tomasza z Akwinu.

Podobnie są scenariusze, które nawet ateiści by uznali za absurdalne, i w które praktycznie żaden ateista nie wierzy, co windykuje klasyczną oraz tomistyczną metafizykę oraz leibnizowską zasadę dostatecznej przyczyny. Wyobraźmy sobie na przykład Wszechświat, który istnieje od nieskończonej ilości czasu. Wyobraźmy sobie też, że w tym Wszechświecie istnieje taki hipotetyczny scenariusz, w którym mamy nieskończenie cofający się regres jajek i kurcząt. Kura wylęga się z jajka, które złożyła inna kura, która też wyklęła się z jajka, które złożyła inna kura, i regres ten cofa się w nieskończoność.

Większość ateistów ucziwie by przyznało, że coś jest tutaj nie tak, że coś tu nie gra, że taki scenariusz musi być uznany za absurdalny i nieologiczny. Ateiści przeważnie odrzucają taki scenariusz. Zamiast tego wierzą w teorię ewolucji, która zakłada, że kury wyewoluowały z jakiegoś przodka, który wyeowoluował od jeszcze jakiegoś tam przodka, który natomiast powstał z jakiejś prebiotycznej ''zupy'' związków chemicznych we wczesnej Ziemii, itd.

Wróćmy jednak do scenariusza z wiecznym Wszechświatem, i nieskończenie cofającego się regresu kur i jajek. Mamy tutaj przykład serii uporządkowanej per accidens, czyli takiej, w której poszczególni członkowie ciągu nie odbierają swojej mocy od poprzednich, tak, że nawet jak je usuniemy, ciąg może iść dalej do przodu. Jeżeli matka kury zdechnie, kura dalej ma możliwość zniesienia jajka. Co może być zaskoczeniem, niektórzy scholastyczni filozofowie, tacy jak Duns Scotus czy Święty Tomasz z Akwinu, uznawali taki scenariusz jako teoretycznie możliwy. Negowali jedynie możliwośc nieskończenie cofającego się regresu w przypadku serii uporządkowanych per causa, czyli takich, których wszyscy członkowie otrzymują swoją moc z pierwszego, tak, że jak jeden zawiedzie, wszystkie pozostałe elementy również padną; przykładem tego może być chociażby ciąg listew, zasliających komputer, który ostatecznie musi się rozpocząć od wtyczki, gdyż żadna z listw sama w sobie nie posiada możliwości zasilania komputera.

Ja uważam, że również i w przypadku serii uporządkowanej per accidens nieskończenie cofający się regres jest niemożliwy. Przekonywujące argumenty przeciwko metafizycznej możliwości Wszechświata o nieskończonym wieku podali też filozofowie tacy jak Al-Ghazali, Święty Bonawentura, czy - bardziej współcześnie - William Lane Craig.

Oprócz samej nieskończoności owego ciągu jajek i kur, nasuwa się jednak na myśl inne pytanie: jeżeli ciąg jajek i kur cofa się w nieskończoność, skąd się wzięła idea jajek i kur w pierwszym miejscu? Skąd się wzięły plany na sktrukturę atomową kury, jej DNA, itd.? 

Mamy tu znowu doczynienia z zasadą dostatecznej przyczyny Leibniza. Widać, że ciąg jajek i kur - niezależnie od tego, czy cofa się w nieskończoność czy nie - musi mieć przyczynę swojego istnienia. Nie może istnieć tak po prostu sam od siebie bez przyczyny.

Ateiści mogą odpowiedzieć, że nie wierzą przecież w nieskończenie cofający się regres jajek i kur, że wierzą w ewolucję, że wierzą w to, że kury wyewoluowały z innego zwierzęta, który powstał z jeszcze innego, który natomiast powstał ze związków chemicznych w jakiejś tam organicznej zupie. Kłopot w tym, że to niczego nie zmienia, bo to są też byty przygodne, czyli takie, które nie istnieją koniecznie. W ten czy inny sposób musimy w końcu dojśc do bytu koniecznego, czyli Boga.

Na koniec podam jeszcze inny przykład ateistycznej hipokryzji. Ateiści lubią powtarzać, że zło i cierpienie na świecie przeczą istnieniu Boga. Często też atakują teistów za zło, na przykład, za krucjaty, za Inkwizycję, za miliony dla Rydzyka, za homofobię, itd. Jednak filozofowie religii, nawet ateistyczni, w większości przyznali już, że istnienie zła nie jest metafizycznie niespójne z istnieniem Boga, i może co najwyżej wskazać na wysokie prawdopodobieństwo nieistnienia Boga.

Jest też inny problem z taką linią argumentacji: jeżeli Bóg nie istnieje, nie ma absolutnego standardu, aby uznać, co jest złe, a co nie.

Co więcej, jeżeli światopogląd materialistów jest prawdziwy, ludzie nie posiadają duszy, tylko działają według określonych praw fizyki sterujących materią, a zatem nie mają wolnej woli, więc nie ma sensu powiedzieć, że są źli.

Polak, katolik (nie mylić z sektą Drugiego Soboru Watykańskiego)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości