Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897
253
BLOG

Zasada racji dostatecznej i istnienie Boga

Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897 Rozmaitości Obserwuj notkę 4
W tej notce wyjaśnie i obronie zasadę racji dostatecznej sformułowaną przez Leibniza i opowiem o jej związku z argumentami za istnieniem Boga.

Zasada racji dostatecznej jest jedną z podstawowych zasad metafizycznych opisujących naszą rzeczywistość. Choć sformułował ją Gottfried Wilhelm Leibniz, była znana filozofom od dawna, i jest ona wykorzystywana przez naukowców. Jednak skąd możemy wiedzieć, że zasada racji dostatecznej jest prawdziwa? I jaki ma ona związek z argumentami za istnieniem Boga? Czy da się ją wykorzystać, by obalić ateizm?

Zacznijmy od tego, czym dokładnie jest zasada racji dostatecznej. W skrócie można ją opisać tak: wszystko co istnieje, potrzebuje wytłumaczenie swojego istnienia i swoich atrybutów, i wszystko co się dzieje, potrzebuje wytłumaczenie. Nic nie może istnieć bez powodu ani dziać się bez powodu.

Wydaje się to proste, oczywiste i logiczne. Jeśli na ulicy znajdę na przykład paczkę chusteczek, wiadomo, że nie istnieje tam bez żadnej przyczyny. Musiała zostać zrobiona, i ktoś musiał ją kupić w sklepie, i potem zgubić. Jest to dla wszystkich oczywiste. Tę samą zasadę stosują też naukowcy. Gdy na przykład odkryjemy szczątki mamuta, wiadomo, że te szczątki nie istnieją sobie tak po prostu bez powodu, tylko odpowiadają prawdziwemu zwierzęciu, które kiedyś żyło, które miało matkę i ojca, i które z tego czy innego powodu zdechło. To przyznają zarówno ewolucjoniści, jak i kreacjoniści. Podobnie, gdy zachodzi jakieś zjawisko naukowe, jak dyfrakcja światła, efekt Casmira, krążenie planety w okół Słońca, przyciąganie metalu przez magnes, itd., zawsze szukamy naukowego, naturalnego i racjonalnego wytłumaczenia tego zjawiska, ale nigdy nie twierdzimy, że dzieje się ono bez żadnej przyczyny ani wytłumaczenia. Tak samo, zarówno zwolennicy dominującego modelu ewolucji Wszechświata, jak i zwolennicy kreacjonizmu młodej Ziemii, przyznają, że wszystkie gwiazdy, galaktyki, planety, itd. we Wszechświecie nie mogą istnieć bez powodu. Odrzucenie zasady racji dostatecznej zdawałoby się więc być równoważne z całkowitym odrzuceniem nauki, zrozumiałości Wszechświata, i metody naukowej samej w sobie.

Zasada racji dostatecznej nie jest więc jedynie przygodną zasadą fizyki, opisującą prawa, które akurat rządzą Wszechświatem, takie jak prawo grawitacji, ale jest zasadą metaizyki, która nie mogłaby nawet być inna. Nie jest czymś, co odkryła nauka, ale czymś, co musimy założyć, aby rozwój nauki był w ogóle możliwy, jest ukrytym filozoficznym założeniem, które wnosimy spoza nauki, aby móc uprawiać naukę.

Czy da się jednak w jakiś sposób udowodnić zasadę racji dostatecznej? Większość uważa ją za coś oczywistego, czego nie trzeba udowodnić. Wiadomo, że batony czekolady, jabłka, telewizory, pralki, itd. nie mogą istnieć tak po prostu same od siebie i bez powodu. Bardzo by to świat nauki zaskoczyło, gdyby za pomocą teleskopów astronomowie odkryli, że w galaktyce Andromedzie jest latający Jumbo Jet czy Mercedes Klasy S. Jednak dlaczego tak dokładnie jest? Czy da się to jakoś uzasadnić?

Myślę, że da się. Jedną z dróg do tego może być rozróżnienie na istotę i istnienie bytu, wprowadzone przez Świętego Tomasza z Akwinu. Istota opisuje wszystkie atrybuty danego bytu: kolor, kształt, strukturę atomową, itd. Istnienie opisuje fakt, że ten byt istnieje. Da się pojąć istotę bytu, bez zakładania, że istnieje, i dalej jest to prawdziwa istota, jeżeli nie zawiera w sobie logicznej sprzeczności. Nie da się pojąć istoty  kwadratowego koła, bo to coś bez sensu, to nie jest istota. Ale da się pojąć istotę wielkiego stumetrowego pomnika Kaczora Donalda z czekolady, idea sama w sobie nie jest nielogiczna, jest to więc prawdziwa istota, ale nie ma ona istnienia.

Ta prosta metafizyczna koncepcja Świętego Tomasza z Akwinu wyjaśnia, dlaczego byty przygodne nie istnieją koniecznie: ich istota nie jest równoważna z ich istnieniem. Oznacza to jednak też, że coś musi im przekazywać istnienie, ponieważ same w sobie w swojej istocie nie mają swojego własnego istnienia. I tu właśnie Święty Tomasz wprowadza swój argument za istnieniem Boga: Bóg to po prostu taki byt, którego istota jest równoważna z jego istnieniem, a zatem musi koniecznie istnieć. Wszystkie pozostałe byty istnieją tylko, jeżeli Bóg przekazuje istnienie ich istotom. Oznacza to, że Bóg musi tu i teraz (nie tylko w momencie Stworzenia świata) przekazywać istnienie wszystkim pozostałym bytom, tak, by utrzymały się w istnieniu. Jeżeli jednak Bóg nie przekaże istnienia jakiejś istocie - nawet jeżeli jest ona logicznie i metafizczynie możliwa - to nie istnieje ona. Dlatego też nie istnieje stumetrowy pomnik Kaczora Donalda z czekolady w Warszawie (ani nigdzie) czy rolka papieru toaletowego na Marsie.

Główną zaletą takiej formy argumentacji jest, że jest ona neutralna wobec tego, czy Wszechświat miał początek w czasie czy nie. Nawet jeżeli Wszechświat istniał od zawsze (wkrótce wytłumaczę, dlaczego myślę, ze tak nie jest), Bóg musi utrzymywać wszystkie byty przygodne (pralki, psy, koty, samoloty, samochody, drzewa, gwiazdy, itd.) w istnieniu tu i teraz.

Zasadę racji dostatecznej da się też obronić w sposób nieco inny niż tomistyczny, w sposób bardziej podobny do argumentacji stosowanej przez zwolenników argumentu kalam, który Święty Tomasz z Awkinu co ciekawe odrzucał, ale który propagowal jego przyjaciel Święty Bonawentura.

Aby zrozumieć to, zadajmy sobie pytanie: czy jest możliwe, aby coś istniało było nieskończoną ilość czasu? Okazuje się, że nie. Czemu? Bo gdyby coś istniało było nieskończoną ilość czasu, oznaczałoby to, że nieskończona ilość czasu już upłynęła, a zatem już się skończyła. Ale nieskończona ilość czasu nie może upłynąć, bo nieskończoność nigdy nie może się skończyć. Neskończoność z samej definicji nie ma końca. Nie da się doliczyć do nieskończoności. Nie da się dotrzeć do ostatniej nieskończonej liczby po przecinku pi. A zatem wszystko musiało istnieć od skończonej liczby czasu.

Ale jeżeli coś zaczęło istnieć skończoną liczbę czasu temu, nie mogło powstać z niczego, bo niebyt jest brakiem jakiegokolwiek bytu, i brak jakiejkolwiek mocy stwórczej. A zatem idzie jest absurdalne i nielogiczne stwierdzić, że powstało to bez powodu. Musiała być jakaś przyczyna. Dlatego też nie widzimy, że nagle bez powodu z niczego powstają cukierki, konie, żyrafy, pralki, żelazka, itd.

Ten argument dotyczy też samego Wszechświata, a także i samego czasu. Ponieważ czas nie może się cofać w nieskończoność, musiał mieć miejsce początek wszelkiego czasu. I wynika to z zasady metafizyki, że nieskończoność z definicji nie może być skończona i nie może upłynąć. Ten argument działa niezależnie od tego, czy wierzymy w teorię Wielkiego Wybuchu czy nie, ani od tego czy wierzymy, że Wielki Wybuch był absolutnym początkiem Wszechświata, czy też Wszechświat mógł istnieć w innej formie jakiegoś proto-Wszechświata, Multi-Wszechświata lub kwantowej próżni przed Wielkim Wybuchem. Ostatecznie cała przygodna czasowa rzeczywistość musiała mieć początek.

Jednak z zasady racji dostatecznej wynika, że nie mogła powstać bez przyczyny. Jakiś byt konieczny, wieczny, pozoczasowy i niematerialny musiał ją wprawić w istnienie.

Ktoś tu może mi zwrócić uwagę: zaraz, zaraz: a dlaczego Bóg jest niby wieczny? Czy nie jest niemożliwe, aby coś istniało wiecznie? I jeżeli tak, to skąd się wziął Pana Bóg? 

Po kolei. Gdy mówimy, że Bóg jest wieczny, nie mówimy, że istnieje od nieskończonej ilości czasu - co już wykazaliśmy, że jest niemożliwe - ale, że znajduje się on poza czasem, ponieważ stworzył Wszechświat łącznie z czasem. Bóg nie potrzebuje czasu, by istnieć, bo Bóg jest niezmienny (actus purus). Wynika to z jego natury jako byt konieczny, czyli taki, którego istotą jest jego własne istnienie: ponieważ Bóg istnieje koniecznie, nigdy nie może się zmienić w coś innego, ani nie może zacząć ani przestać istnieć.

Ktoś mógłby jednak się zapytać: co z mechaniką kwantową? Czy nie wykazuje ona, że zasada racji dostatecznej jest fałszywa? Czy nie jest ona niedeterministyczna? Czy nie wykazuje ona, że coś może powstać z niczego? Czy nie obala ona metafizyki arystotylesowskiej i tomistycznej? Czy Stephen Hawking i Lawrence Krauss nie ''zablili'' już Boga, i wykazali, że Wszechświat powstał z niczego zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej?

Zacznijmy od tego, że mechanika kwantowa jest niedeterministyczna. Nie da się stwierdzić na przykład, kiedy atom radioaktywny się rozpadnie, można jedynie przewidzieć prawdopodobieństwo, że rozpadnie się w danym przedziale czasu. Czy to jednak jest sprzeczne z zasadą racji dostatecznej? Niekoniecznie. Jest to sprzeczne tylko z jej niektórymi wersjami. Byłoby to sprzeczne z wersją zasady racji dostatecznej twierdzącą, że przyczyny muszą działać w sposób deterministyczny. Taka wersja zasady racji dostatecznej faktycznie zdaje się być sprzeczna ze współczesną nauką. Byli wprawdzie naukowcy, tacy jak Einstein, którzy spekulowali nad możliwością istnienia zmiennych ukrytych, ale większość naukowców porzuciło ten pogląd ze względu na twierdzenie Bella, udowodnione przez eksperymenty Clausera i Freedmana. Aczkolwiek teista Trent Horn - moim zdaniem dość dobrze zaznajomiony z nauką i z fizyką kwantową - w trakcie debaty z ateistą Alexem O'Connorem (aka. Cosmic Sceptic) - który muszę uczciwie przyznać, że wydaje mi się znacznie mniej głupi niż większość neo-ateistów, ''wiejskich ateistów'', czy ateistów z YouTube'a -  na kanale na YT Pints With Aquinas stwierdził, że interpretacja mechaniki kwantowej Bohma-de Brogliego pozwala na istnienie zmiennych ukrytych, i że sam John Bell był na taką interpretację otwarty. Sam nie nie znam się aż tak znakomicie na mechanice kwantowej, choć z tego co pamiętam z zajęć na uniwersytecie, zdawałoby mi się, że nierówność Bella wyklucza istnienie zmiennych ukrytych, a interpretacji Bohma-de Brogliego akutat nie znam. Jakby ktoś, kto dobrze zna fizykę kwantową, wiedział cokolwiek więcej na ten temat, i chciałby mi napisać w komentarzu, to byłbym wdzięczny, bo znaczną ilość czasu interesowałem się fizyką kwantową. Tu jest transkrypt debaty dla zainteresowanych. https://www.catholic.com/audio/cot/debate-gods-existence-trent-horn-vs-alex-oconnor Jednak niezależnie od tego, czy istnieją zmienne ukryte, czy nie, nie obala to koniecznie całkowicie zasady racji dostatecznej.

Już wyjaśniam dlaczego. Zasada racji dostatecznej nie musi koniecznie implikować, że przyczyna istnienia jakiegoś bytu czy zajścia jakiegoś zjawiska musi był całkowicie deterministyczna, jedynie, ze przyczyna taka musi istnieć. Przyczyna musi istnieć z konieczności metafizycznej, ponieważ niebyt z definicji nie może niczego zrobić, gdyż jest brakiem bytu, i nie posiada mocy zrobienia czegokolwiek. Jednak to, że istnieje przyczyna, nie znaczy, że musi ona być deterministyczna. I to, że coś nie dzieje się deterministycznie, nie znaczy, że dzieje się absolutnie przypadkowo bez żadnej przyczyny.

W przypadku rozpadu jądrowego wciąż istnieje przyczyna: niestabilność jądra atomowego. Fakt, że nie ma absolutnego determinizmu co do tego, kiedy ów rozpad nastąpi, nie znaczy, że dzieje się absolutnie bez przyczyny. Dlatego też tylko jądra radioaktywne ulegają rozpoadowi, a nieradioaktywne nie. Są pewne pierwiastki lub izotopy, które ze swojej natury są niestabilne i radioaktywne, takie jak uran-238, ale są też takie, takie jak hel-4, które są stabilne i nie są radioaktywne. Gdyby mechanika kwantowa czy fizyka jądrowa faktycznie insynuowała, że jądra atomowe się rozpadają zupełnie przykładowo i bez powodu, byłoby to hochsztaplerstwo a nie poważna nauka, byłaby ona wyśmiewana przez wszystkich naukowców, i nie ujrzałaby nigdy światła dziennego na poważnych uniwersytetach. A tak przecież nie jest. Naukowcy w prawdzie nie potrafią dokładnie przewidzieć, w którym momencie dokładnie nastąpi rozpad jądra atomowego, ale wciąż jest w tym pewne matematyczne piękno: wciąż możemy zmierzyć okres połowicznego rozpadu danego pierwiastka, wciąż możemy zmierzyć prawdopodobieństwo, że w danym przedziale czasu rozpadnie się dana ilość jąder atomowych, i wciąż jesteśmy w stanie z całkiem dużym przybliżeniem opisać ewolucję układu za pomocą dystrybucji Poissona.

Co więcej, może to być dla wielu zaskoczeniem, ale taki brak absolutnego determinizmu nie tylko nie jest zaprzeczeniem tomistycznej metafizyki, ale nawet pokrywa się z nią. W rzeczywistości Święty Tomasz z Awkinu odrzucał premizę, że każda przyczyna musi działać z absolutnym determinizmem. Widać to na przykładzie pozornego paradoksu, który niektórzy wysuwają jako obiekcję przeciwko tomistycznej koncepcji bożej prostoty, dotyczącego tak zwanego paradoksu kolapsu modalnego. Zdawałoby się, że jeśli Bóg jest bytem koniecznym, i jednocześnie jest absoltunie prosty, co implikuje, że jego wola jest równoważna z jego istotą, wynikałoby z tego, że Stworzenia świata również było tak samo konieczne jak samo istnienie Boga, i że Stworzenia świata, i właściwie wszystko co zrobił kiedykolwiek Bóg (zniszczenie Sodomy i Gomory, cud rozmnożenia chleba i ryb, itd.) również musiało się wydarzyć koniecznie. Święty Tomasz z Awkinu jednak kategorycznie odrzucał taki pogląd (patrz Suma Teologiczna, Prima Pars, Pytanie 19, Artykuł 3 https://www.newadvent.org/summa/1019.htm#article3 ). Uważał, że to co Bóg swoją wolą pragnie - na przykład, stworzenie świata - wcale nie jest konieczne. Jak to mozliwe? Otóż Bóg, choć w swojej istocie jest konieczny, ma wolność, by pragnąć pewnych rzeczy lub nie, i by stworzyć świat lub nie. Choć jego wola w swojej istocie jest konieczna, jego wola, by stworzyć świat, lub by Maryja zaszła w ciążę jako dziewica, nie jest rzeczywistą właściwością woli bożej, opisującą jej naturę samą w sobie, a jedynie to, co tomista Edward Feser nazwał ''właściwością Cambridgeowską'', czyli właściwością nie opisującą natury istoty boskiej samej w sobie, ale jedynie jej relację wobec rzeczy przygodnych, których dzięki swojej wolności nie pragnie koniecznie.

Widzimy więc, że Święty Tomasz z Awkinu odrzucał, że wszystkie przyczyny muszą działać w sposób deterministyczny, gdyż wierzył, że stworzenie świata przez Boga było czynem niedeterministycznym. Jednak to, że przyczyna czegoś jest niedeterministyczna, nie znaczy, że jej nie ma, ani, że nie była konieczna. Analogia może tu pomóc. Mozart napisał operę Don Giovanni. Nie zrobił tego koniecznie. Mógł jej teoretycznie nie napisać, albo napisać inną operę. Nie zmienia to jednak faktu, że to Mozart napisał operę Don Giovanni, i że sama by się nie napisała. Tak samo to Bóg stworzył Wszechświat, choć nie zrobił tego koniecznie. Jednak twierdzenie, że Bóg nie zrobił tego koniecznie, nie znaczy, że nikt nie stworzył Wszechświata. Stwierdzenie, że Wszechświat powstał sam z siebie bez powodu, byłoby absurdalne.

Tu warto zwrócić uwagę na podobne pytanie, dotyczące wolnej woli. W trakcie debaty z Trentem Hornem, Alex O'Connor próbował argumentować przeciwko zasadzie racji dostatecznej, twierdząc, że przeczyłaby ona istnieniu wolnej woli. Zasada racji dostatecznej nie przeczy jednak koniecznie istnieniu wolnej woli. Owszem, są różne poglądy na temat wolnej woli. Pogląd libertariański, uznawany między innymi przez molinistów, zakłada, że ludzka wolna wola jest całkowicie niezależna od woli Boga. Inny pogląd, zwany kompatybilistycznym, przyjmowany między innymi przez Domingo Báñeza oraz przez Świętego Tomasza z Awkinu i późniejszych tomistów, stojący w opozycji wobec molinizmu, zakłada, że Bóg jest pierwszą przyczyną porusząjącą naszą wolną wolę z potencjalności do rzeczywistości, przez co nasza wolna wola nie może być niezależna od Boga. Niezależnie od tego, która wersja wolnej woli jest prawdziwa, istnienie wolnej woli nie jest koniecznie sprzeczne z zasadą racji dostatecznej. Jeżeli prawdziwy jest pogląd molinistyczny, nie ma determinizmu w działaniu naszej wolnej woli, ale wciąż musi istnieć osoba, wykonująca swoje czyny za pośrednictwem wolnej woli, gdyż nic nie może się dziać bez przyczyny. To, że za pomocą swojej woli wykonuję przygodny czyn - jak na przykład pisanie tej notki - nie znaczy, że dzieje się on bez przyczyny, bo przecież ta notka sama by się nie napisała! Podobnie w przypadku, gdy uznamy, że rację mają wyznający kompatybilizm tomiści, podążający za poglądami Báñeza na temat predestynacji, Bóg jako pierwszy ruszyciel i człowiek o wolnej woli jako bezpośrednia przyczyna sprawcza wciąż są konieczni aby dokonać czynu - jest tak samo: ta notka nie mogła się przecież napisać sama! Tu warto wytłumaczyć dokładniej jaki pogląd mają tomiści na temat wolnej woli: nie uznają ją jako wolną niezależnie od Boga, ale wolną ze zwględu na to, że ludzie są stworzeniami racjonalnymi, podążającymi za swoimi pragnieniami, czyli robią to, co chcą.

Warto również wspomnieć o tym, że sam Leibniz miał błędny pogląd dotyczący stworzenia świata przez Boga. Błędnie zakładał, że Bóg musiał stworzyć najlepszy świat z możliwych, ponieważ miał taki obowiązek moralny. Voltaire był zagorzałym przeciwnikiem tezy, że nasz świat jest najlepszy z możliwych, zwracając uwagę na zło istniejące na świecie, i wyśmiał tezę Leibniza. Jednak samo powoływanie się na istnienie zła na świecie nie obala tezy Leibniza, że nasz świat jest najlepszym z możliwych. Leibniz odpowiedziałby po prostu, że to zło jest konieczne, by wyciągnąć z niego większe dobro. Jest jednak pewien problem z argumentem Leibniza: jako, że świat jest bytem skończonym i przygodnym, zawsze możnaby go dalej udoskonalać w nieskończoność. A zatem niezależnie od tego, jak dobry byłby ten świat, zawsze możnaby pojąć nieskończoność światów jeszcze lepszych od niego. Bóg zatem nie mógł stworzyć najlepszego Wszechświata z możliwych, bo to metafizyczna i logiczna sprzeczność.

Jedźmy jednak dalej: co z poglądami Hawkinga i Kraussa, że nasz Wszechświat mógł powstać z niczego zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej? Czy mechanika kwantowa w tym miejscu nie obala zasady racji dostatecznej? Czy nie przeczy to istnieniu Boga i nadnaturalnemu stworzeniu świata? Odpowiedź brzmi: nie.

Po pierwsze, prawa fizyki same w sobie nie są metafizycznie konieczne, ale przygodne. Nie da się za pomocą samej logiki czy metafizyki obliczyć stałej Plancka h czy stałej grawitacyjnej G, trzeba faktycznie dokonać eksperyment, i to zmierzyć. Ale z zasady racji dostatecznej wynika, że wszystko co jest przygodne, musi mieć wytłumaczenie, a zatem prawa fizyki również muszą mieć wytłumaczenie. Jeżeli spróbujemy je wytłumaczyć powołując się na inne prawa fizyki, będziemy jedynie cofać problem dalej. W końcu musimy dojść do ostatecznego wyjaśnienia, do bytu transcedentalnego, który utrzymuje Wszechświat w istnieniu (nie tylko w chwili stworzenia, ale i w chwili obecnej), i który jest poszukiwanym prawodawcą. Tak samo prawa mechaniki kwantowej, w tym wartość stałej Plancka, również nie są metafizycznie konieczne, ale przygodne, i nie obalają istnienia Boga, ale wskazują sposób, w jaki Bóg utrzymuje wszystko w istnieniu. Jeżeli więc ateiści, tacy jak Hawking, Krauss, czy J L Mackie są lub byli zdania, że mechanika kwantowa przeczy istnieniu Boga czy obaliła tomizm, to się grubo mylą lub mylili.

W rzeczywistości to, że coś nie może powstać z niczego, jest zasadą metafizyki, wynikającą z prostego logicznego wniosku, że niebyt jest z definicji brakiem bytu, a zatem nie ma mocy, by cokolwiek zrobić. Jeżeli jakiekolwiek prawa fizyki zdawałyby się temu przeczyć, wciąż same w sobie byłyby metafizycznie przygodne, i opisywałyby sposób, w jaki Bóg utrzymuje świat w istnieniu. Jako przykład podam teorię stanu stacjonarnego, zaproponowaną przez Hoyle'a, Golda i Bondiego. Teoria ta już nie ma zbyt wielu zwolenników w świecie naukowym, ale dla potrzeby argumentu/przykładu, wyobraźmy sobie, że jest ona prawdziwa. W przecziwieństwie do teorii Wielkiego Wybuchu, zakłada ona, że Wszechświat ma nieskończony wiek (istnieje od zawsze), i że z czasem, gdy Wszechświat się rozszerza, pojawia się spontanicznie nowa materia, tak, że gęstość materii we Wszechświecie (inaczej niż w teorii Wielkiego Wybuchu) pozostaje stała.

Nie będę analizował merytoryczności teorii stanu stacjonarnego pod względem strikte naukowym, jednak chciałbym dokonać parę obserwacji czysto metafizycznych na jej temat. Widzieliśmy już, że zasada racji dostatecznej zakłada, że nic nie może istnieć bez wyjaśnienia i nic nie może zacząć istnieć bez przyczyny. Jednak czy teoria stanu stacjonarnego by jej przeczyła? Otóż zasada racji dostatecznej nie jest przygodną zasadą fizyczną opisującą jak działa akurat nasz Wszechświat, ale zasadą metafizyczną, opisującą jak musi koniecznie zachowywać się rzeczywistość. Prawda jest taka, że cząstki materii, takie jak protony, są bytami przygodnymi, złożonymi z istoty i istnienia, a zatem nie istnieją koniecznie, mogłyby być inne niż są (na przykład, mogłyby być antyprotonami, gdyby nasz Wszechświat był zdominowany przez antymaterię) i nie mogą zacząć istnieć bez powodu. Gdyby więc założyć, że teoria stanu stacjonarnego jest prawdziwa, Bóg wciąż musiałby powodować, że ta tworząca się nowa materia wchodzi w istnienie, i utrzymywać ją w istnieniu.

Wróćmy jednak do modelu Hawkinga i Kraussa. Wierzą w oni, że nasz Wszechświat powstał z kwantowej próżni, poprzedzającej Wielki Wybuch, i że z niej mogły powstać też inne równoległe Wszechświaty. Czy taki scenariusz - zakładając, że jest on prawdziwy, z czym na pewno nie wszyscy by się zgodzili - zadałby jednak śmiertelny cios hipotezie Boga?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, nie musimy nawet dogłędnie analizować relacji między fizyką kwantową a teizmem czy tomizmem. Wystarczy tylko jedna prosta obserwacja. Otóż kwantowa próżnia występuje w przestrzeni. Ale przestrzeń również jest bytem przygodnym, którego istota jest różna od jego istnienia. Można to udowodnić na podstawie łatwego do zrozumienia faktu, że ilość wymiarów, z jakich składa się taka przestrzeń (w naszym Wszechświecie doświadczamy 3 wymiary, choć są też niektóre teorię, takie jak teoria superstrun czy M-teoria, które zakładają, że wymiarów może być więcej, na przykład 9 lub 10, tylko pozostałe są dla nas nieosiągalne) jest liczbą przygodną, czyli niekonieczną. A zatem również ta kwantowa próżnia nie istnieje koniecznie sama z siebie bez powodu. Podobnie możemy też stwierdzić, że ponieważ ta kwantowa próżnia istnieje w czasie (co jest konieczne, aby mogły w niej występować fluktuację kwantowe), musiała mieć początek w czasie (ponieważ, jak już przedtem wytłumaczyłem, jest metafizycznie niemożliwe, by coś istniało nieskończoną ilość czasu, gdyż oznaczałoby to, że doszliśmy w teraźniejszości do końca nieskończoności, co jest logiczną sprzecznością, gdyż nieskończoność z definicji nie ma końca), a zatem idzie również wymagałaby wytłumaczenia swojego istnienia.




Polak, katolik (nie mylić z sektą Drugiego Soboru Watykańskiego)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości